[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Przyjrzała mu się badawczo.
- Co było w twoim liście?
- Dość, żebym zrobił, jak kazałaś.
A zatem albo list go zdenerwował, albo zaciekawił. Sądząc
jednak po gniewie, od jakiego aż kipiał, kiedy wyszedł jej na
spotkanie, powinna postawić na pierwsze przypuszczenie. No
cóż, może jakoś uda sięjej wyjść z tej kolizji bez szwanku. Choć
to nie będzie łatwe zadanie. Rozgniewany Lucien to nie lada
przeciwnik. Coś już o tym wiedziała.
- Ton listu był zapewne podobny?
- Zgadza się. - Lucien zmarszczył brwi i zaczął zastanawiać
się na głos. - Jak sądzisz, komu z naszych znajomych mogło
zależeć, żebyśmy utknęli w tej pułapce razem, podczas kiedy
na świecie szaleją żywioły? Jakie korzyści mogą z tego płynąć,
i dla kogo? Nie ma co. - PokrÄ™ciÅ‚ gÅ‚owÄ…. - Ten ktoÅ› lubi posu­
wać się do ostateczności.
Raine zamrugała. Nagle przyszła jej do głowy szalona myśl.
Klub Samotnych Serc! A niech to! Czyżby po Tess i Emmie
34 DAY LECLAIRE
przyszÅ‚a kolej na niÄ…? Nie! To wykluczone! Przecież jasno po­
wiedziała, że sobie tego nie życzy.
- Raine? Masz jakiÅ› pomysÅ‚? - GwaÅ‚towna reakcja dziew­
czyny nie uszła uwagi Luciena.
O, nie. Nie ma mowy. Choćby jÄ… nawet torturowaÅ‚, nie przy­
zna się, co jej przyszło na myśl! Może miałaby mu powiedzieć:
 Wiesz, jest taki klub współczesnych swatów, Klub Samotnych
Serc. Zajmuje siÄ™ kojarzeniem par. I to jak skutecznie! Oni nigdy
się nie mylą. Wyswatali Tess i Emmę. I wiesz? My jesteśmy
następni na liście".
To niedorzeczne. Poza tym, skÄ…d wytrzasnÄ™liby pomysÅ‚ wy­
swatania jej akurat z Lucienem Kincaidem? Absurd. Przecież
ich Å‚Ä…czÄ… tylko tragedie i kÅ‚opoty. Od lat sÄ… zagorzaÅ‚ymi wroga­
mi. Złe sobie życzą. Gdzie tu miejsce na romans? Na miłość?
Wolne żarty!
.- Raine? Może wreszcie to z siebie wyrzucisz?
- Nic z tego nie rozumiem. Nie mam pojęcia, o co tu chodzi
- skłamała Raine.
- KÅ‚amczucha!
Raine znała na tyle dobrze Luciena, by wiedzieć, że w końcu
wyciÄ…gnie z niej prawdÄ™.
- To tylko przypuszczenie. - ZajÄ…knęła siÄ™. - Nie zrozu­
miałbyś. To absurd.
- Kto to zrobiÅ‚? - W gÅ‚osie Luciena zabrzmiaÅ‚a ledwo ha­
mowana wściekłość.
No tak. Chyba udało jej się wywołać burzę tu, w środku
chatki. Poczuła się jak w pułapce między dwoma żywiołami.
Lucien nie spuszczał z niej wzroku. W jego oczach tkwiło
nieme pytanie.
- To Klub Samotnych Serc - wydusiła z siebie Raine
i wzięła głęboki oddech. A jednak mu powiedziała! I to jak
prędko.
SMAK CYTRYN 35
Lucien patrzył na nią tak, jakby przemówiła do niego po
chińsku.
- %7Å‚e niby co?
Raine spróbowała schować się za włosami, jednocześnie
podciągając prześcieradło pod samą brodę.
- To taka zwariowana organizacja z Seattle. Tess i Emma
znajÄ… jÄ… lepiej.
- To te twoje przyjaciółki z uniwersytetu?
Skinęła głową.
- Tak. Byłam ostatnio na ich ślubach. To znaczy one
obie niedawno wyszÅ‚y za mąż. MyÅ›lÄ™, że majÄ… z tym coÅ› wspól­
nego. Chociaż...
- Poczekaj. Chciałbym to zrozumieć. Twoje przyjaciółki,
najlepsze przyjaciółki zaaranżowaÅ‚y nasze spotkanie, wysyÅ‚a­
jÄ…c do nas listy i podszywajÄ…c siÄ™ pod nas? I do tego zaplano­
wały to akurat na noc, kiedy zmówią się wszystkie żywioły?
%7Å‚ebyÅ›my tu utknÄ™li w Å›rodku burzy? - Lucien recytowaÅ‚ w za­
pamiętaniu. - To najbardziej naciągana historia, jaką w życiu
słyszałem.
Raine wystawiÅ‚a czubek nosa zza kurtyny wÅ‚osów i próbo­
wała wyjaśnić:
- Tess i Emma osobiÅ›cie tego nie zrobiÅ‚y. To pewnie spraw­
ka tego klubu. Gdybyś wiedział, co oni wyczyniali w przypadku
Tess i Emmy, zrozumiałbyś, na ile ich stać.
- A celem tego Klubu jest... - Lucien zawiesiÅ‚ gÅ‚os, suges­
tywnie mrużąc oczy.
Raine zacisnęła wargi. Nie ma mowy, żeby mu to wyznała.
Dowie siÄ™ po jej trupie! .
- Nie mam pojęcia.
- A o co chodziło w przypadku twoich przyjaciółek?
Raine zerwała się z miejsca i energicznie podeszła do drzwi.
Uchyliła je ostrożnie i wyjrzała na dwór.
DAY LECLABRE
36
- Myślisz, że to jeszcze długo potrwa? - spytała niewinnym
głosikiem. - Wiesz, tak mi wpadło do głowy, że moglibyśmy
poszukać latarek i spróbować wrócić do domu.
- To by nam zajęło całą dobę. - Jego stołek zatrzeszczał,
ostrzegajÄ…c jÄ…, że Lucien wstaÅ‚. - A przejÅ›cie przez rzekÄ™ ozna­
cza pokonanie rwącej wody. Nie ma mowy, żeby nam się udało.
- Proponuję spróbować.
- Wykluczone. Zresztą, kiedy Poke wróci beze mnie, moje
chłopaki wyruszą na poszukiwania.
Nagły atak wichury uderzył w drzwi i Raine zaczęła z nimi
walczyć.
- W taką pogodę? - wydyszała zdumiona. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • granada.xlx.pl
  •