[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Przez parę chwil, aż do przyjścia kelnerki, siedzieli w milczeniu.
- Pij kawę - mruknął Michael, podnosząc do ust swoją filiżankę.
- Myślisz, że to długo potrwa?
- Nie mam pojęcia. Nie znam się na tym.
- Nie wygląda na naukowca, prawda? - zauważyła.
- Na ujeżdżacza koni.
- Co?
- Wygląda na ujeżdżacza koni. Zastanawiam się, czy Carlson lub ktoś z rodziny jest w
ogóle zainteresowany tym budynkiem.
- Nie myślałam o tym - przyznała.
- O ile mnie pamięć nie myli, dwadzieścia pięć lat temu Jolley włączył Tristar
Corporation do firmy Monroe. Słyszałem, jak rodzice o tym rozmawiali.
- Tristar? Co to takiego?
- Plastiki. Rozdawał po kawałku tego tortu to tu, to tam. Powiedział mi kiedyś, że
chciał dać wszystkim swoim krewnym szansę, zanim ich skreśli z listy.
Pandora wzruszyła ramionami i wypiła łyk kawy.
- Co za różnica, jeśli nawet dał komuś parę udziałów w Sanfieldzie?
- Nie wiem, do jakiego stopnia moglibyśmy wtedy ufać Lockworthowi.
- Czułbyś się lepiej, gdyby był łysy i niski, w grubych okularach i mówił z lekkim
niemieckim akcentem? - zażartowała.
- Może.
- A widzisz? - zaśmiała się rozbawiona. - Jesteś zazdrosny, bo ma szerokie ramiona. -
Zatrzepotała rzęsami. - Oto i twój indyk.
Jedli pomału, wypili jeszcze po jednej kawie i zamówili placek z jabłkami. Po półtorej
godzinie nie mieli już ani sił, ani ochoty na przekomarzanie się i docinki. Siedzieli w
milczeniu zdenerwowani i zniecierpliwieni. W końcu w drzwiach pojawił się Lockworth.
- Nareszcie. - Pandora odetchnęła z ulgą. Lockworth podszedł do nich, położył na
stoliku komputerowy wydruk analizy i oddał pudełko Michaelowi.
- Pomyślałem, że zechcecie mieć kopię - powiedział, siadając. Skinął na kelnerkę,
żeby podała mu kawę.
Pandora popatrzyła na długą listę terminów chemicznych. Nic dla niej nie znaczyły,
ale wątpiła, by trichloroetylen czy inna wielosylabowa substancja należała do szampana
francuskiego.
- Co to znaczy?
- Sam się nad tym zastanawiałem. - Lockworth wyjął papierosy. Michael patrzył na
niego przez chwilę z nadzieją.
- Dlaczego ktoś miałby dodawać do szampana pyłek różany?
- Pyłek różany? - powtórzył Michael. - To chyba trujące.
- Teoretycznie tak - potwierdził Lockworth. - Ale ta ilość, która była w szampanie,
wystarczyłaby od biedy, żebyście chorowali przez dzień lub dwa. Przypuszczam, że nie
mieliście żadnych dolegliwości?
- Nie. - Pandora popatrzyła na Lockwortha. - Tylko mój piesek chorował - wyjaśniła. -
Kiedy otworzyliśmy butelkę, korek upadł na podłogę i on go wylizał. Zanim zdążyliśmy sami
wypić, już był chory.
- Szczęśliwie dla was, choć to ciekawe, że przyszło wam do głowy, iż szampan był
zatruty, skoro pies się rozchorował - zdziwił się.
- Na szczęście dla nas. - Michael złożył wydruk i schował do kieszeni.
- Proszę wybaczyć memu kuzynowi jego zachowanie - tłumaczyła się Pandora. -
Dziękujemy, że zechciał nam pan poświęcić swój czas. Obawiam się, że wyjaśnienie całej
sprawy nie jest w tej chwili możliwe, ale mogę panu powiedzieć, że mieliśmy uzasadnione
powody, by podejrzewać to wino.
Lockworth skinął głową. Jako naukowiec aż nadto dobrze wiedział, co to znaczy
teoretyzowanie.
- Dajcie mi znać, jeśli potrzebna będzie bardziej wyczerpująca ekspertyza. Jolley był
bardzo ważną osobą w moim życiu. Uznajmy to za przysługę dla niego.
- Proszę wybaczyć moje niefortunne zachowanie. - Michael wstał i wyciągnął rękę.
- Sam byłbym trochę zdenerwowany, gdyby ktoś dał mi do zdegustowania pestycydy -
stwierdził Lockworth. - Proszę się ze mną skontaktować, gdybym mógł być w czymś jeszcze
pomocny.
- No i co teraz? - spytała Pandora, gdy zostali sami.
- Zrobimy wycieczkę do sklepu z alkoholami - powiedział Michael. - Musimy kupić
parę upominków.
Kupili po butelce takiego samego szampana dla krewnych. Michael dołączył do każdej
karteczkę ze słowami:  Przysługa za przysługę . Polecili, by wysłano je pod wskazane
adresy.
- Kosztowny gest - zauważyła Pandora, gdy wyszli na ulicę.
- Traktuj to jak inwestycję - zasugerował. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • granada.xlx.pl
  •