[ Pobierz całość w formacie PDF ]

to Tarkiz. Zda�a sobie spraw�, �e nie us�ysza�a ani jednego dxwi�-
ku od Willarda Cromwella. Jak cz�owiek tak wielkiej postury móg�
zachowywa� si� tak cicho? Odwróci�a si� i przeszuka�a pokój wzro-
kiem. Nie by�o go.
Wygl�daj�c ponownie przez okno, ze wzrokiem przyzwycza-
jonym ju� do ciemnoSci, spostrzeg�a ogromny cie� oparty o pie�
drzewa na lewo od samochodu. Od razu rozpozna�a t� korpulentn�
sylwetk� i pistolet maszynowy thompson w jej r�kach. Wiedzia�a,
�e jeSli ktoS z samochodu uczyni�by jakikolwiek gwa�towny ruch
w stron� Indiany Jonesa, by�by to dla tego kogoS ostatni ruch w �y-
ciu. Willard nafaszerowa�by samochód stalowymi pociskami, któ-
re mog�y przebi� na wylot pancerz tak zwanych kuloodpornych
limuzyn. Ale nie zasz�a taka potrzeba. Indy pomacha� kierowcy na
po�egnanie, odsun�� si� i z pobocza obserwowa�, jak samochód
bierze szeroki nawrót w podwórzu i oddala si� w kierunku, z któ-
rego przyby�.
Indy zawo�a� w ciemnoS�:
58
 Dzi�ki za wsparcie, Willard! Doceniam to.
Cromwell wyszed� z ukrycia.
 A sk�d wiedzia�eS, kim jestem i gdzie jestem, jeSli wolno
spyta�?  zagadn�� jowialnie.
 To proste  t�umaczy� mu Indy w drodze do budynku.  Po
prostu postawi�em si� na twoim miejscu. Gdybym by� starym, po-
czciwym Willardem, kombinowa�em, i nudzi� si� tu jak mops, po-
pijaj�c ciep�� whisky w jakiejS opuszczonej przez Boga pipidów-
ce, gdy nagle zjawia si� Indy i by� mo�e ma k�opoty, to&
 Dosy�!  rozeSmia� si� Willard. Nawet w domu Gale us�y-
sza�a wyraxny trzask zapadki bezpiecznika thompsona.
Kiedy wszyscy zebrali si� ju� w salonie, Indy powstrzyma�
gestem lawin� pyta�.
 Najpierw posi�ek  powiedzia�.  Potem b�dzie mnóstwo
czasu na okr�g�y stó�, a póxniej wszyscy lulu. Jutrzejszej nocy nie
zmru�ymy oka, a musimy by� gotowi do drogi przed zachodem
s�o�ca.
 Zanim zaczniemy jeS�, rozmieS�cie psy.
Kolacja  steki i parówki pieczone na ogniu kominka  by�a
prawie gotowa. Podczas przygotowywania posi�ku nawi�za�y si�
rozmowy i, tak jak Indy przypuszcza�, cz�onkowie jego grupy za-
cz�li si� do siebie odnosi� z wi�kszym luzem. Z zadowoleniem
zauwa�y�, �e Gale Parker nie czu�a si� skr�powana jako jedynacz-
ka w m�skiej ekipie. Indy uSmiechn�� si� pod w�sem. Tylko on
wiedzia�, �e w walce by�a prawdziw� diablic�, �e umia�a si� po
mistrzowsku pos�ugiwa� wieloma rodzajami broni.
Interesowa�o go, co o porywczej rudow�osej s�dzili m�czyx-
ni. Rzadko do��cza� do bractwa, w którym ka�dy cz�owiek z osob-
na by� prawdziwym i niebezpiecznym zawodowcem. Dotychczas
�aden z m�czyzn nie wyrazi� nawet cienia pogardy dla przebywa-
j�cej wSród nich kobiety. Albo zaakceptowali opini� o niej wysta-
wion� przez niejakiego Indian� Jonesa, albo sami chcieli si� prze-
kona�, jak si� zachowa, kiedy zrobi si� gor�co.
Istnia�a jeszcze trzecia ewentualnoS�: mogli przypuszcza�, �e
Indy interesowa� si� Gale Parker prywatnie jako kobiet�. Nie po-
myliliby si� tylko pod jednym wzgl�dem. Gale by�a z pewnoSci�
jedn� z najbardziej zadziwiaj�cych kobiet, jakie zna�. Nie mia� jed-
nak wobec niej romantycznych zamiarów. Wykonywa� zadanie,
59
które coraz bardziej go intrygowa�o i jednoczeSnie wymaga�o za-
stosowania skomplikowanej strategii. A prywatnie jego mySli
i emocje nadal przepe�nia� ból. Wci�� jeszcze Sni� mu si� po no-
cach koszmarny wypadek w Amazonii, kiedy zgin�a Deirdre&
Zmusi� si�, by powróci� mySlami do teraxniejszoSci. W stodo-
le trzymali cztery angielskie dogi. Wielkie, brzydkie bydlaki,
wszystkie wytresowane do ataku, ale tak�e do s�uchania komend
wpajanych im od m�odoSci.
