[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nicholas okazał się najgorszym rodzajem łajdaka. Musi zrobić, co w jej
mocy, żeby wyswobodzić Rose spod jego wpływu. Nie mogłaby
pozwolić, żeby pasierbica była do końca życia skazana na niedolę z
takim mężczyzną.
Nie może tu stać cały dzień. Natychmiast trzeba położyć kres
temu, co się dzieje w grocie, zanim sytuacja zajdzie za daleko.
Chichoty ucichły. Słyszała jedynie przyspieszone oddechy i szelest
tkaniny.
Rose! zawołała.
Rozległ się stłumiony okrzyk przerażenia, przekleństwo
wymamrotane pod nosem, po czym w grocie zaległa cisza.
Rose, wiem, że tam jesteś powiedziała Lydia, podchodząc do
wejścia, tak żeby mogli widzieć zarys jej sylwetki w dodatku nie
sama. Oboje wyjdzcie natychmiast!
Usłyszała jakieś szepty i mamrotania, a po paru sekundach z
groty wyłoniła się Rose, zaczerwieniona na twarzy, z włosami i suknią
w nieładzie, a tuż za nią&
Porucznik Smollet! wykrzyknęła Lydia.
Z ponurą miną porucznik zapinał marynarkę od munduru.
Mamo Lyddy, proszę, nie złość się na mnie. Rose wyciągnęła
błagalnie ręce w stronę macochy.
Lydia już nie była zła, z wiadomego powodu poczuła ulgę, ale
pozostała zaskoczona. Nie przypuszczała, że porucznik Smollet jest
typem mężczyzny zdolnego do podstępnego działania. Co wiedziała o
którymkolwiek z zalotników Rose? Była tak zaabsorbowana
Nicholasem i ich intymną relacją, że przestała zwracać uwagę na
podopieczną. Wezbrało w niej poczucie winy. Cóż z niej za
przyzwoitka? Nie powinna spuszczać oka z otoczonej konkurentami
pasierbicy a tymczasem zajęta własnymi problemami, dopuściła do
tego, że Rose ukryła się w grocie z jednym z nich.
Zachowałem się haniebnie przyznał porucznik. Nie
powinienem był& Urwał i nerwowo przygładził zmierzwione jasne
loki. Natychmiast porozmawiam z Morganem i się wytłumaczę. Mam
nadzieję, że pani i Robert wybaczycie mi, gdy wyjaśnię, że Rose
zgodziła się zostać moją żoną.
Rose odwróciła się do niego z promienną twarzą.
Pójdę z tobą zaproponowała ochoczo.
O nie, nie pójdziesz sprzeciwiła się Lydia, zadając sobie w
duchu pytanie, kto kogo uwiódł. Przeniosła spojrzenie z porucznika,
który miał minę winowajcy, na triumfującą Rose. Zostaniesz tutaj
oświadczyła zdecydowanie. Masz mi sporo do powiedzenia.
Proszę się na nią nie gniewać, pani Morgan wtrącił się
porucznik. To wyłącznie moja wina.
Bardzo w to wątpię mruknęła Lydia.
Rose wpatrywała się w macochę szeroko otwartymi oczami
niewiniątka. Ten wyraz twarzy był Lydii aż nadto znajomy. Pojawiał
się, ilekroć została przyłapana na gorącym uczynku. Porucznik
odwrócił się, by odejść, i Rose zrobiła taki ruch, jakby chciała mu
towarzyszyć. Lydia chwyciła ją za rękę i zatrzymała.
Na litość boską, pozwól mu się przynajmniej łudzić, że
kontroluje sytuację powiedziała ściszonym głosem, gdyż porucznik
znajdował się w zasięgu jej głosu. Choć jestem pewna, że wkrótce
zorientuje się, że w przyszłości nie będzie kontrolował żadnego aspektu
swojego życia.
Dlaczego, mamo Lyddy? Rose otworzyła oczy jeszcze
szerzej. Co właściwie masz na myśli?
Nie bierz mnie za idiotkę. Gdybyś nie pokazała mu drogi do
groty, on by jej nie znalazł. Musiałaś to zrobić z premedytacją. Chyba
się nie spodziewasz, że uwierzę, iż dyskutowaliście na temat systemu
nawadniającego, który zainstalował twój ojciec w tym miejscu, i
czuliście palącą potrzebę sprawdzenia mechanizmu pompowania.
Lydia zaczerwieniła się, uzmysłowiwszy sobie, że niefortunne
sformułowanie mogło wywoływać dwuznaczne skojarzenia, ale
przynajmniej Rose przestała stroić minę zranionego niewiniątka. W jej
oczach zapaliły się figlarne ogniki, a za moment się roześmiała.
Jak mogłaś? Wstydu nie masz? zdenerwowała się Lydia.
Mamo Lyddy, musiałam coś zrobić. Inaczej wyjechałby, nie
zdobywszy się na oświadczyny wyjaśniła.
Lydia zorientowała się, że cała drży. Błędne przekonanie, że
Rothersthorpe był w grocie z Rose, jej wściekłość, ból, wreszcie ulga
tego było za dużo po niemal bezsennej nocy.
Myślałam, że czegoś cię nauczyłam powiedziała. Co ci
przyszło do głowy?
Ale ja go kocham broniła się Rose.
Nie miała serca pouczać pasierbicy. Nie mówiąc o tym, że nie
miała do tego prawa ani moralnej podstawy, skoro przekonała się na
własnej skórze, na jakie manowce może zejść kobieta, żeby być z
mężczyzną, którego kocha. Lydia odwróciła się, podeszła do jednej z
ławek otaczających grotę i ciężko na nią opadła. Kochała Nicholasa.
Nawet gdy myśli o nim jak o najgorszym typie łajdaka, jej serce jest
głuche na logikę i zdrowy rozsądek.
Dlaczego akurat jego? zwróciła się do pasierbicy.
Bo wcześniej nikogo takiego nie spotkałam odparła Rose
przekonana, że pyta ją o porucznika Smolleta.
Tymczasem Lydia nie zdawała sobie sprawy, że skierowała to
pytanie do siebie.
A porucznik Tancred?
Właściwie z trudnością odróżniała obu oficerów marynarki. Poza
tym musiała coś powiedzieć, co brzmiałoby sensownie, zamiast
siedzieć bez ruchu, nie mogąc otrząsnąć się z szoku.
Och, on. Rose wzruszyła lekceważąco ramionami. Cissy
dobrze go oceniła pierwszego dnia, gdy powiedziała, że czyści sobie
guziki.
Lydia uniosła ze zdziwieniem brwi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]