[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Jedenaście, siedemdziesiąt trzy w prawo - powiedział do
S
R
Janet, nadal opierając się o ścianę. - Potem cztery, dwadzie-
ścia sześć w lewo.
- Dzięki. - Janet otworzyła sejf i zajrzała do wnętrza.
- Ależ tu bałagan - stwierdziła, chowając bloczek. - W razie
pośpiechu trudno byłoby coś znalezć.
- Zrobię tam porządek - obiecała Toni, patrząc spod oka
na Josha. Wiedziała, że coś z nim nie tak, ale mogła przewi-
dzieć, jak zareagowałby na jej pytania.
- Zajmij się tym jutro, dobrze? mruknął. - Już pózno
i trzeba iść do domu. Miałaś rację, Janet. Zaczyna sypać
śnieg.
- Fantastycznie! - Janet przez chwilę patrzyła na wirują-
ce za oknem białe płatki. - Oby trochę poleżał. Muszę lecieć
po chłopców.
- Zauważyliście, jak biało? - Sophie odprowadziła do
wyjścia ostatniego pacjenta. - Lepiej jedzmy, zanim drogi
staną się śliskie.
- Dobry pomysł. - Josh skinął głową. - Zmykajcie. Do
zobaczenia jutro.
Jego wzrok spoczął na Toni, a ją natychmiast rozgrzała
czułość, którą dostrzegła w jego spojrzeniu. Sophie szybko
wyszła, a Toni wstrzymała oddech. Czy Josh zasugeruje, aby
ten wieczór też spędzili razem?
- Przykro mi, ale muszę dzisiaj uporządkować parę
spraw.- Uśmiechnął się przepraszająco. - Zostało mi trochę
papierkowej roboty. Może nawet spróbuję sprzątnąć w szu-
fladach. - MrugnÄ…Å‚ do niej porozumiewawczo. - Mamy jakieÅ›
puste pudła?
- Jest kilka na zapleczu.
Nie była pewna, czy powinna zaproponować swoją po-
moc. Czy Josh się zirytuje, jeśli tak wyraznie da mu do
zrozumienia, że pragnie jego towarzystwa? Może uzna, że
S
R
ona szuka okazji, aby znów wypytywać o jego zdrowie. Po
namyśle stwierdziła, że tym razem powinna dać mu spokój.
Ale ten wniosek sprawił jej przykrość. A co gorsza, Josh
zauważył jej rozczarowaną minę.
- Nie szkodzi, że dziś będziesz zajęty. - Zdobyła się na
blady uśmiech. - Zawsze jest jutro.
- Wiesz co?
- Mmm?
- Włóż jutro ten czerwony sweterek, dobrze? Dla mnie.
- Jasne. - Dla Josha zrobiłaby wszystko. Zawsze.
- No to do jutra.
S
R
ROZDZIAA ÓSMY
Ale jutro nie nadejdzie. Jadąc ostrożnie do domu, nie
miała pojęcia, czemu tak pomyślała. W światłach samochodu
widziała obrazek jak ze świątecznej karty lub przypominają-
cy scenkę ze szklanej kuli. Wielkie, puszyste płatki śniegu
szybko osiadały na śliskiej nawierzchni. Wszystko wskazy-
wało na to, że drogi w jedynej pagórkowatej dzielnicy Chris-
tchurch wkrótce, staną się nieprzejezdne.
Bertie i Bessie nie przejęły się raptowną zmianą pogody,
a Toni była zbyt rozstrojona, by zwrócić uwagę na ich miau-
czenie. W domu panował chłód, więc najpierw zajęła się
kominkiem. Położyła na palenisku pogniecioną gazetę i tro-
chę drewna, ale nie chciała rozpalać dużego ognia. Siedząc
samotnie w blasku migotliwych płomieni, przerazliwie tęsk-
niłaby za Joshem. Zresztą i tak za nim tęskniła - tak bardzo,
że niemal sprawiało to ból.
- Och, na litość boską! - mruknęła zirytowana, wyjmując
Bessie z koszyka. - Josh miał coś do zrobienia. To tylko
jeden głupi wieczór. I zawsze jest jutro. - Przysiadła na pię-
tach i wlepiła wzrok w maleńkie płomyki.
Ale jutro nie nadchodziło, a wieczór bez Josha niemiło-
siernie się dłużył. Toni zastanawiała się, dlaczego jest coraz
bardziej zdenerwowana. Przecież wczoraj oboje wyznali sobie
miłość. Skąd więc bierze się ten dziwny niepokój? Z powodu
obaw o zdrowie Josha? Przecież zwalczył przeziębienie. I
wygląda lepiej niż kiedykolwiek w ciągu kilku minio-
S
R
nych tygodni. Sprawia wrażenie wręcz szczęśliwego. Niemal
kogoś... niebiańsko spokojnego.
To określenie brzmiało dziwnie w kontekście jego osoby.
Josh jest wybuchowy, towarzyski, zabawny, hojny, czasem
humorzasty. Zawsze lojalny i uczciwy, współczujący i mądry.
Te przymiotniki doskonale określały jego osobowość.
Ale... niebiańsko spokojny? Do niedawna nigdy taki nie był.
Lecz ostatnio coś się zmieniło. I to bardzo. Toni instynktow-
nie czuła, że to ona przyśpieszyła tę zmianę. Ale wyznanie
długo skrywanych uczuć nikogo nie wprawia w stan niebiań-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]