[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Tutaj& tutaj& panie  wykrztusił Rondo trzęsąc się ze strachu. Sięgnął za pas i podał
barbarzyńcy zardzewiały klucz.
 Tylko jeden?  Conan chwycił go. Wokół nich zgromadził się tłum uciekinierów.  Czy on
pasuje też do tych drzwi?  barbarzyńca wskazał w górę korytarza, gdzie w ciemnościach kryła się
krata prowadząca na zewnątrz.
 Nie& kapitanie& do tych drzwi nie mam klucza&  przełknął ślinę Rondo, kurcząc się z
przerażenia.  Ale pasuje do pozostałych cel.
 Vulpus, czy to bydlę mówi prawdę?  Cymmerianin zwrócił się do Shemity.  Myślałem, że
ma wszystkie klucze.
 Do cel na pewno  odpowiedział Vulpus podchodząc bliżej  ale szczerze wątpię, żeby
Turańczycy dali mu klucz od zewnętrznej kraty.
 Nie& kapitanie, nigdy mi na tyle nie ufali. Ja i moi chłopcy ucieklibyśmy, gdybyśmy mieli ten
klucz.
 Dobrze, psie.  Conan puścił starego i odepchnął z odrazą. Zwrócił się do pozostałych.  Co
zrobiliby Turańczycy, gdybyśmy zaczęli go torturować? Próbowaliby mu pomóc?
Ale według więzniów było to nieprawdopodobne, więc na razie dali Rondowi spokój. Całą
gromadą podeszli do wielkiej kraty zagradzającej korytarz.
Po drugiej stronie stało dwóch Turańczyków. Byli to żołnierze Imperium, uzbrojeni po zęby i
zupełnie spokojni. Bez obawy spojrzeli na więzniów.
 A cóż to, bunt?  spytał jeden z nich rozbawiony.  Nie zawracajcie sobie głowy, i tak stąd
nie wyjdziecie.
 Chcieliby, nie wątpię  stwierdził drugi.  Ale po co ten pośpiech? Wypuścimy was jutro& 
zarechotał.
Conan z wściekłości zgrzytnął zębami, ale przyznał, że Turańczycy istotnie nie mieli się czego
obawiać. Cóż z tego, że więzniowie zdobyli korytarz. Nie mieli broni oprócz kilku pałek i
łańcuchów, i nie mogli stąd wylezć. Zirytowany Cymmerianin uwolnił więzniów z dwóch
pozostałych cel. Ich sytuacja niewiele zmieniła się na lepsze, chociaż, jak złośliwie zauważył
Ferdinald, mogli się teraz przynajmniej przejść po suchym korytarzu. Nieco nadziei wzbudziło nie
strzeżone wyjście z korytarza, znajdującego się na drugim końcu litery U. Nie było tam żołnierzy,
ale co z tego, kiedy krata była równie solidna jak ta pierwsza. Nie mogli porywać się na nią z
gołymi rękami.
 Jest nas tu dwie setki silnych mężczyzn  zdecydował wreszcie Conan.  Jesteśmy w
podziemiach koszar, więc zabawmy się. Naróbmy takiego hałasu, żeby, na Croma, ten gmach
zatrząsł się w posadach!
Piraci z ochotą przystąpili do dzieła. Mogli przynajmniej wyładować swą złość. Zaatakowali
zwłaszcza potężne, kamienne kolumny, które podpierały sufit. Mieli wystarczająco dużo
łańcuchów, owinęli je więc wokół słupów i najsilniejsi zaczęli szarpać.
Początkowo kamienne bloki nie dały się ruszyć, ale kiedy skupili swe wysiłki na jednym słupie,
ten zaczął drgać, a z góry posypały się kamienie.
Słabsi, dla których zabrakło miejsca przy łańcuchach, uderzali pałkami w ściany i robili jak
najwięcej hałasu. Spadały coraz większe kamienie, a sufit zaczął drżeć. Pracowali bez wytchnienia.
O zmierzchu Turańczycy nie wytrzymali, na dół zeszło trzech oficerów floty. Conan podszedł do
kraty. Za nim stał Vulpus, a dalej tłum więzniów.
Do Conana przemówił porucznik, który rano kazał go rozwiązać. Pozostali dwaj byli widać zbyt
dumni, aby paktować z więzniami osobiście. Tylko przysłuchiwali się rozmowie.
 Kapitanie Amra  porucznik od razu przystąpił do rzeczy  to hałasowanie nie ma sensu.
Chcemy, żebyście byli wypoczęci przed jutrzejszą egzekucją, a to, co robicie, nie da wam nic.
Zmęczycie tylko siebie i nas. Może dojdziemy do porozumienia?
 To zależy  odpowiedział spokojnie barbarzyńca.  Co jesteście skłonni nam zaproponować?
Oficer obejrzał się na swych przełożonych, skinęli głowami, więc ponownie przemówił do
barbarzyńcy.
