[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Strzegł go, bez rozgłosu, cichutko, mieszkał obok świątyni i pilnował, żeby nikt
w ogóle o nim się nie dowiedział. Podejrzenia go dobiły i, jak widać, wolał umrzeć
niż bodaj go dotknąć.
Kto zatem podwędził klejnot. . . ?
Zastanowiłam się nad Arabellą. Skoro pułkownik mieszkał obok świątyni, ona
również. Gdyby to były czasy współczesne, a nie pierwsza połowa dziewiętna-
stego wieku, podejrzewałabym ją z całej siły, nienawidziła męża i chciała mu
zaszkodzić, niby jak. . . ? Ugodzić go w karierę, zrobić z niego nieudolnego pół-
główka, cichutko i podstępnie, owszem, to był pomysł. Miała szansę. . . ? A diabli
wiedzą jak tam było, w tych Indiach, może i miała. . . Z drugiej jednakże stro-
ny mógł tej kradzieży dokonać ktokolwiek inny, jakiś żołnierz albo sługa. . . Nie,
służba tam była hinduska. Gdyby to zrobił tubylec, awantura o diament nie wy-
buchłaby w Anglii, pan Meadows, czepiając się pułkownika, musiał mieć jakieś
podstawy. . .
Prababcia Arabella korciła mnie potężnie, była piękna, mogła przekupić,
ewentualnie poderwać, kapłana-strażnika, zawładnąć klejnotem. . . No tak, ale
przecież objawiłby się jakoś w rodzinie, któreś kolejne pokolenie wykorzystałoby
42
skarb, po stu latach powiedzmy, przedawnienie gwarantowane, a protest mógłby
zgłosić wyłącznie ktoś z Noirmontów, skoro diament należał do naszego przodka
i stanowił zapłatę za panią de Blivet. . . O, do licha, wszystko w rodzinie. . .
Nie mogłam się od tej Arabelli odczepić, aczkolwiek myśl, że dziewiętnasto-
wieczna angielska dama kradnie cokolwiek w hinduskiej świątyni, wydawała się
nie do przyjęcia. Mimo wszystko jednak wzięłam ją pod uwagę. Załóżmy, że to
ona wywinęła ten numer, bo co nam szkodzi. . .
Przez chwilę czułam żywą i złośliwą satysfakcję na myśl, że jutro nad tym
usiądzie Krystyna. Potem zainteresowało mnie nawet, co też ona z tego wywnio-
skuje. Następnie wdałam się w ciąg dalszy, jakaś kopia listu do potomka czy
krewnego nie znanej mi pani Emmy Davis, która zmarła nagle, a ów krewny dzie-
dziczył po niej drobne kwoty. No dobrze, może w owych czasach nie były one
takie drobne, bez znaczenia., co robiła pani Emma Davis w naszych rodzinnych
dokumentach. . . ?
Różne przedziwne spisy, między innymi bielizny oddanej do prania, kazały
mi wywnioskować, że pani Emma Davis była majordomusem w zamku. Rządziła
wszystkim. Padła trupem znienacka. Wysiliłam pamięć zaledwie odrobinę, nie
musiałam nawet zaglądać do własnych notatek, to była właśnie afera, którą badał
inspektor Thompson, panią Davis szlag trafił, a jemu się to nie bardzo podobało.
Co ma do rzeczy pani Davis. . . ?
Natrafiłam na księgi gospodarcze, ładnie ułożone w kolejności chronologicz-
nej, oprócz rachunków znalazłam tam spisy służby, uposażenia, gratyfikacje, po-
trącenia za wyrządzone szkody i tym podobne. Zajęłam się tym stosikiem, które-
go początek zbiegał się z chwilą ostatecznego powrotu pułkownika z Indii. Były
i wcześniejsze, nie tak porządnie zachowane, ale zostawiłam je sobie na deser,
mogłam je oglądać dla przyjemności, nie zaś z obowiązku śledczego. Teraz nale-
żało szukać śladów diamentu.
