[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zobaczył wpatrujące się w siebie oko. Krzyknął.
* * *
 Ta planeta nas przerasta  powiedziała Joanna.  Tu trzeba kilkusetosobowej ekspedycji,
laboratoriów, lepiej chronionych zespołów stacji.
 %7łółcienie już wcześniej miały ciała zbudowane z podobnych cegiełek jak my.
W ciągu kilku minut w zasięgu czujników ruchu znalazły się kolejne obiekty.
Wywołała statek matkę wiszący na orbicie.
 Nie możemy sami opanować sytuacji  powiedziała.  Planujemy mimo to przeprowadzić
ewakuację. Przygotujcie się do procedur dekontaminacyjnych w śluzach.
 Wiem. Kilka miesięcy przed wyjściem Matki na orbitę, dotarły tutaj automatyczne sondy,
które miały wykryć istnienie życia typu ziemskiego. Przepadły bez śladu, zdarza się. Zasadniczą
sprawą jest jednak to, że na pokładzie sond były nasze bakterie, które miały służyć do badania
interakcji z ewentualnymi organizmami tubylczymi. Nie powinny się wydostać na zewnątrz, ale
jeśli jakimś cudem się wydostały, to by znaczyło, że kontakt nastąpił już wcześniej. Wzorzec
naszej konstrukcji mógł być analizowany od dawna.
Wzorzec, według którego można było zbudować...
żółcienie.
 Macie skażenie biologiczne na pokładzie. Musicie się z tym uporać przed startem.
Regulamin.
 Mieliśmy zamiar porzucić ładownik na orbicie, by spłonął w atmosferze.
 Nawet jeśli my was przyjmiemy, to komputer pokładowy nie otworzy włazu.  Nie
przypominają bakterii.
 Mam na myśli zasady konstrukcyjne. Białko, nieco inne co prawda, ale przecież jest woda,
węgiel, DNA...
Joanna przerwała transmisję, waląc w przycisk.
 Gdyby tu była Samantha, to stanęliby na głowie, żeby nas z tego wyciągnąć.  Sądzisz, że
to wszystko, co badaliśmy dotychczas, to był... komitet powitalny?  Wyjdziemy w próżnię 
powiedziała Lena, patrząc gdzieś w przestrzeń.  To da się zrobić.  Teraz udoskonalony do
naszej postaci. Patrzymy w lustro.  To nic nie zmieni. Wnętrza kombinezonów też nie są czyste.
 Planeta kameleon...? Joanna przytaknęła i dodała:
 Można obejść komputer i otworzyć właz doku ręcznie.
 Wyobraz sobie, że spotykasz się z Japończykiem.
On się nisko ukłoni, a ty automatycznie powtórzysz jego gest. Pierwszy kontakt polega na
naśladowaniu.
Jeśli tak, to badamy tylko maskę, za którą znajduje się prawdziwa twarz tej planety. Wyższa
forma stojąca za tym jest dla nas na razie nieosiągalna. Teatr. To by tłumaczyło moje
wątpliwości, że taka biosfera jest zbyt podobna do ziemskiej i nie ma prawa być
samowystarczalna.
 Jasne, że można. Oni też mogą to zrobić, ale się boją. Jak skażenie przedostanie się na
pokład Matki, nikt nie będzie mógł wrócić do domu. I to jest jedyna przyczyna ich oporu.
Brian stanął w drzwiach mesy. Wyglądał na niezle przestraszonego.
 Ktoś tam jest, ale nie mam pojęcia kto. Ktoś albo coś. Jeśli to coś chce i potrafi, to może
przejąć kontrolę nad stacją. Robaki mogą być już w każdym zakamarku.
 Jezu... Zabierajmy się stąd. To już praca nie dla nas.
 Góra nie chce nas przyjąć, dopóki nie oczyścimy stacji.
Brian głośno wypuścił powietrze i zsunął czapkę na tył głowy.
 Możemy zdezynfekować kombinezony  powiedział po chwili  założyć je i wypełnić
stację gazem.
 Zabijemy Reeda i Hancocka.
 O ile żyją. Jakoś w to nie wierzę.
