[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie wygląda na to, żeby ktoś go szukał - stwierdził Tord. - Do walki ze smokiem
doszło ledwie parę dni temu, nie zdążyłby wychudnąć, nawet gdyby nie miał opieki. W
mieście jest się przecież czym żywić.
- Może masz rację - stwierdził król. - Szkoda, że on nie umie mówić.
Odeszli, Plaskat z Pazurem na rękach, bo psiak nie chciał zejść. Mimo że było mu
najpewniej niewygodnie, uparł się. Pysk oparł o ramię Piątego, spoglądając ponad nim w tył.
Kilka razy zamachał energicznie ogonem, wiercąc się przy tym tak, że Plaskat prawie go
upuścił. Odwrócił się, mając nadzieję, że może jakimś cudem pies dojrzał w tłumie Saliankę.
Oczywiście jej tam nie było. Ani wśród gapiów, ani w grupce zuchów próbujących wspiąć się
na smoczy ogon, ani wśród szlachciców stojących z boku i drapiących się z frasunkiem po
brodach.
ROZDZIAA 10
Kiedy odjeżdża ukochany, biała chusteczka służy nie tyle do machania, co do otarcia łez.
Machanie jest tylko na pokaz, żeby nie domyślił się, po co ten kawałek materiału jest
naprawdÄ™ potrzebny.
Kiedy odjeżdża ktoś, do kogo nic się już nie czuje, machanie staje się pustym gestem i
bardzo szybko zaczyna boleć ręka.
Ten ból był chyba tym, czego Jali było potrzeba. Ledwo Plaskat oddalił się na tyle, że już
nie mógł jej widzieć, opuściła rękę. Wcale zresztą nie musiała czekać tak długo. Ani razu się
nie odwrócił.
Ona też się nie obejrzała za siebie, kiedy schodziła z murów. Zrobiła, co do niej należało,
i teraz miała ważniejsze sprawy na głowie. Po pierwsze, pilnować pozostałych członków
Rady. Plaskat miał rację, na starych stępach można było polegać, jak nic będą knuć.
A po drugie... Pani Twierdzy była podobno kościstą staruchą, która zazdrosna o urodę
innych kobiet mordowała je w podziemiach swojego zamczyska. Pani Twierdzy była potężną
wiedzmą, której zawsze towarzyszył diabelski pomiot pod postacią czarnego psa. Pies ten
codziennie rozszarpywał na strzępy dziesięciu mężczyzn, cztery kobiety, dwoje dzieci i osiem
kotów. Tak przynajmniej głosiła wieść gminna.
Ta sama wieść wspominała o tym, że Czarownica z Twierdzy dzięki swoim czarom
przemieniła się w ciemnowłosą piękność i uwiodła księcia z Dolin, sprowadzając go na złą
drogę. Inna wersja tej historii wspominała o białolicej czarodziejce, która stanęła z
czarownicą do walki o serce wielkiego wojownika Ulka i ją przegrała. Niektóre bajania
wspominały o tym, że książę był tylko nieświadomą ofiarą manipulacji.
Wieści, plotek i bajań były setki, albo i tysiące. Każda inna. Każda pełna kłamstw. Każda
w jakimÅ› stopniu prawdziwa.
Wystarczyło tylko wyciągnąć z każdej z tych bajek tę drobną cząsteczkę prawdy, a
potem ułożyć z uzyskanych kawałków całą najprawdziwszą historię.
I to właśnie miała zamiar zrobić Jala.
Już od dawna miała poczucie, że coś jej umyka, że prawda już dawno gdzieś znikła,
zaplątana w kłębki kłamstw i niedopowiedzeń. Zdawała sobie też sprawę, że za tę zasłonę
dymną odpowiada Salianka. Odkrywanie prawdy wbrew intencjom Pierwszej mogłoby
oznaczać nielojalność, ale Jala na to tak nie patrzyła. Nie chciała zaszkodzić królewnie.
Wręcz przeciwnie, chciała jej pomagać jak tylko się da. Ale uważała, że najlepiej będzie
mogła to robić, wiedząc wszystko.
Do odkrywania prawdy, tak jak do każdego innego zajÄ™cia, Ósma podeszÅ‚a metodycznie.
Dane zbierała już od jakiegoś czasu metodą  porwij barda, każ mu odśpiewać wszystkie
ballady o Czarownicy z Twierdzy i rób notatki . Tych notatek miała już całkiem sporo.
Przywiozła je wszystkie ze sobą z Rozstajów i na magazyn zagarnęła jedną z komnat w
Twierdzy.
