[ Pobierz całość w formacie PDF ]

To nie baba, to trzydzieści cztery przyjemności.  Odbijmy, koledzy, ukryty nasz
garniec!  zaśpiewał nieświe\ym głosem. No? Odbijemy? Przestań, nie lubię.
Jasne? I co ty na to?
Od dyrektora nagle zaleciało gorzałą, kiełbasą i czosnkiem i oczy zbiegły mu się u
nasady nosa.
 Zawołamy in\yniera Brandskugla, monszera mojego.  mówił dalej, tuląc
Piereca do piersi.  Takie numery opowiada  \adnej zagrychy nie potrzeba&
Idziemy?
 Właściwie, to mo\na  powiedział Pierec.  Ale ja przecie\&
 No, co ty tam przecie\?
 Ja, mesje Achti&
 Daj sobie spokój! Jaki ja tam dla ciebie mesje? Kamarad  rozumiesz?
bencwale!
 Ja, kamarad Achti, przyszedłem pana prosić&
 Prrroś! Niczego ci nie odmówię! Chcesz pieniędzy  masz pieniądze! Ktoś ci
się nie podoba  tylko powiedz! No?
 N nie, ja po prostu chcę wyjechać. I w \aden sposób nie mogę wyjechać,
znalazłem się tu przypadkowo, kamarad Achti, i nie mam tu ju\ nic do roboty. Proszę
o zgodę na wyjazd. Nikt mi nie chce pomóc i proszę pana, jako dyrektora&
Achti wypuścił Piereca z objęć, poprawił krawat i uśmiechnął się sucho.
 Jest pan w błędzie, Pierec  powiedział.  Ja nie jestem dyrektorem. Jestem
referentem dyrektora do spraw kadrowych. Proszę darować, \e zatrzymywałem pana
tak długo. Dyrektor przyjmie pana. Pan będzie łaskaw tędy.
Otworzył przed Pierecem niziutkie drzwiczki w głębi swego pustego gabinetu i
zrobił gościnny gest ręką. Pierec odkaszlnął, powściągliwie kiwnął głową, pochylony
przecisnął się do następnego pomieszczenia. Wydało mu się nawet, \e ktoś go lekko
uderzył ni\ej krzy\a. Najprawdopodobniej zresztą było to tylko złudzenie, być mo\e
mesje Achti trochę pospieszył się, zatrzaskując drzwi.
Pokój, do którego trafił, był dokładną kopią poczekalni i nawet sekretarka była
dokładną kopią pierwszej sekretarki, ale czytała ksią\kę pod tytułem  Sublimacja
genialności . W fotelach, podobnie jak tam, siedzieli bladzi petenci z gazetami i
periodykami. Był tu równie\ profesor Kakadu, którego okropnie dręczyła nerwowa
swędząca wysypka, i Beatrycze Bach z brązową teczką na kolanach. Wprawdzie
wszyscy pozostali interesanci byli nieznajomi, a pod reprodukcją obrazu  Bohaterski
lasołaz Seliwan rytmicznie zapalał się i gasł napis  Cisza! , więc dlatego nikt tu nie
rozmawiał. Pierec ostro\nie przysiadł na brze\ku fotela. Beatrycze Bach uśmiechnęła
się do niego  nieco czujnie, ale w gruncie rzeczy \yczliwie.
Po chwili nerwowego milczenia zadzwięczał dzwoneczek i sekretarka, odło\ywszy
ksią\kę, powiedziała:
 Wielebny Aukaszu, niech pan wejdzie.
Na wielebnego Aukasza strach było patrzeć i Pierec odwrócił się. To nic, pomyślał,
zamykając oczy. Wytrzymam. Przypomniał sobie deszczowy, jesienny wieczór, kiedy
do mieszkania wniesiono Ester, którą zabił no\em w bramie pijany chuligan, i
sąsiadów, którzy trzymali go z całej siły, i okruszyny szkła w ustach  przegryzł
szklankę, kiedy przyniesiono mu wody. Tak, pomyślał, najgorsze mam ju\ za sobą.
Jego uwagę zwróciły szybkie, skrobiące dzwięki. Otworzył oczy i obejrzał się. W
trzecim fotelu, licząc od Piereca, profesor Kakadu gwałtownie niczym małpa drapał
się oburącz pod pachami.
 Jak pan sądzi, czy trzeba oddzielać chłopców od dziewczynek?  dr\ącym
szeptem zapytała Beatrycze.
 Nie wiem  odparł zgryzliwie Pierec.
 Koedukacyjne wychowanie ma, oczywiście, swoje zalety  dalej mamrotała
Beatrycze  ale to szczególna sytuacja& O Bo\e!  nagle powiedziała płaczliwie.
 Czy on mnie naprawdę wyrzuci? Dokąd ja wtedy pójdę? Ju\ mnie zewsząd
wyrzucano, nie mam ani jednej przyzwoitej pary pantofli. We wszystkich
pończochach poleciały oczka, puder się skawalił&
Sekretarka odło\yła  Sublimację genialności i surowo powiedziała:
 Nie rozpraszać się.
Beatrycze Bach zamarła z przera\enia. W tym momencie otwarły się niziutkie
drzwi i do poczekalni wsunął się człowiek z ogoloną głową.
 Pierec, jest tu taki?  zapytał donośnie.
 Jest  powiedział Pierec zrywając się na nogi.
 Z rzeczami w transport. Samochód odje\d\a za dziesięć minut, prędzej!
 Jaki samochód? Dlaczego?
 Pan jest Pierec?
 Tak&
 Chciał pan wyjechać, czy nie?
 Chciałem, ale&
 No to jak tam pan sobie chce  gniewnie warknął ogolony człowiek.  Ja
pana zawiadomiłem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • granada.xlx.pl
  •