[ Pobierz całość w formacie PDF ]
samochodu i wrócił z garścią słomy. Tyler wsunął słomki do nozdrza
cielęcia i dmuchnął. Nic. Dmuchnął powtórnie, a cielę kichnęło. Harriet tak
to zaskoczyło, że wybuchnęła nerwowym śmiechem. Dmuchnął jeszcze raz
i brzuch cielęcia lekko drgnął.
Tyler wydał okrzyk zwycięzcy.
W tym momencie Harriet zrozumiała, jakimi prawami rządzi się jego
świat. W takim świecie człowiek stale jest poddawany próbom, raz
przegrywa, kiedy indziej wygrywa. Ciekawe, jak Tyler zachowuje się, gdy
przegrywa.
Spojrzał na nią i uśmiechnął się z dumą. Wstał, wytarł się koszulą.
Wyglądał na skrajnie wyczerpanego.
- Slim, czy to małe przeżyje?
- Wątpię.
Tyler podniósł cielę i położył koło matki, która je powąchała i polizała.
- Większość niestety zdycha - rzekł do Harriet. - Jedno na tysiąc ma siłę
żyć.
- A to?
- Może temu się uda.
Odniosła wrażenie, że dostrzegła w nim coś, czego inni nie zobaczą,
choćby obejrzeli tysiąc zdjęć. To była siła ducha, równie wielka, jak tężyzna
fizyczna.
- Slim, za chwilę weźmiemy malucha do samochodu, bo matka będzie
mogła iść za nami. Ale musisz wolno jechać.
Krowa bacznie go obserwowała, gdy brał cielaka i układał w
samochodzie. Basil obwąchał cielę z taką samą ciekawością, jaką budziły w
nim kocięta.
Harriet usiadła przy rudo-białym cielaczku, naprzeciwko Tylera. Świat
wydawał się jej cudowny i pełen fascynujących tajemnic. Dlaczego? Z
68
powodu narodzin, których przed chwilą była świadkiem, czy z powodu
tego, co zrodziło się między nią i Tylerem?
- Wątpię, żeby miejskim kobietom spodobały się zdjęcia przy rodzącej
krowie - rzekł Tyler.
Harriet wzruszyła ramionami. Nie była pewna, czy komukolwiek pokaże
te ujęcia. Nie miała ochoty dzielić się Tylerem z innymi kobietami.
Dzielić się nim? Myśli tak, jakby do niej należał, a przecież to
nieprawda. A może? Gdy całowali się, miała uczucie, że do siebie należą.
Nadal była pod wrażeniem pierwotnej siły, która ich ku sobie popchnęła.
Chciała ulec tej sile.
Była wstrząśnięta, ale i zadowolona, że odkryła w sobie zupełnie inną
Harriet.
- Co wywołało taki słodki uśmiech? - zapytał Tyler.
- Cielę - skłamała.
- Jedziemy prosto do chaty. Tam umyję się i zjemy kolację. Jesteś
głodna?
- Nie bardzo. Wolałabym iść do domu, bo chcę coś zrobić.
Czy możliwe, że Tyler jest zawiedziony? Niebawem mu to wynagrodzi.
Gdy dojeżdżali do domu, zastukał w szybę, więc Slim zwolnił. Basil
wyskoczył pierwszy, Harriet wysiadła za nim.
W domu rozejrzała się i zastanowiła, jak przygotować odpowiednie tło.
Tym razem nie do zdjęć. Postanowiła zastawić pułapkę na Tylera, po prostu
go uwieść. Potrzebne były odpowiednie rekwizyty, więc zaczęła
myszkować po domu. W kuchni znalazła ładny obrus i świece, butelkę wina
oraz kieliszki, a w bawialni kilka płyt.