Reszta Rady, włączając w to Plaskata, była co prawda gromadą wścibskich sukinsynów,
ale Jala nie obawiała się, że będą jej przeszkadzać. Ba, wręcz ich do tego zachęcała,
opowiadając każdemu, czy chciał czy nie chciał słuchać - a wszyscy zdecydowanie nie chcieli
- że przygotowuje niespodziankę, żeby rozbawić królewnę, ostatnio zdecydowanie zbyt
ponurÄ….
Ignorowała delikatne wspomnienia, że Salianka nie znosi niespodzianek, i usilnie
zachęcała każdego, żeby pomógł jej ułożyć program artystyczny z zebranych piosenek, a
spisane teksty rozsiewała po całej komnacie. Efekt był imponujący, członkowie Rady
przestali nawet przechodzić korytarzem obok jej pracowni.
Mimo to Jala nie zrezygnowała z zasłony dymnej. Pod nieobecność królewny mogła
sobie pozwolić na utrzymywanie nieporządku, przynajmniej w tej jednej komnacie.
Aupieżcom i członkom Rady nieustannie przypominała, że kiedy ich Pani wróci, rozliczy ich
z każdego kłębuszka kurzu.
To było bardzo ważne, żeby przypominać im, że Salianka wróci. Aupieżcy byli bandą
prostych, wiernych naiwniaków, więc z nimi za dużego kłopotu nie było. Wystarczyło im
powtarzać, że Pani wraz z Piątym wyruszyła na tajną misję, mającą coś wspólnego z
zaplanowanymi podbojami - a już sami dopowiedzieli resztę, zachwycając się mądrością
królewny i już licząc przyszłe łupy.
Większy problem stanowiła Rada. Spiskowała. Wszyscy jak jeden mąż, nie licząc
Sirparaka, który na spiski był za głupi, spiskowali. Plaskat miał rację, niewiele było trzeba,
żeby doszli do wniosku, że bez królewny jest im lepiej.
Niewdzięczni. Niewierni. Podstępni.
Nie minęły trzy dni od zniknięcia królewny, a już w atmosferze twierdzy dało się odczuć
rozluznienie. Członkowie Rady zaczęli chodzić pewniejszym krokiem, ba, Czwarty,
chichocząc opętańczo, naniósł błota na posadzki.
Chyba właśnie wtedy, patrząc na brązowe plamy na czerwono-niebieskiej szachownicy,
Jala zrozumiaÅ‚a, że być może bÄ™dzie musiaÅ‚a ich zabić. To byÅ‚a przykra myÅ›l. Ósma nie byÅ‚a
okrutną kobietą, nie czuła się też dobrze ze świadomością, że odbierze komuś życie. Ale nie
byÅ‚a już radosnÄ… dziewczynkÄ… żonglujÄ…cÄ… pochodniami. ByÅ‚a ÓsmÄ… Rady, namiestniczkÄ…
Rozstajów i aktualnie jedyną ostoją wierną prawdziwej władzy. I rozumiała, że niekiedy nie
ma innego wyjścia.
Trucizny miała gotowe od dawna, tak na wszelki wypadek. Wprawdzie urodzenie i
wychowanie nie przeznaczyły Jali do roli szlachcianki, regentki, powiernicy królewskiej ani
do żadnej z tych ról, które przyszÅ‚o jej odgrywać w Twierdzy. Ale Ósma byÅ‚a bystra i szybko
się uczyła. Czego nie załatwiły urodzenie i wychowanie - doczytała albo podpatrzyła u
innych. Biorąc pod uwagę, że podpatrywała głównie pozostałych członków Rady, nie
należało się dziwić, że Jala w pierwszej kolejności zaktualizowała swoją wiedzę z zakresu
skrytobójstwa. A nawet poszukała informacji dodatkowych. I, oczywiście, zaopatrzyła się w
stosowny sprzęt. Buteleczek z trucizną miała kilkanaście, starannie ukrytych w kuferku z
perfumami i barwnymi specyfikami. W całej Twierdzy chyba tylko Salianka i niania
potrafiłyby się połapać w gąszczu kolorowych flakoników i słoiczków. Z całą pewnością nie
podołałby temu żaden mężczyzna, a już na pewno nie któryś z tych pryków z Rady.
Tak, Jala była gotowa na wszystko. Kiedy nadejdzie właściwy czas, stanie w obronie
Salianki.
Chwilami miała wrażenie, że ten czas już nadszedł. Członkowie Rady przestali się kryć
po kątach, wydawało jej się też, że inaczej chodzą po Twierdzy - bardziej wyprostowani,
pewni siebie. Zawsze kroczyli, jakby świat do nich należał, ale ze świadomością, że gdzieś
zza rogu może na nich spoglądać królewna. Wystarczyły im trzy dni... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • granada.xlx.pl
  •