[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zęby Conana zaświeciły w wilczym uśmiechu.
Moja magia jest potężniejsza powiedział spokojnie,
wznosząc swe ostrze ku niebu.
Ten miecz pił krew ponad dwudziestu czarnoksiężników i
nadal żyję, w przeciwieństwie
do nich! Demonom traw nie udało się mnie udusić.
Przefrunąłem ponad waszymi głowami,
kiedy mnie szukaliście i pokonałem waszych panów. Tak,
wszystkich siedmiu leży tu, w
kurzu drogi nasiąkniętym ich krwią, a bat, który jest
również strzałą i wężem, rozpadł się na
kawałki od pocałunku mojego ostrza.
Strona 33
Howard Robert E - Conan. Synowie boga niedzwiedzia.txt
Głos Conana wzniósł się ku niebu i popłynął w bezkresne
morze traw.
Moja magia jest potężniejsza. Na bagnach jest gdzieś
pewien mały czarnoksiężnik,
który może dać temu świadectwo, albo obetnę mu uszy.
Słyszysz mnie, paskudna małpo?
wykrzyknął. Potwierdz me słowa!
Prawdę mówisz, o potężny Conanie! nadbiegł drżący
głos Bourtai. Siedmiu
czarnoksiężników pokonałeś w Turghol, zabijając sześciu,
a z jednego czyniąc niewolnika.
Conan uśmiechnął się, jednak w jego oczach czaił się żar,
nie wróżący niczego dobrego
małemu czarnoksiężnikowi. Postąpił jak zdrajca i gdyby
nie to, że teraz bardziej potrzebny
był Conanowi żywy&
Na kolana wojownicy wykrzyknął Cymmeryjczyk. Na
kolana, bym mógł uwolnić
was od zaklęć czarnoksiężników i przywrócić wam serce do
walki. Przed nami bitwa i łupy,
jeśli podążycie za mną.
Rzucił im władcze spojrzenie i Vigomar jako pierwszy
ukląkł w bagnistej wodzie. Inni
powoli poszli w jego ślady nie spuszczając oczu ze swego
wyzwoliciela. Barbarzyńca skinął z
aprobatą. Tak, to byli odpowiedni ludzie, tylko wymagali
odpowiedniego traktowania.
Dobrze się stało, że udało mu się tchnąć w nich nową
wiarę. Nowy dowódca może dużo
zrobić z człowiekiem, który stracił nadzieję na wolność.
Chylicie czoła przemówił głębokim głosem nie przede
mną, ale przed
najpotężniejszym bogiem Cromem. Jest po drugiej stronie
jeziora Ho, na północy, miasto
Turghol, gdzie także klękają przed Cromem, za moją
sprawą. %7łeby ich przekonać, musiałem
pootwierać gardła kilku ważnym osobistościom.
Na niektórych nieogolonych twarzach słuchających
żołnierzy, pojawiły się uśmiechy.
Conan czuł, że wojownicy go rozumieją i mają podobne
poglądy na życie.
Crom pewnego dnia będzie jeszcze potężniejszym bogiem
niż dziś, a dla mnie już
zrobił wiele dobrego. Mógłbym wam opowiedzieć& Ale nie ma
na to czasu. Może
wieczorem, przy obozowym ognisku. Crom się nami
zaopiekuje. Ponieważ jest potężnym
bogiem, może troszczyć się o wszystkich, którzy w niego
Strona 34
Howard Robert E - Conan. Synowie boga niedzwiedzia.txt
wierzą. A teraz w drogę,
wojownicy. Vigomarze, do mnie. Pójdziemy drogą, którą tu
szliście, po kilka skarbów, z
legowisk czarnoksiężników, a potem przed nami inne,
dzikie i niezbadane krainy! W
drogę, pierwszego, który będzie się ociągał pozbawię
uszu, a drugiego zamienię w karła
jego miecz zatańczył w powietrzu przez usunięcie głowy!
Za mną wilki, ruszajmy w
drogę!
Na twarzach żołnierzy ruszających w jego stronę pojawiło
się więcej uśmiechów, a miecze
wszystkich z jednym dzwiękiem powędrowały do umocowanych
na ramionach pochew.
Nawet podczas wspinaczki na drogę zachowali równy szereg.
Z trzcin za ich plecami
wyłoniła się przestraszona, małpia twarz Bourtai. Gdy
doszedł on do wzniesienia drogi,
Vigomar stał już naprzeciw Cymmeryjczyka. Zwyczajem
wszystkich wojowników świata,
zmierzyli się wzrokiem, oceniając swoją wartość. Ciało
Vigomara znamionowała giętkość
odpowiadająca i zastępująca ciężką muskulaturę Conana.
%7łelazny hełm z rogami spoczywał
na szerokim czole. Tułów chroniła lekka kolczuga, spod
której wystawał skraj wełnianej
tuniki. Conan natychmiast zdał sobie sprawę, że wzrok
Vigomara skierowany jest nie na
niego, lecz gdzieś dalej. Ujrzał zmarszczki pojawiające
się wokół zaciśniętych ust
barbarzyńcy i rozszerzający jego oczy strach, a głos
brzmiał, jak zduszony kaszel.
Przygotuj swą magię Conanie rzucił ochryple i
pośpiesz się, gdyż Niedzwiedz z
Niebios nadchodzi, by pomścić swych wnuków!
Conan poczuł przenikający, zimny strach posuwający się
wzdłuż kręgosłupa w odpowiedzi
na słowa Vigomara i wytężył wszystkie mięśnie, by go
przezwyciężyć. Usta utworzyły wąską
linię, jednak powoli odwrócił się, by stawić czoła nowemu
zagrożeniu, przed którym cały
legion już teraz upadł na kolana. Nie był jeszcze gotowy
na tę próbę, miał nadzieję, że uda mu
się wzmocnić swą pozycję dowódcy, nim staną oko w oko z
potęgą czarnoksiężników,
których Vigomar nazwał Kitharami, wnukami Niedzwiedzia z
Niebios. Jego dłoń ponownie
zamknęła się na jakże dobrze znanej rękojeści miecza i
Strona 35
Howard Robert E - Conan. Synowie boga niedzwiedzia.txt
jeszcze podczas obrotu zawołał.
Czy jesteście tchórzliwymi szakalami, czy mężczyznami,
że kłaniacie się przed jakimiś
skarlałymi kuglarzami. Ich magia nie może was skrzywdzić,
chyba, że&
Ryk pochłonął zupełnie, nawet głęboki głos Cymmeryjczyka.
Nie można było go nie
rozpoznać. Conan słyszał go wielokrotnie na arenach, gdy
stawał naprzeciw, karmionych
niewolnikami brunatnych niedzwiedzi z północy. Ten jednak
był tysiąc razy głośniejszy,
przepełniony nieopisaną furią i ociekający grozbą.
Barbarzyńca zamarł zgięty w pół, udało
mu się jednak rzucić słaby, niemal bezgłośny wyzywający
okrzyk. Miecz, sprawdzony w tylu
bojach, wydał mu się teraz śmieszny jak wierzbowa witka.
Jego potężne ciało oraz wijące się
pod skórą węzły stalowych mięśni stały się słabe i
niewystarczające. Dusza skurczyła się i
ukryła gdzieś w głębi ciała, gdyż bestia, na której
[ Pobierz całość w formacie PDF ]