[ Pobierz całość w formacie PDF ]
udręczony głos nie odbił się echem od ścian pokoju. Zadrżała i zmusiła się
do zaczerpnięcia głęboko powietrza, chociaż czuła ból, jakby ktoś ciął ją
nożem. Nie powinna się teraz załamywać. Musi istnieć jakieś wyjaśnie
nie. Nie mogła być przecież aż taka głupia. Była godna miłości mężczyzny.
Ale jeśli się myliła, jeśli rzeczywiście była głupia i niegodna, jeśli
nie istniało żadne wytłumaczenie...?
Odwróciła się od okna i szybkim krokiem podeszła do telefonu.
Prawnik Jeremy'ego powie jej to, co powinna wiedzieć. Kiedyś po
wiedział jej, aby do niego zadzwoniła, jeśli będzie potrzebowała rady.
Teraz jej potrzebowała.
Gdy zgłosił się na linii, zadała mu jedno krótkie pytanie, wysłu
chała odpowiedzi, a kiedy adwokat zaczął ją wypytywać, odwiesiła
słuchawkę. Usiadła przy biurku i zaczęła pisać. Gdy skończyła, pode
szła do ukrytego w ścianie sejfu, wyjęła z niego jakiś stary dokument
i włożyła go do dużej koperty razem z tym, co napisała. Równym cha
rakterem pisma wypisała na kopercie imię Chance'a.
Potem podeszła do okna i patrzyła na morze, czekając na mężczy
znę, który nigdy nie powiedział, że ją kocha.
Kiedy Chance wrócił, zmierzch zasnuwał już powierzchnię wody,
chwytając szkarłatne światło w bezkresny uścisk szarości. Reba czuła
się podobna do tego światła, spokojna, chodnai odległa jak wyspa ko
loru indygo, majaczÄ…ca na tle cynowego horyzontu.
Drzwi frontowe otworzyły się cicho.
- Reba? - Głos Chance'a był spokojny i głęboki jak zapadająca
noc. - Co robisz przy zgaszonych światłach?
- Myślę o szesnastu pytaniach, których ci nigdy nie zadałam.
- Co takiego? Ach, dwadzieścia pytań.
- 164-
Zwiatła salonu zapłonęły ciepłym, złotym blaskiem, zamieniając
sięgające podłogi okna w lustra. Reba patrzyła na odbicie Chance'a
zmierzające w jej kierunku. Pod jej pozornym spokojem gotowało się
coś pierwotnego, jak stopiona skała wrząca pod zimną powierzchnią
skorupy ziemskiej. Zdała sobie sprawę, że jeśli ma przeżyć następne
kilka minut i zachować względną godność, nie powinna pozwolić Chan-
ce'owi się dotknąć.
~ Tak, dwadzieścia pytań - powiedziała gładko. Spojrzała w prze
strzeń ponad ramieniem Chance'a, lecz nawet zwykły kontakt wzro
kowy zburzyłjej spokój.
- Kawy? ~ zapytała i ruszyła w stronę kuchni, jak najdalej od niego.
Chance stanął na środku pokoju i przyjrzał jej się z nagłym zanie
pokojeniem.
- Czy to jedno z dwudziestu pytań? - zapytał obojętnie, lecz jego
oczy zwęziły się i pojawiło się w nich napięcie.
- Jasne.
- Wolałbym raczej pocałunek.
- W życiu każdego człowieka pada czasem deszcz - powiedziała
nonszalancko. - Albo, jak w twoim przypadku, kawa. Czarna jak ser
ce poszukiwacza, czyż nie?
- Reba, co się stało?
- To nieuczciwe -powiedziała, nalewając kawy dla nich obojga. -
Ja mam pytania, ty masz odpowiedzi. Tak gra siÄ™ w tÄ™ grÄ™.
- Nie gram według tych zasad.
- Zauważyłam- powiedziała Reba, starając się, aby jej słowa nie
zabrzmiały gorzko, lecz jej się to nie udało.
Podała Chance'owi kawę, nie patrząc mu w oczy. Odwróciła się
do niego plecami i znów stanęła przy oknie. Potrafiła zbliżyć się tylko
do jego odbicia.
-Zbiegi okoliczności to taka niezwykła rzecz- powiedziała, nie
zwracając uwagi na parującą w jej dłoniach kawę. Znów utkwiła wzrok
w bezbarwnym morzu. -Nigdy byśmy sienie spotkali, gdybyśmy przy
padkiem nie znalezli siÄ™ w tym samym miejscu i w tym samym czasie.
I dzięki dobremu staremu Toddowi Sinclairowi, oczywiście. Chyba
jemu też to zawdzięczam. - Czekała, lecz Chance milczał. - Nie od
powiesz? - mruknęła.
- A czy padło pytanie? - odparował Chance, a jego głos był rów
nie opanowany jak ciało.
165 -
Reba spojrzała na jego odbicie w szybie i zobaczyła pewnego siebie
Tygrysiego Boga, gotowego zapolować na samego diabła. Był o tyle sil
niejszy od niej. Znał wszystkie odpowiedzi. Ona miała tylko pytania. Od
dała mu wszystko. On dał jej... półprawdy, wykręty. Jak on to ujął? Jeśli
wiesz coś, co daje ci przewagę, za żadne skarby tego nie wyjawiaj".
Nie mogłaby powiedzieć, że jej nie ostrzegał.
W jej wnętrzu wrzały gorączkowe emocje, próbując przebić gruby
mur, który wzniosła wokół siebie, czekając na powrót Chance'a.
- Jest jeszcze jedna rzecz - kontynuowała. Pociągnęła łyk kawy,
ledwie zauważając, że parzy sobie wargi. - Jestem w posiadaniu bez
wartościowej kopalni turmalinu, a ty jesteś znany z tego, że potrafisz
odnalezć złoża tam, gdzie inni dawno się poddali.
Chance zdwoił czujność, co pozwoliło Rebie zrozumieć, że wie
dział, w jakim kierunku zmierzają jej pytania. Czekała, lecz Chance
milczał uparcie, niczego nie wyjaśnił, nie zrobił nic, aby poczuła się
mniej głupio. Po prostu czekał.
Nie odpowiadasz? - spytała.
- Wciąż nie usłyszałem pytania - odpowiedział bezbarwnie.
- A co powiesz na takie pytanie: znałeś w Australii moją kuzynkę,
prawda?
-Tak.
- Jesteś właścicielem połowy Cesarzowej Chin, prawda?
- Tak.
- Potrzebujesz drugiej połowy, aby otrzymać pożyczkę na jej eks
ploatacjÄ™?
Chance zawahał się, a potem wzruszył ramionami.
-- Tak.
- Tak - powtórzyła tępo, patrząc na pogrążone w mroku wzburzo
ne morze. Cieszyła się, że otoczyła się lodowatym murem. Tylko to ją
teraz podtrzymywało. - Tak, tak i tak.
-Rebo...
-Nie. Wciąż jest moja kolej na zadawanie pytań, Chance. Tym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]