[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie ma go w tym pokoju, ale jest w trzecim, u mojej żony - odparł gospodarz. - On teraz składa
wizytę mojej żonie.
- Ja tam nie pójdę!... - rzekł bankier siadając na kanapie.
- Pójdziesz do drugiego pokoju, a on w tej samej chwili także tam wejdzie.
Po krótkim oporze Dagon ustąpił, a w chwilę pózniej, na znak gospodarza domu, wszedł do drugiej
komnaty. Jednocześnie z dalszych pokojów wysunął się niewysoki człowiek z siwą brodą, ubrany w
złocistą togę i złotą obręcz na głowie.
- Oto jest - rzekł gospodarz stojąc na środku - oto jest jego miłość książę Hiram, członek najwyższej
rady tyryjskiej... Oto jest dostojny Dagon, bankier księcia następcy tronu i namiestnika w Dolnym
Egipcie.
Dwaj dostojnicy ukłonili się sobie z założonymi na piersiach rękoma i usiedli przy oddzielnych stolikach,
na środku sali. Hiram nieco odsunął togę, aby ukazać wielki złoty medal na swej szyi, w odpowiedzi na
co Dagon zaczął bawić się grubym złotym łańcuchem, który otrzymał od księcia Ramzesa.
- Ja, Hiram - odezwał się starzec - pozdrawiam pana, panie Dagon, życzę panu dużego majątku i
powodzenia w interesach.
- Ja, Dagon, pozdrawiam pana, panie Hiram, i życzę panu tego samego, co pan mnie życzy...
- Już się pan chcesz kłócić?... - przerwał zirytowany Hiram.
- Gdzie ja się kłócę?... Rabsun, ty powiedz, czy ja się kłócę?...
- Lepiej niech wasze dostojności mówią o interesach - odparł gospodarz.
Po chwili namysłu Hiram zaczął:
- Przyjaciele pańscy z Tyru bardzo pozdrawiają pana przeze mnie.
- Oni tylko to przysłali mi? - spytał drwiącym tonem Dagon.
- Co pan chcesz, żeby oni panu przysyłali?.. - odparł Hiram podnosząc głos.
- Cicho!... Zgoda!.. - wtrącił gospodarz.
Hiram kilka razy głębiej odetchnął i rzekł:
- To prawda, że nam potrzebna zgoda... Ciężkie czasy nadchodzą dla Fenicji...
- Czy morze zatopiło wam Tyr albo Sydon?.. - spytał z uśmiechem Dagon.
Hiram splunął i zapytał:
- Coś pan taki zły dzisiaj?...
- Ja zawsze jestem zły, jak mnie nie nazywają - dostojnością...
- A dlaczego pan nie nazywasz mnie miłością?... Ja przecie jestem książę!...
- Może w Fenicji - odparł Dagon. - Ale już w Asyrii, u lada satrapy czekasz pan w sieniach trzy dni na
posłuchanie, a kiedy cię przyjmą, leżysz na brzuchu jak każdy handlarz fenicki.
- A pan co byś robił wobec dzikiego człowieka, który może pana na pal wbić?... - zakrzyczał Hiram.
- Co ja bym robił, nie wiem - rzekł Dagon. - Ale w Egipcie ja sobie siedzę na jednej kanapie z następcą
tronu, który dziś jest namiestnikiem.
- Zgoda, wasza dostojność!... Zgoda, wasza miłość!... - reflektował ich gospodarz.
- Zgoda!... zgoda, że ten pan jest zwyczajny fenicki handlarz, a mnie nie chce oddać szacunku... -
zawołał Dagon.
- Ja mam sto okrętów!... - wrzasnął Hiram.
- A jego świątobliwość faraon ma dwadzieścia tysięcy miast, miasteczek i osad....
- Wasze dostojności utopicie ten interes i całą Fenicję!.. - odezwał się już podniesionym głosem
Rabsun.
Hiram zacisnął pięści, lecz umilkł i odpoczął.
- Musisz jednak przyznać, wasza dostojność - rzekł po chwili do Dagona - że z tych dwudziestu tysięcy
miast jego świątobliwość niewiele ma naprawdę.
- Chcesz powiedzieć, wasza miłość - odparł Dagon, że siedm tysięcy miast należy do świątyń i siedm
tysięcy do wielkich panów?... Zawsze jednak jego świątobliwości zostaje siedm tysięcy na czysto.
- Nie bardzo! Bo jak z tego wasza dostojność odejmiesz ze trzy tysiące, które są w zastawie u
kapłanów, i ze dwa tysiące w dzierżawie u naszych Fenicjan...
- Mówi prawdę, wasza miłość - rzekł Dagon. - Zawsze jednak jego świątobliwości zostaje ze dwa
tysiące miast bardzo bogatych...
- Czy was Tyfon opętał?... - wrzasnął z kolei Rabsun.
- Będziecie teraz wyliczali miasta faraona, bodajby go...
- Psyt... - szepnął Dagon zrywając się z krzesła.
- Kiedy nad Fenicją wisi nieszczęście!... - dokończył Rabsun.
- Niechże ja się raz dowiem, jakie nieszczęście?... - przerwał Dagon.
- Więc daj mówić Hiramowi, to się dowiesz - odparł gospodarz.
- Niech gada...
- Czy wasza dostojność wiesz, co się stało w zajezdzie "Pod Okrętem" u brata naszego, Asarhadona?...
- zaczął Hiram.
- Nie mam braci pomiędzy szynkarzami!... - wtrącił szyderczo Dagon.
- Milcz!... - wrzasnął rozgniewany Rabsun i schwycił za rękojeść sztyletu. - Jesteś głupi jak pies, który
szczeka przez sen...
- Czego on się gniewa, ten... ten handlujący kośćmi?... - odparł Dagon i również sięgnął do noża.
- Cicho!... Zgoda!... - uspokajał ich sędziwy książę i także opuścił suchą rękę do pasa.
Przez chwilę wszystkim trzem drżały nozdrza i błyszczały oczy. Wreszcie Hiram, który uspokoił się
najpierw, zaczął znowu, jakby nigdy nic nie zaszło.
- Parę miesięcy temu stanął w zajezdzie Asarhadona niejaki Phut, z miasta Harranu...
- Miał odebrać pięć talentów od jakiegoś kapłana - wtrącił Dagon.
- Cóż dalej? - spytał Hiram. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • granada.xlx.pl
  •