[ Pobierz całość w formacie PDF ]

najchętniej byście biegali po nocy i popiskiwali na duchy.
Obaj mężczyzni wyszli i Klitemnestra otworzyła drzwi na schody.
- Co się dzieje? - spytała. - Kto się kręci po wsi?
- Trudno wyczuć - odparł Mallory, choć doskonale wiedział. Carstairs. Będzie musiał
powiedzieć mu kilka słów do słuchu. - Zaraz się rozwidni.
Powietrze na zewnątrz pachniało ostro i świeżo. Niebo nad górami było granatowe i pełne
gwiazd, ale niżej, tuż nad szczytami, powoli się przejaśniało. Prowadziła ich plątaniną ścieżek
między ogródkami.
- Ten człowiek jest z nami - cicho powiedział Andrea do Klitemnestry.
- W takim razie powinniście nad nim panować - odparła. - Po co łazi po wsi jak wariat? Przez
niego ktoś może zginąć.
Przez jakiś czas szli w milczeniu, Mallory nad czymś dumał.
- A ty? - spytał. - Nie powinnaś była do nas dołączać. Jesteśmy żołnierzami, mamy mundury i
nic cię z nami nie łączy. Jeśli nas złapią, nie będą się na was mścić, ale jeśli znajdą ciebie,
to...
- Jak mielibyście beze mnie znalezć drogę przez góry?
- Mamy mapy.
Roześmiała się - głośno, gwałtownie, aż dwa przestraszone gołębie wzniosły się z łopotem w
powietrze.
- Zróbcie sobie z nich papierosy. Jeżeli korzystalibyście z nich, zaraz złapaliby was Niemcy.
Mają te same mapy.
- Ciii! - syknął Mallory.
Szli właśnie przez wydmy i zbliżali się do południowego skraju plaży.
- Na ziemię - zdążył syknąć Andrea i ledwie to zrobili, na tle blednącego nieba pojawił się
kontur człowieka. Jego głowa zdawała się rozdęta, ale powodem był wielki wehrmachtowski
hełm. Trzymające broń ręce zamarły.
- Wer da? - spytał.
Mallory wciskał twarz w piach wydmy i najgłośniejsze, co słyszał, to własny oddech. Tuż
obok leżał Andrea. Mallory wiedział, o czym Grek myśli, ponieważ myślał o tym samym.
Niestety w panującej wokół ciszy przeładowanie schmeissera byłoby głośne jak zderzenie
pociągów. Jeden strzał i byłoby po wszystkim...
Klitemnestra ruszyła w stronę Niemca. Bezczelnie kręciła biodrami.
- Kto pyta? - rzuciła ostro. - Co za skurwiony syn prostytutki wchodzi do mojego ogrodu i
przeszkadza mi w pracy?
- Was? - spytał żołnierz.
- Pasę owce - powiedziała Klitemnestra łamanym niemieckim.
%7łołnierz stał niezdecydowany. Mallory nie umiał ocenić, czy ich zauważył. Andrea
wpatrywał się w miejsce tuż pod łopatką Niemca, gdzie zamierzał wbić mu nóż. Przesunął
dłoń po ziemi i napiął nogi do skoku...
- No to idz sobie - zdecydował żołnierz.
- Zamierzam się wypróżnić na grób twojej matki - powiedziała dziewczyna po grecku.
Wolała nie używać popularnych przekleństw na wypadek, gdyby Niemiec znał kilka słów w
tym języku. - Wykopię spod ziemi jej szczątki i nakarmię nimi moje świnie, które na pewno
od tego zwymiotują.
- Miło było cię spotkać - odparł na to Niemiec i poszedł dalej plażą.
Mallory zdjął dłoń z zamka. Była mokra od potu. Wyszli z ukrycia i ruszyli dalej. Tym razem
nikt się nie odzywał. Kiedy dotarli do ścieżki za plażą, z której wyruszyli, Andrea rzucił
cicho:
- Zatrzymajcie się!