 Najlepszą rzecz, jaką można ofiarować człowiekowi w twojej sytuacji, jest szybka i bezbolesna
śmierć. Jeśli przekonasz swych ludzi, aby nie trzęśli naszą podłogą, moi zwierzchnicy zapewniają
przez moje usta, że jutro rano zostaniesz powieszony. Nie będziemy cię torturować w wymyślny
sposób, tak jak było to planowane.
 Mmm&  Conan udał, że rozważa tę propozycję.  Ale jeśli w nocy będziemy cicho, kto nam
zagwarantuje, że dotrzymacie słowa? Nie ufam wam. Co możecie dać teraz? A poza tym&  dodał
słysząc szepty za sobą  co zaproponujesz moim ludziom?
Porucznik odszedł na moment od kraty. Przez dłuższą chwilę Turańczycy naradzali się
gorączkowo.
 Więc dobrze, kapitanie  oficer przemówił znowu.  Dowództwo floty jest gotowe na
jeszcze większe ustępstwa. Jeśli wrócicie do swoich cel i oddacie klucze, złagodzimy karę
dwudziestu wylosowanym więzniom, co najmniej o tyle, że zginą lekką śmiercią. W dodatku
pozwolimy ci wolno opuścić te mury.
Conan nie wierzył własnym uszom, ale oficer jeszcze nie skończył:
 Oczywiście będzie to tajemnicą, gdyż tłum i cesarz żądają twojej głowy. Podstawimy kogoś na
twoje miejsce, a tobie odetniemy język i prawą dłoń, żebyś nie wydał naszego sekretu i nie mógł
wrócić do pirackiego rzemiosła. Dokonamy tego natychmiast, jeśli tylko się zgodzisz.
 Nigdy  tym razem Conan odpowiedział bez wahania.  Nie przyjmę wolności, jeśli moi
piraci zostaną tutaj  powiedział stanowczo, a za jego plecami rozległy się aprobujące okrzyki. 
Mam inną propozycję; uwolnijcie wszystkich tych ludzi, a ja tu zostanę i możecie mnie jutro
torturować. Oni jednak muszą odejść cali i zdrowi i mają dołączyć do piratów w zatoce.  Conan
rozważył już całą sprawę i uznał, że łatwiej mu będzie uciec stąd samemu niż z tą zbieraniną na
karku.  Ponadto musicie zagwarantować pirackiej flocie swobodne wyjście z portu.
Rozległy się radosne wrzaski, ale porucznik, spojrzawszy na ponure twarze stojących za nim
mężczyzn, odpowiedział:
 Obawiam się, że nic z tego. Twoje propozycje nie są możliwe do przyjęcia bez porozumienia z
pałacem, a na to mamy zbyt mało czasu. Myślę, że dalsze rozmowy są bezcelowe.
 Tak  zgodził się Conan  więc zajmijcie się swoimi sprawami, a my wrócimy do naszych.
Negocjacje zostały zakończone. Conan powrócił do swych towarzyszy. Zaczęli szturmować
kolejną kolumnę. Ale zapał był już znacznie mniejszy. Więzniowie najwyrazniej pogodzili się z
jutrzejszą śmiercią. Słup nie poddawał się, dygotał, ale nie udało się go obalić.
Po kilku godzinach beznadziejnej walki, choć niemałego trzęsienia ziemi, które bez wątpienia
dało się Turańczykom we znaki, jeden z piratów pilnujących tylnej, nie strzeżonej kraty wezwał
barbarzyńcę. Więzień był tak podekscytowany, że prawie ciągnął Conana za sobą.
Cymmerianin podszedł do kraty. Stały za nią dwie postacie w szarych płaszczach i kapturach
naciągniętych głęboko na twarz. Barbarzyńca odprawił piratów.
 Tak?  spytał podejrzliwie.  O co chodzi?
 Ty jesteś Amra& czyli Conan Cymmerianin?  miękki głos mówiącego i zapach perfum
zdradziły w nim jednego z pałacowych eunuchów.
 Skąd wiecie, że oba te imiona oznaczają jednego człowieka?  barbarzyńca cofnął się,
obawiając się zdradzieckiego ataku.  Kim jesteś?
 Moje imię nie ma znaczenia  mówiący także odsunął się nieco od kraty.  Jestem cesarskim
urzędnikiem. Wysłano mnie tu z pewną misją, powiedzmy& nieoficjalną.
 Więc?  Conan stwierdził, że ufa mu dużo mniej niż trzem poprzednim rozmówcom.  Kim
jest ten chowający się za twoimi plecami?
 Polecono mi wręczyć ci pewną rzecz  eunuch zignorował pytanie barbarzyńcy. Sięgnął pod
płaszcz i wydobył nieduży przedmiot.  Widzisz, tak się składa, że niewolnicy z pałacu znają się z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • granada.xlx.pl
  •