Wszystkie spisy prowadziła jedna ręka przez dziesięć lat i była to chyba ręka
owej pani Davis, bo zmiana następowała dokładnie w dniu jej śmierci, a z listy
służby wypadło jej nazwisko. Obowiązki zarządzającej przejęła starsza pokojów-
ka, mniej wykształcona, bo robiła niekiedy błędy ortograficzne, ale widocznie
zaufana. Chyba w ogóle nie lubili zmian, przez dziesięć lat nie wprowadzili naj-
mniejszej. . . a, nie, pojawiła się osobista pokojówka prababci Arabelli, Francuz-
ka, sądząc z nazwiska. Zniknęła ze spisu w trzy miesiące po śmierci pani Davis,
wyrzucono ją albo odeszła sama, co wydawało się mało prawdopodobne, bo po-
bierała niezwykle wysoką pensję, prawie jak kamerdyner. . .
Zainteresowała mnie ta pokojówka bez racjonalnych powodów. Wgłębiłam się
w zapiski o niej i skorygowałam pogląd. Nie mogła zostać wyrzucona, musiała
rozstać się z państwem przyjaznie, skoro została obdarowana ekstrapremią, dwa-
dzieścia funtów na pożegnanie, półtora wieku temu to było mnóstwo pieniędzy.
Odeszła zatem dobrowolnie, ciekawe dlaczego. . .
43
Dochody spisywał ktoś inny, chyba pułkownik osobiście, bo też urwało się po
jego śmierci. Sekretarza nie miał. Przez rok w tych rejestrach widniał wyrazny
bałagan, chyba złapała się za nie wdowa, nie bardzo pedantyczna i mało obowiąz-
kowa. Zapewne drugi mąż. . . Z ciekawości sprawdziłam daty i te spisy służby, nie,
sekretarza ciągle nie mieli, zatem George Blackhill numer dwa pociągnął dzieło
stryja. Nic się w tych dochodach nie działo, żadnych skoków, bogaci byli cały
czas i ze swego bogactwa korzystali równomiernie. Jeśli mieli diament, nic z nim
nie zrobili, nie sprzedali go z pewnością. . .
Czy rzeczywiście go mieli. . . ?
Przerzuciłam się na korespondencję. We właściwym okresie nie było jej dużo,
kilka listów od sióstr Arabelli, kondolencje różnych osób po śmierci pułkownika,
w rok pózniej dość skąpe życzenia z okazji ślubu i znacznie obfitsze po urodze-
niu potomka. Interesujący brudnopis listu Arabelli do którejś siostry, ucieszyłam
się nim szaleńczo, wyjaśniał kwestię francuskiej pokojówki. Co prawda głównie
Arabella narzekała w nim na trudności ze znalezieniem nowej, równie dobrej, ale
przy okazji napomykała, iż nie mogła jej zatrzymać, bo dziewczyna odnalazła za-
ginionego narzeczonego i do niego jedzie. Pobazgrane to było, poprzekreślane,
umęczyłam się niezle odczytywaniem gryzmołów, ale przynajmniej pozbyłam się
jednej zagadki.
Na paczuszkę wielce uczuciowych listów od małżonka numer dwa, z krót-
kiego okresu narzeczeńskiego, zaledwie rzuciłam okiem, dokumentacji dotyczą-
cej uzyskania lordowskiego tytułu, po zejściu ze świata starszej linii, dałam spo-
kój całkowicie. Zainteresowała mnie wielka koperta z napisem: Od inspektora
Thompsona.
Do wieczora już siedziałam nad kryminalną powieścią, z wypiekami na twa-
rzy, czułam je tak wyraznie, że aż poleciałam obejrzeć się w lustrze, rzeczywiście,
były, zlekceważyłam posiłki i od cudownej lektury oderwał mnie dopiero powrót
dziadka z Krystyną. Kryśka tylko na mnie spojrzała i w oku jej błysnęło.
 No. . . ?  powiedziała niecierpliwie. Złapałam oddech.
 Nic ci nie powiem. Mam wnioski i tak dalej. Przeczytaj to sama i zobaczy- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • granada.xlx.pl
  •