 To i tak na nic. Zapewne mamy już całkiem sporo tutejszych mikroorganizmów w naszych
ciałach.
Gdybym miała kilka miesięcy, mogłabym spróbować zsyntetyzować jakąś toksynę, która
zabijałaby tylko tutejsze formy.
 Nie widzę alternatyw. Aadownikiem przecież nie wrócimy. Przy sprzyjających wiatrach
dotarlibyśmy do Układu Słonecznego, w postaci pojedynczych atomów, gdy nie byłoby tam
nawet śladu po Słońcu. Musimy dostać się na Matkę. Zresztą nie mam zamiaru wchodzić na górę
i sprawdzać, ile z nich zostało.
 Hancock po ciebie pojechał.,  Ja bym też po niego pojechał. Startując, ich nie zabijemy,
a przygotowanie do startu nic nie kosztuje.
Jeśli masz wątpliwości, ile czasu nam zostało, to przyłóż ucho do ściany, Joanna spojrzała na
niego, mrużąc oczy, ale podeszła do ściany i przyłożyła do niej ucho. Tupot tysięcy malutkich
nóżek, szelest pancerzyków, mlaskanie-kapanie. Wyprostowała się z całkowicie odmienionym
wyrazem twarzy. Zdała sobie sprawę z tego, że słyszy ów dzwięk nawet teraz. Dochodził
zewsząd, narastał niepostrzeżenie od kilkunastu minut.
 Gdzie nasze czujniki ruchu? zapytała cicho.
 Powiedz mi, gdzie...
 Mamy jakieś kamery wewnątrz ścian? Brian zastanowił się.
 Poza przestrzenią dostępną dla załogi, tylko w maszynowni...
Usiadł przy konsoli i wywołał obraz. Otoczony plątaniną rur sytemu chłodzenia pancerny
płaszcz reaktora wisiał na potężnych amortyzatorach wewnątrz izolowanej komory. Wyraznie
widać było kilka owadów idących po izolacjach. Z otworu w ścianie wyłaniało się... coś. Brian
wykonał zbliżenie.
 Wygląda, jak wąs suma  stwierdził.
 Raczej jak chwytny wąs pnącza  sprostowała Joanna.
Cokolwiek to było, powoli pełzło, bądz rosło, wyłaniając się z otworu. Zsuwało się wolno,
ale nie przypadkowo w dół, czy w górę. Parło wyraznie w kierunku najbliższego amortyzatora.
Obok pnącza wychylił się kolejny żuczek.
Brian poprawił czapeczkę do normalnego położenia i odwrócił się od monitora.
 Są jeszcze pancerne szyby przy analogowych nanometrach na zbiornikach paliwa 
powiedział.  Można przez nie zajrzeć.
 Są... gdzie?
 Tu obok, w korytarzu...
Joanna wyszła szybkim krokiem z mesy i zaczęła się rozglądać po ścianach. Brian wyszedł
za nią i wskazał jej małą szybkę tuż obok drzwi na piętro. Joanna chwilę się wahała, po czym
przysunęła się do szkła. Brian zrobił to samo. Razem przycisnęli twarze do szybki, dotykając się
policzkami. Niewiele było widać wewnątrz. Brian włączył małą latarkę i zaświecił za szybkę
ponad ich głowami. Z dala od światła po tylnej ścianie przegrody w dół i górę biegały czarne
żuczki.
Zasłaniały je częściowo rzędy przewodów, zastosowania których nie sposób było się stąd
domyśleć i zegar nanometru. Jeszcze jedna rzecz nie wyglądała na zamontowaną na Ziemi.
Szary, może różowawy, opalizujący kabel, idący nie tak prosto jak inne, poruszał się lekko
w seriach drgnięć. W górze, przed granicą pola widzenia odchodziła od niego cieńsza żyłka.
 Tworzą jakieś struktury wewnątrz stacji  szepnął Brian.  Wiejmy stąd, póki możemy.
Jeśli jeszcze, możemy...
 Czekaj!  Joanna powstrzymała go i wskazała mu dolny fragment organicznego przewodu.
Skierował tam światło. W krawędz przewodu wgryzł się jeden owad. Wtedy do jego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • granada.xlx.pl
  •