[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dottie wzruszyła ramionami.
- Nie wiem. Może Kane zdoła ją przekonać, że warto się dla
niego trochę poświęcić?
- Tylko jakaś idiotka by tego nie zrozumiała - przyznała lojalnie
Johnnie Mae.
- Melanie na pewno to rozumie. - Mildred energicznie skinęła
siwą głową.
- Mildred, gdyby Kane interesował się Melanie, zaproponowałby
jej randkę dawno temu - parsknęła niecierpliwie Dottie.
- Ta Alex zawróciła mu w głowie. Jest po prostu inna niż
dziewczyny, które się koło niego kręcą. Ale lada dzień przejrzy na
158
RS
oczy. Wspomnisz moje słowa. Kane zda sobie sprawę, kogo
potrzebuje. Kobiety, która stworzy mu dom.
- Alex podała wczoraj wspaniałą kolację - przypomniała z
rozmarzeniem Johnnie Mae.
- I zaprzyjazniła się z mnóstwem ludzi - dodała Dottie. -
Przedstawiłyśmy ją naszym znajomym. Wcale nie zachowywała się z
rezerwą ani nie zadzierała nosa.
- Zjednała sobie nawet Melanie. - Johnnie Mae nie mogła
powstrzymać wesołości.
Mildred nie dała się przekonać.
- No dobrze, a dzieci? Kane o nich marzy. Melanie je uwielbia.
Natomiast Alex nie wiedziałaby, co to jest dziecko, nawet gdyby je
urodziła. Te egoistyczne pannice z miasta myślą tylko o swojej
karierze.
- Znów generalizujesz, Mildred. A poza tym skąd wiesz, że Alex
nie znalazłaby z maluchami wspólnego języka? Widziałaś, jak uroczo
traktowała Tommy'ego?
- Tommy ma siedemnaście lat. Chciałabym ją zobaczyć wśród
przedszkolaków. Po pięciu minutach uciekłaby gdzie pieprz rośnie.
- Tak myślisz? - Dottie uniosła brwi identycznie jak Kane.
- Oczywiście.
Dottie posłała siostrze przekorny uśmieszek.
- A więc musimy przekonać się na własne oczy, prawda?
Johnnie Mae obrzuciła ją podejrzliwym spojrzeniem.
- Dottie, co ty znów szykujesz dla Alex?
159
RS
- Nic takiego, Johnnie Mae. Nie martw się. Wiem, co robię.
- Właśnie tego się obawiam. Biedni są ci młodzi.
Alex nie miała pojęcia, dlaczego się zgodziła. Było wtorkowe
popołudnie, a ona została w domu z trojgiem dzieci. Ich matka
musiała iść do dentysty. Dottie obiecała zająć się malcami, ale
niespodziewanie wezwano ją do kościoła na zebranie dotyczące
jesiennego kiermaszu. Alex próbowała wyjaśnić, że nigdy w życiu nie
opiekowała się takimi małymi dziećmi. Na próżno. Awansowała więc
do roli niani.
Bohatersko nabrała tchu. Trzy pary oczu patrzyły na nią
wyczekująco.
- Moi kochani, w co się zazwyczaj bawicie?
Pięcioletni, jasnowłosy Rocky, najstarszy z przychówku
Simpsonów, zerknął na swoje trzyletnie siostry, rude blizniaczki.
- Lubię oglądać w kablowej telewizji filmy z Terminatorem,
Teraz chyba jakiś leci.
Alex dałaby sobie głowę uciąć, że Polly Simpson nigdy nie
pozwala Rocky'emu na rozrywki przeznaczone dla dorosłych.
Należało rzucić inny pomysł.
- Moglibyśmy w coś zagrać - zasugerowała.
Rocky zrobił znudzoną minę.
- W co? - spytała Casey, odgarniając z okrągłych, niebieskich
oczu rudą grzywkę.
- Pobawimy się w róbcie wszyscy tak jak ja" - zaproponowała i
błyskawicznie zagrodziła Kelly drogę na korytarz.
160
RS
- A co to takiego? - zażądała wyjaśnień Casey. Na razie tylko
ona wykazywała zainteresowanie.
- Ja będę robić różne śmieszne rzeczy, a wy macie mnie
naśladować. Zobaczycie, to wspaniała zabawa - zapewniła. -
Wyjdzmy na podwórko. Tam jest więcej miejsca.
- A jaka jest nagroda? - spytał Rocky.
- Nagroda?
- No chyba. Zwycięzca musi coś dostać.
- W tej grze nie ma zwycięzców ani przegranych, Rocky.
- To po co grać?
- Dla rozrywki.
- Hmm. Filmy z Terminatorem są lepszą rozrywką - stwierdził. -
Widziałaś ten z facetem, który wpycha wielki nóż prosto w...
Alex przerwała mu szybko, bo siostrzyczki ż otwartymi buziami
słuchały starszego brata.
- Rocky, czy twoi rodzice naprawdę pozwalają ci oglądać te
okropieństwa?
- Heather mi pozwala - odparł ze spuszczoną głową.
- Kto to jest Heather?
- Ona czasem nas pilnuje. Chodzi już do dziewiątej klasy - dodał
z podziwem.
- No cóż, mam inny gust niż Heather. I dlatego pójdziemy teraz
na dwór. - Chciała, żeby jej słowa zabrzmiały przekonująco. - Zdałam
nawet maturę - dodała.
161
RS
Rocky westchnął, ale się zgodził. Casey i Kelly nie
protestowały. Alex poczuła przypływ optymizmu.
Ale po godzinie marzyła, aby wywiesić białą flagę i poddać się
każdemu dorosłemu, kto zgodziłby się ją zastąpić.
Była wykończona. Casey się przewróciła i pokaleczyła kolana.
Rocky znikł z pola widzenia. Odnalazła chłopca w salonie przed
telewizorem i z trudem wywlokła z domu.
- Nie płacz, Casey - błagała, tuląc szlochającą dziewczynkę.
Przez cały czas usiłowała zezować na pozostałą dwójkę, która ganiała
po trawniku jak szalona. - Masz ochotę na ciasteczka?
- Ciasteczka? - Azy Casey obeschły jak za dotknięciem
czarodziejskiej różdżki.
- Jasne. Pyszne herbatniki obiecała lekkomyślnie. Miała
nadzieję, że matka pozwala im jeść słodycze przynajmniej od czasu do
czasu. - Chodzmy do kuchni na ciasteczka i mleko - zaproponowała
radośnie. Od mleka przynajmniej nie popsują się im zęby, pomyślała z
zadowoleniem.
Nawet Rocky uznał, że to dobry pomysł.
- A masz jakieś czekoladowe? - spytał.
- Nie jestem pewna, ale poszukamy. Coś na pewno się znajdzie.
Pani Lovell często piecze.
- Wiem. Pani Dottie robi dobre desery - przyznał ochoczo.
Alex odgarnęła z czoła wilgotny od potu kosmyk włosów.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]