 Chcesz je teraz nakarmi�?  spyta� Tarkiz.
Indy zaprzeczy� ruchem g�owy.
 Nie. Przywi��emy je do wbitych w ziemi� palików. Najwi�k-
szego damy przy samolocie. Pozosta�e trzy utworz� szeroki kr�g
wokó� domu i stodo�y. Niech b�d� g�odne. JeSli je nakarmimy, za-
sn�. Damy im co najwy�ej wody. Pójd� z wami. Tarkiz, Willard, za
mn�. Rene, ty i Gale doko�czcie przygotowania do kolacji.
Ruszyli bez wahania. To w�aSnie zaleta zgranej dru�yny. �ad-
na praca nie jest zbyt wa�na, �adna zbyt nieistotna. Zwierz�ta zo-
sta�y ustawione na pozycjach wokó� domu i stodo�y; nast�pnie trzej
m�czyxni wrócili do domu, gdzie czeka�o ju� na nich jedzenie.
Po posi�ku spalili drewniane talerze i widelce, a tak�e resztki
kolacji, w ogniu kominka. Z no�ami nie by�o problemu: ka�dy u�y-
wa� w�asnego bojowego ostrza.
 Startujemy jutro punktualnie o dwudziestej drugiej. Dzi�ki
temu b�dziemy mieli du�o czasu na zamalowanie naszego znaku
firmowego i namalowanie fa�szywego numeru na ogonie. Przysz�o
mi na mySl, �eby zakry� nasze  Najprzedniejsze Wina napisem
 Wydzia� Robót Publicznych . Nawet jeSli ktoS nas zobaczy, prze-
czyta napis i nie zwróci uwagi na samolot.
Indy zwróci� si� do Willarda Cromwella:
 Ty pilotujesz, Will. Gale, usi�dziesz z nim z przodu jako
nawigator i udzielisz wszelkiej pomocy. B�dziemy porozumiewa�
si� przez he�mofony. Rene, potrzebny mi jesteS przy mapach. Tar-
kiz, ty zajmiesz si� hakiem i wyci�gark�. Wszystko jasne?
Przytakn�li bez s�owa.
 A co postanawiamy zrobi� z tym domem po naszym odlo-
cie?  zapyta� Rene, obejmuj�c gestem teren farmy.  Od pocz�tku
podkreSlasz, przyjacielu, �eby pod �adnym pozorem nie zostawia�
po sobie Sladów, po których ktoS móg�by nas rozpozna�.
60
 Racja  zgodzi� si� Indy.
 Czy móg�byS wyra�a� si� nieco jaSniej?  zasugerowa� Fran-
cuz.
 Nakarmimy psy tu� przed odlotem. Zostan� zabrane godzi-
n� póxniej. Ten, kto ma to zrobi�, przyjedzie tu ci�arówk�, wsa-
dzi psy do klatek i odjedzie. Nic wi�cej.
 Nie b�dzie wchodzi� do domu?  spyta� leniwie Cromwell.
 Nie, jeSli nie chce napyta� sobie biedy. Bez deliberowania
i marudzenia. Nie pozostanie po nas nawet Slad.
 A jak ukryjesz nasz samolot?!  zaprotestowa� niespodzie-
wanie Rene Foulois.  U�yjesz czarów?
Wszyscy si� rozeSmiali. Ale Indy nie chcia� pozostawia� py-
ta� bez odpowiedzi.
 Mniej wi�cej  odpar�.  Masz racj�, Rene. Nie damy rady
ukry� takiej wielkiej maszyny jak ford i tych trzech rycz�cych sil-
ników. Skoro nie mo�emy go schowa�, zamaskujemy go. Mówi-
�em ju�, �e wymalujemy znak robót publicznych na burtach. A dziS
w nocy przeleci t�dy inny ford. Jutro zaS prawdziwy trójsilniko-
wiec Wydzia�u Robót Publicznych poka�e si� nad t� okolic�. To
patrol dróg i kontroli przeciwpowodziowej i b�dzie tu jeszcze kr�-
�y� przez kilka dni po naszym odlocie.
Tarkiz Belem przerwa� milczenie, które do tej pory zachowywa�.
 Po co to wszystko, Indiana Jones?  zapyta� z trosk� w g�o-
sie.
 Napadniemy na poci�g  rzek� Indy. RozeSmia� si�, obser-
wuj�c reakcje cz�onków grupy.
 Napadniemy na poci�g?  powtórzy�a jak echo Gale Parker.
 Tak jest.
Tarkiz popatrzy� na Indy ego podejrzliwie.
 Wiem, �e robisz ró�ne rzeczy, ale �eby napad na poci�g& 
pokiwa� g�ow�.
 No, widz�, �e uda�o mi si� was zaciekawi�  oSwiadczy� Indy
beztrosko. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • granada.xlx.pl
  •