Czekali. Gdzieś przed nimi rozległ się dzwięk, jakby ktoś nieostrożnie stąpnął na kamień.
- Trzy minuty - szepnął Andrea Mallory'emu do ucha i zniknął cicho jak cień.
Andrea biegł ścieżką. Czuł, jak jego tętnice wypełniają się krwią - to uczucie powodowało, że
przestał być poruszającym się o świcie człowiekiem, a stał się polującym drapieżnikiem,
podchodzącym ofiarę. Dokładnie widział wdrapującą się ścieżką postać, samotnie, jak na
swoje możliwości dość szybko, ale dla Andrei poruszała się powoli i leniwie.
Grek rozejrzał się, jakby miał w głowie szczególnie czuły radar. Czuł miasto za swoimi
plecami, czuł obecność Mallory'ego i Klitemnestry, niemieckich żołnierzy na plaży, dwa
trupy w wodzie i czekających nieco dalej w przodzie Millera, Willsa i Nelsona.
Skoczył.
Jedna wielka twarda dłoń zatkała intruzowi usta, druga przylgnęła do nasady karku. Andrea
parł tak, by złamać jeńcowi kręgosłup.
Powstrzymał go zapach.
Poczuł zapach olejku do włosów, który poznał na kutrze torpedowym i w pontonie. Był to
bardzo silny zapach, duszący nawet jak na standardy greckie. Drogi zapach.
Zapach kapitana Carstairsa.
Andrea postanowił jak na razie nie łamać mu karku. Nie zdejmował jednak dłoni z jego ust i
szepnął mu do ucha:
- Piśniesz, to umrzesz.
Czekał na Mallory'ego.
Miller w dalszym ciągu leżał z zamkniętymi oczami i analizował odgłosy.
Kiedy usłyszał nadchodzącego Carstairsa, wstał i skierował w jego stronę lufę schmeissera.
Potem usłyszał atak Andrei, po którym rozległo się huknięcie puszczyka - znak Mallory'ego.
Na widok nadchodzącej trójki z ulgą odetchnął.
- No to ruszamy - powiedział Mallory.
- Dokąd? - spytał Miller.
- Niemcy są na plaży. Cisza.
Wills wstał, ale Nelsonowi zesztywniało ramię i potrzebował lekkiej perswazji.
- Boli - jęknął.
- Wstawaj! - ponaglił go Wills. - Ruszaj się!
Pomrukując Nelson wstał. Wzięli plecaki, broń i po chwili ruszyli stromą, kamienistą ścieżką
prowadzącą przez krzaki. Nie minęło wiele czasu, a zrobiła się tak stroma, że stracili ochotę
na zastanawianie się, potrzebowali bowiem wszelkiej energii, by nogi nie przestały iść, płuca
- choć z trudem - pracowały, a serce nie przestało bić. Z każdą chwilą niebo na wschodzie
jaśniało.
4
Zroda 6.00 - 18.00
Tuż po szóstej rano słońce świeciło nad górami.
- Zatrzymujemy się - zarządziła Klitemnestra. - Trzeba coś zjeść.
Opadli ciężko na gorącą, kamienistą ziemię i wyjęli papierosy oraz czekoladę. Znajdowali się
na półce skalnej - nagim występie stanowiącym pozostałość po odpryśnięciu części potężnego
klifu, który zdawał się wyrastać prosto z morza.
- Wody... - jęknął Nelson i Miller podał mu manierkę. Marynarz zaczął pić tak łapczywie, aż
woda polała mu się po twarzy i koszuli. Miller zabrał mu manierkę. - Pieprzyć to! - rzucił
Nelson. - Mam gębę jak krwawa cegła.
- Wszyscy takie mamy - odparł Miller, wyjął z paczki papierosa i zapalił. Kiedy służył w
Pustynnej Grupie Działań Dalekiego Zasięgu, prowadzącej sabotaż daleko za liniami wroga,
woda była ważniejsza od paliwa, choć paliwo było ważniejsze od macierzyństwa, religii oraz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • granada.xlx.pl
  •