Następnie poszła do siebie i przejrzała zawartość walizki. Przyjechała z
innym planem i nie miała odpowiedniego stroju. Ogarnęły ją wątpliwości,
ale na szczęście przypomniała sobie, że jest w pokoju Stacey. Przeszukała
półki i szuflady i znalazła prawdziwe skarby: perfumy, pachnące świeczki,
haftowane serwetki, nawet długą suknię. Z dużej kolekcji płyt wybrała
ulubione utwory. Czy posuwa się za daleko? Chyba nie.
Gdy wszystko było gotowe, usiadła na kanapie i przybrała wystudiowaną
69
pozę. Zastanawiała się, kiedy Tyler przyjdzie i jak zareaguje. Czekanie
trwało tak długo, że zmorzył ją sen. Obudziła się, gdy usłyszała odgłos
kroków na schodach.
Tyler wszedł, zapalił światło i stanął jak wryty. Harriet wstała i wzięta go
za rękę.
- Pięknie wyglądasz - bąknął speszony. - Przyszedłem zabrać rzeczy, bo
przenoszę się do chaty.
Harriet odsunęła się i, aby nie wybuchnąć płaczem, przygryzła wargę.
Tak się starała, tyle zrobiła, chciała dać mu wszystko, całą siebie, a on po
prostu uciekał.
- Przemyślałem wszystkie za i przeciw - zaczął Tyler cicho. - Wiem, że z
tobą byłoby mi dobrze, jak z nikim innym. Ale przyjechałaś na krótko, nie
mamy przyszłości. Zastanawiałem się nad tym, co jest najlepsze dla nas
obojga i doszedłem do wniosku, że przelotny romans odpada. Nie jesteś
taką kobietą...
- Skąd wiesz, jaka jestem? - wykrztusiła przez łzy. Gdy delikatnie musnął
palcem jej policzek, przytuliła się
do szorstkiej dłoni.
- Wiem od dawna.
- Powiesz mi?
- Już ci mówiłem, że potrafisz mnie rozśmieszyć.
- Ale nie umiem wzbudzić w tobie miłości, tak?
- Niestety. Nie potrafię nikogo kochać. To za trudne, za bardzo boli.
Myślała, że dla niego nic nie jest za trudne. Zawstydziła się własnych
słów. Co ją napadło, by wspominać o miłości? Po prostu chciała wreszcie
poczuć, że żyje, pełnymi garściami brać, co daje los, żyć dniem dzisiejszym,
nie myśląc o konsekwencjach i przyszłości.
A jednak to Tyler miał rację. Właściwie ją ocenił, bo rzeczywiście nie
była kobietą, która zadowoliłaby się krótkim romansem. Za przelotną
przyjemność zapłaciłaby zbyt wysoką cenę. Owszem, zawrócił ją ze złej
drogi, lecz wcale nie była mu wdzięczna. Poczuła narastającą złość, wręcz
wściekłość. I nie zdając sobie sprawy z tego, co robi, uderzyła Tylera w
70
twarz.
Tyler pogładził policzek i spojrzał jej prosto w oczy.
Bez słowa odwróciła się, wybiegła z pokoju. W sypialni rzuciła się na
łóżko i wybuchnęła płaczem.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Tyler zastukał do chaty. Slim najpierw wyjrzał przez okno, a dopiero
potem uchylił drzwi. Patrzył podejrzliwie, jakby zapomniał, że Tyler prawie
co wieczór przychodzi grać w karty.
- No?
- Chcę u was przenocować.
Slim otworzył drzwi odrobinę szerzej, lecz nie zaprosił gościa do środka.
- Zakochani się pokłócili?
- Nie jesteśmy zakochani. Nic nas nie łączy, nawet uczucie sympatii. Nie
71
było o co się kłócić.
Czy naprawdę nie było kłótni? Policzek wciąż palił go od uderzenia, a
Harriet pewno jeszcze zalewa się łzami.
Slim widocznie nie uwierzył mu, bo ani drgnął. Czekał na dalsze
wyjaśnienia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]