[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Piłaś dziś mleko?
- Marchewki nie rosną zbyt dobrze - odpowiedziała wymijająco Kasey. - Idę po wąż.
- Podleję wieczorem, kiedy się ochłodzi. Idz wypić szklankę.
- Zwymiotuję - zagroziła.
- To na mnie nie działa, odkąd skończyłaś dwanaście lat. Zmrużyła oczy, przyglądając
mu się. Wiedziała, że jest tak samo uparty jak ona.
- Zrobię na kolację zapiekankę z ziemniaków. I krem waniliowy. Będzie dość mleka
dla każdego.
- Utyjesz.
- Już jestem gruba. - Poszła do domu, zanim zdążył coś powiedzieć.
Siedziała przy kuchennym stole i obierała ziemniaki. Rosła przed nią mała górka. W
tym prostym, nie wymagającym myślenia zajęciu było coś kojącego, więc obrała więcej niż
ona i dziadek byli w stanie zjeść za jednym razem. Najwyżej zostanie, pomyślała i rzuciła
okiem na stosik. Na cały tydzień. To już ostatni, obiecała sobie i potrząsnęła kartoflem
trzymanym w dłoni. Albo będziemy musieli zaprosić sąsiadów. Nie podniosła wzroku, kiedy
drzwi się otworzyły; wciąż wymachiwała skrobaczką.
- Chyba będziesz musiał znalezć paru głodnych pacjentów - powiedziała głośno. -
Mam tu jedzenie na wynos. Wiesz, w armii nie obierają już kartofli ręcznie. Cóż za okropny
brak poszanowania tradycji! Mają te maszyny i...
Podniosła wzrok i zamarła.
Jordan widział, że krew powoli odpływa jej z twarzy, że jest wstrząśnięta, a w oczach
ma lęk. Właśnie widok tego lęku sprawił, że ścisnęło go coś w sercu. Rzuciła skrobaczkę i
schowała ręce pod stołem.
Boże, dobry Boże, pomyślała rozpaczliwie, co robić? Co powiedzieć?
On nie powiedział nic, ale nie spuszczał z niej wzroku. Ma dłuższe włosy, zauważył,
prawie do ramion. Od kiedy jest taka piękna? Przedtem była pociągająca, uderzająca,
niezapomniana. Ale kiedy stała się piękna? Nie mógł oderwać oczu od jej twarzy. Jak długo
czekał, żeby znów ją zobaczyć, żeby rozpromieniła się na jego widok? Tymczasem nie była
rozpromieniona, tylko przerażona. To jego wina, ale jeszcze nie jest za pózno. Nie może być
za pózno. Te wszystkie miesiące rozpaczy nie mogą pójść na marne.
Czy jej skóra jest tak miękka, jak zapamiętał? Czy skuli się ze strachu, kiedy jej
dotknie? Bał się sprawdzić, tylko na nią patrzył.
Kasey zacisnęła dłonie pod stołem. Musiała coś zrobić, coś powiedzieć. Czekała na
moment, aż będzie pewna, że głos jej nie zawiedzie.
- Witaj, Jordanie. - Uśmiechnęła się do niego, wbijając paznokcie w skórę. -
Przejeżdżałeś tędy?
Zrobił parę kroków w jej stronę, ale wciąż dzielił ich stół. Gdyby go nie było,
musiałby jej dotknąć.
- Szukałem cię od wielu miesięcy. - Zabrzmiało to jak oskarżenie. Nie zamierzał jej
tak powitać. Przysięgał sobie, że będzie spokojny, ale spokój opuścił go w chwili, kiedy na
niego spojrzała.
- Tak? - Kasey zdołała wytrzymać jego spojrzenie. - Przepraszam. Podróżowałam
trochę. Czy chodzi o książkę? Nie przypuszczam, żeby zostało coś, czego nie omówiliśmy.
- Przestań! - krzyknął. Jak mogę na nią krzyczeć? - zastanawiał się jednocześnie. Ale
nie mógł przestać. Wszystko, co podtrzymywało w nim wolę działania, odkąd odeszła,
rozpadło się, gdy znów na nią spojrzał. - Spędziłem pół roku w piekle. Jak możesz tu siedzieć
i patrzeć na mnie jak na sąsiada, który wpadł z wizytą? - Odsunął stół, zanim zdążyła coś
powiedzieć, wziął ją za ręce i podniósł. - Cholera, Kasey... - głos mu się załamał, gdy na nią
spojrzał. - Boże... - powiedział prawie szeptem. Jego wzrok powędrował w dół, potem znów
ku jej twarzy. - Jesteś w ciąży!
- Jestem. - Czuła, jak jego palce po kolei zwalniają uścisk. Patrzył na nią, jakby nigdy
przedtem jej nie widział.
- Ty... - potrząsnął głową, jakby wynurzył się z wody. - Nosisz w sobie moje dziecko i
nic mi o tym nie powiedziałaś?
Cofnęła się o krok.
- Moje dziecko, Jordanie. Nie powiedziałam, że jest twoje. Przyciągnął ją do siebie tak
szybko, że nie zdążyła złapać tchu. Jego oczy nie były już puste, były wściekłe.
- Spójrz na mnie - powiedział przez zęby. - Spójrz na mnie i zaprzecz, że jest moje. -
Ujrzał strach w jej oczach i puścił ją. Dlaczego muszę powielać błąd, przez który ją straciłem?
Jordan odwrócił się, próbując nad sobą zapanować. Nie był na to przygotowany, ale jak mógł
się przygotować? Minęła długa, długa chwila, zanim uznał, że może już coś powiedzieć.
- Na miłość boską, Kasey - powiedział cicho. - Jak mogłaś to przede mną ukrywać?
Nieważne, co do mnie czujesz, miałem prawo wiedzieć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • granada.xlx.pl
  •