[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niejako otwierały ją. Jego wargi przyprawiały ją o dreszcze. Przylgnęła
do niego, wiedziała, że go zdobyła. Już jej nie ucieknie, już się teraz
nie zatrzyma. Był jej.
147
R
L
Rozdział 14
Pauline obudziła się przepełniona głębokim uczuciem szczęścia.
Zniła o Liamie tej nocy: szli mocno przytuleni wzdłuż plaży na Jom-
fruland. Wyciągnęła rękę, lecz łóżko po jego stronie było puste. W tej
samej chwili serce jej zabiło jak oszalałe, zadrżała, nie panując nad so-
bą. Wyjechał, uciekł w panice przerażony, że uległ swym uczuciom.
Skończyło się, zanim się zaczęło.
Odrzuciła kołdrę na bok i wyskoczyła na podłogę. Nagłe zdała so-
bie sprawę, że jest naga. Nie miała tu na górze ubrania. Rozejrzała się i
chwyciła koszulę księdza, przewieszoną przez oparcie krzesła, która
okazała się wystarczająco długa, by zakryć to, co trzeba. Potem Pauline
rzuciła się biegiem na dół. Chciała się pomodlić do Boga, żeby Liam
nie wyjeżdżał, lecz w tej samej chwili uświadomiła sobie, że Bóg za
taki ciężki grzech nie wysłucha jej prośby. Skusiła księdza, uwiodła go
niemal wbrew jego woli. Taka była prawda.
Nogi ledwie ją niosły. Oparła się ciężko o poręcz i zataczając się,
zeszła po schodach. Na dole przystanęła i nasłuchiwała. Usłyszała coś.
Padało, lecz poza szmerem deszczu dobiegł ją inny dzwięk - jakiś ruch,
jak gdyby krzesło zaszurało o podłogę. Czyżby Olga wróciła do domu
przed czasem? Nie, pewnie dopiero dotarła do gospodarstwa siostry.
Nie zdążyłaby tak szybko wrócić.
Serce Pauline zabiło jeszcze mocniej, poczuła szum w uszach. Bała
się, że Liam ją odtrąci i opuści, że mimo wszystko nie będzie mógł żyć
jak inni mężczyzni.
Siedział przy kuchennym stole, pochylony do przodu, ukrywając
twarz w dłoniach. Kiedy weszła, podniósł głowę i spojrzał na nią z
czarną rozpaczą w oczach. Pauline miała ochotę się rozpłakać, podbiec
do niego i objąć go, pocieszyć i powiedzieć, że wszystko w porządku,
że Bóg wybacza. Jednak nie uczyniła nic, stała w miejscu, czując, jak
gdyby ciało miała z ołowiu.
R
L
- Zmarzłaś - odezwał się, a jego głos brzmiał jakoś dziwnie. - Na
dworze jest dziś tak jesiennie.
Potrząsnęła głową.
- Nie jest mi zimno.
- Cośmy zrobili, Pauline? Czy potrafisz mi wybaczyć?
Chciałaby usiąść blisko niego, pogładzić go i odegnać smutek z je-
go oczu, przytulić go mocno i nie puszczać, nie pozwolić, by czuł się
tak potwornie samotny, na jakiego wyglądał w tej chwili. Przeszła
wolno przez kuchnię, usiadła na krześle naprzeciwko i podciągnęła no-
gi pod koszulą.
- Czy potrafisz mi wybaczyć? Nie wiem, co we mnie wstąpiło, ja...
- Nie ma czego wybaczać, Liamie. Sama tego pragnęłam. To ja do
ciebie przyszłam, zapomniałeś? - mówiła drżącym głosem.
Na dworze rozpadało się na dobre, deszcz mocno chłostał szyby.
- Powinienem być tym silnym. Powinienem...
- Kocham cię, Liamie! Kocham cię od dnia, kiedy po raz pierwszy
cię spotkałam, kiedy spacerowaliśmy na Jomfruland i rozmawialiśmy o
wszystkim między niebem a ziemią.
Z trudem przełknął ślinę, jego oczy zaszkliły się.
- I ja cię kocham, Pauline. Lecz nie jestem wolnym człowiekiem i
nie wolno mi kochać kobiety. Nie mogę ci dać nic więcej poza przy-
jaznią. Jestem księdzem.
- Ale...
- To, co się stało dziś w nocy, nigdy nie powinno się zdarzyć. I ja
ponoszę za to odpowiedzialność. Czy możesz mi wybaczyć?
- Nie mam czego wybaczać, już powiedziałam. Uszczęśliwiłeś
mnie, Liamie, dałeś mi więcej szczęścia, niż kiedykolwiek zaznałam!
Pokręcił głową.
- Nie rozumiesz, Pauline. Otrzymałem święcenia kapłańskie.
- Norwescy duchowni zawierają małżeństwa. Ty też mógłbyś...
- Nie wiesz, o czym mówisz - odparł z powagą. - Zlubowałem Bogu
i Kościołowi życie w celibacie, poświęcenie się Bogu. Złamałem tę
przysięgę.
R
L
Pauline ogarnęła potworna złość na Boga, o którym mówił. Jaki
Bóg mógł żądać tak wiele? Zabierać mężczyznę kobiecie, która go ko-
cha?
- Powinienem cię chronić. Powinienem pozostać twoim przyjacie-
lem również wtedy, gdy uczucia wzięły górę, być tym silnym i nie-
wzruszonym.
- Powiedziałeś, że mnie kochasz. Skinął i spojrzał jej w
oczy.
- I właśnie to jest takie trudne. Kocham cię nie tylko jak przyjaciel,
ale tak, jak mężczyzna kocha kobietę.
Siedzieli przez chwilę w milczeniu. Jedynie odgłos deszczu bijące-
go o szyby wypełniał kuchnię.
- Czy były inne? - spytała ledwie słyszalnie.
- Nie, odkąd poświęciłem życie Kościołowi - odparł.
- A przedtem?
- Tak, ale to było dawno temu. Skinęła głową.
- Podaruj mi te dni - poprosiła. - Już zgrzeszyliśmy, w twoich
oczach. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • granada.xlx.pl
  •