[ Pobierz całość w formacie PDF ]
inni adorują jego żonę.
- Teraz powinniśmy pójść na przyjęcie - zaproponowała Krista, kiedy sala
zaczęła pustoszeć. - Szampan, kawior, te rzeczy&
Eric skinął głową.
- W końcu mamy dwa powody do radości: nagrodę Nikki i& - podniósł
lewą rękę Kristy, na jej palcu lśnił pierścień z brylantem - & nasze zaręczyny.
Nikki spojrzała na nich w zdumieniu, wręcz zaniemówiła. Krista
zachichotała i przytuliła się do Erica.
- Twój wyraz twarzy jest wart wszystkich pieniędzy, siostrzyczko. Tego
się nie spodziewałaś.
- Nie musicie już dłużej udawać małżeństwa - dodał Eric, spoglądając na
Jonaha.
Nikki otworzyła usta.
- Co? - wykrztusiła.
- Bal Kopciuszka - wyjaśniła Krista. - Eric i ja domyśliliśmy się, że Jonah
postanowił ożenić się z tobą dla naszego wspólnego dobra. A nie ma tego złego,
co by na dobre nie wyszło.
Nikki popatrzyła na męża. Miał nieodgadniona minę.
- Nie rozumiem, skąd się znacie? - spytała siostrę.
- Przyszłam do twojego biura, ale byłaś bardzo zajęta. Wpadłam na Erica,
a on zaprosił mnie na lunch.
- I tak to się zaczęło - powiedział Eric. - Doceniamy wasze poświęcenie,
ale nie musicie już więcej udawać. Chyba że naprawdę zakochaliście się w sobie
i postanowiliście pozostać małżeństwem. A nie ma tego złego&
- Wystarczy - uciął Jonah i podał bratu rękę. - Moje gratulacje. Zgadzam
się też, że jest to warte uczczenia, prawda? - Po raz pierwszy zwrócił się do
Nikki. - Wreszcie osiągnęłaś wszystko, czego chciałaś.
Nie była pewna, czy powinna się z tego cieszyć.
- I co dalej? - spytała, gdy wracali do domu z przyjęcia.
- Jeśli pytasz o najbliższą przyszłość, lecę jutro do Londynu.
- Do& Londynu? Nic nie wspominałeś&
- Nie wspominałem, bo były ważniejsze sprawy.
- Czy ten wyjazd jest& na stałe? - Zaplotła palce, by ukryć drżenie rąk.
- Jeszcze pytasz?
Nagle wydał się jej obcy.
- Przepraszam. - Pochyliła głowę. - Obiecałeś Ernie'emu i Selmie wspólne
święta. Trudno.
- Czy kiedyś nie dotrzymałem obietnicy? - warknął.
- Nie. Wypełniłeś wszystkie. Dziękuję.
- Nie potrzebuję twoich podziękowań. Wolałbym raczej coś, co wydaje
się niemożliwe, mimo twego przemówienia.
- Chodzi ci o zaufanie? Masz je.
- Naprawdę? Udowodnij mi to.
- Ale jak?
Ostatnie dni przed świętami były dla Nikki bardzo trudne, ale Wigilia
wydawała się jej dłużyć w nieskończoność. Wczesnym popołudniem wszyscy
pracownicy poszli do domu. Budynek zrobił się nagle cichy i zimny. Niechętnie
wróciła do pokoju, w którym brakowało Jonaha i stanęła przy oknie,
spoglądając na kłębiący się w dole tłum. Wszyscy spieszyli do domu, by dzielić
się radością i ciepłem z najbliższymi. Jakże pragnęła tego samego!
Widziała, jak pierwsze płatki śniegu zawirowały w powietrzu. Pomyślała,
że Keli będzie zachwycona śniegiem na święta. Zamknęła oczy, usiłując
pohamować łzy. Czy ten śnieg nie opózni przylotu Jonaha?
Pragnęła go, potrzebowała jego siły, czułości i miłości. Czemu nie
powiedziała mu prawdy, kiedy miała okazję? Jak mogła zaryzykować stratę
najdroższego na świecie człowieka? %7łeby tylko nic mu się nie stało!
Pochyliła głowę i zaczęła łkać.
Nagle z tyłu coś upadło na biurko. Odwróciła się. Teczka z aktami, której
tu przedtem nie było. Nie wierząc własnym oczom, przeczytała: "Rachunek
Stamberga".
Przez pokój przeleciała koszula, po niej krawat i pasek do spodni.
- Jonah! - krzyknęła, zawieszona gdzieś między śmiechem a płaczem. -
Co tu robisz?
- Dotrzymuję warunków zakładu.
Zakryła dłonią usta. Anielskie chóry nie mogły równać się z aksamitnym
głosem Jonaha.
- Chcesz zatańczyć nago na moim biurku?
- Chyba że masz lepsze miejsce na takie pląsy.
- Mam, oczywiście, że mam. Chodzmy szybko do domu. Muszę ci coś
wyznać.
- Wszyscy sądzą, że jesteś w ciąży. Jesteś, czy nie?
- Nie - zmarszczyła brwi. - Myślę, że chyba nie.
- Szkoda, to by wszystko ułatwiło.
- Wybieram zawsze trudniejsze warianty - wyznała.
- Zauważyłem to - rzekł z czułością. - O czym to chciałaś mi powiedzieć?
- Nie zdążyłam ci powiedzieć, że cię kocham. Nie, nie tak& że cię
bardzo, bardzo mocno kocham.
Jonah uśmiechnął się.
- Czy mogę trzymać cię za słowo?
- Tak. - Zerknęła na niego spod rzęs. - Bo wydaje mi się, że ty mnie
również kochasz.
- Wydaje ci się? - Uniósł brwi.
- Wiem - poprawiła się szybko. - Wiem, że mnie kochasz i wymyśliłam
sposób, by dowieść ci moich uczuć.
- Jaki, pani Alexander? - Był wyraznie uradowany.
- Cóż& - Objęła go mocno. - Musisz poczekać do jutra. Jednak mam też
kilka pomysłów na teraz.
- Czy któryś z nich dotyczy zdjęcia reszty ubrania?
- Przynajmniej jeden - roześmiała się. - Może jednak poczekamy, aż
znajdziemy się w domu.
- Jeszcze nie pojęłaś, że kiedy trzymam cię w ramionach, jestem w domu?
A swoją drogą, żoneczko, to ja również bardzo mocno cię kocham - powiedział,
zanim ją pocałował, udowadniając tym samym ponad wszelką wątpliwość, że
Boże Narodzenie jest wciąż świętem pełnym cudów.
W pierwszy dzień świąt Nikki obudziła się w ramionach Jonaha i po
namiętnym pocałunku kochali się i kochali. Gdy wreszcie wstali z łóżka,
pokazała mu, co zmieniło się w apartamencie. Wszędzie stały kwiaty.
- Z twoimi kwiatkami jest to wreszcie prawdziwy dom - zauważył Jonah.
- Nie byłby domem bez ciebie - zaprotestowała, przytulając się do niego. -
Kwiatami chciałam ci tylko udowodnić, że zostaję tu na zawsze.
Krewni zaczęli przybywać od wczesnego popołudnia, wnosząc dużo
śmiechu i radości. Nikki jednak ciągle wyglądała przez drzwi, gdy tylko
usłyszała kroki na korytarzu.
- Spodziewasz się kogoś? - spytała Krista. - Myślałam, że są już wszyscy.
- Bo są.
Rozległo się pukanie do drzwi i Nikki popędziła otworzyć.
- Jonah, to do ciebie! - zawołała. - Szybko!
Nie ruszył się wystarczająco szybko, więc podbiegła do niego i
pociągnęła za rękę. Zaciekawiona reszta rodziny ustawiła się za nimi półkolem.
W progu stał posłaniec w biało-złotej liberii. Był ubrany identycznie jak
kelnerzy na Balu Kopciuszka.
- Domyślam się, że to pilne - uśmiechnął się szeroko i wręczył Jonahowi
pięknie opakowaną paczuszkę. - Wesołych Zwiąt.
- Otwórz to - nalegała Nikki, gdy tylko zamknęli drzwi.
Z uśmiechem rozerwał złocony papier. Wewnątrz znajdowało się
prostokątne pudełeczko. Otworzył pokrywkę i zajrzał do środka. Jego
beznamiętna reakcja rozczarowała Nikki. Zamknął pudełko i zaprowadził ją na
balkon. Na zewnątrz panował przenikliwy ziąb, ale nie czuła go wcale.
- Jonah - spytała - nie podoba ci się mój prezent?
Z kieszeni wyciągnął małą paczuszkę.
- Podoba. A teraz zobacz, co ja mam dla ciebie.
Niecierpliwie zdarła opakowanie i powoli otworzyła czerwone, aksamitne
wieczko. Wewnątrz znajdowały się dwie złote obrączki.
- Och, Jonah - szepnęła, łzy zakręciły się jej w oczach.
- Są zrobione z biletów-sztabek na Bal Kopciuszka. To dziwne, ale
Henrietta i Donald Montague powiedzieli mi, że jesteśmy już drugim
małżeństwem, które zamówiło u nich takie obrączki.
- To wspaniały pomysł. Dziękuję ci.
- Doszedłem do wniosku, że powinniśmy mieć prawdziwe obrączki, a nic
lepszego nie przyszło mi do głowy& - Po raz pierwszy usłyszała wahanie w
jego głosie.
Gęste płatki śniegu zaczęły spadać na jej włosy i rzęsy.
- A ty podarowałaś mi bilety na Bal Rocznicowy&
- Bo tam wszystko się zaczęło - przytaknęła. - Tam się w tobie
zakochałam, a potem zaczęłam ci ufać.
Scałował śnieżynkę z jej warg.
- Nigdy nie zawiodę twego zaufania, Nikki. Przysięgam.
- Wierzę ci - powiedziała, a potwierdził to fiolet jej oczu.
Od strony salonu rozległy się oklaski rodziny.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]