[ Pobierz całość w formacie PDF ]
macji i związana z tym konieczność nawiązania łączności z bazą przed zapowie-
dzianym terminem, udałoby się wam, być może, powrócić i uruchomić zasilanie
bazy. . . Stało się jednak inaczej. Milczenie bazy wywołało zupełnie zrozumia-
57
ły niepokój: byliśmy przecież wszyscy pod wrażeniem zniknięcia stacji automa-
tycznych. Dlatego też uderzyliśmy na alarm. Straciliśmy przez was niepotrzebnie
sporo cennego czasu. Chcielibyśmy teraz przy waszej pomocy czas ten w jakiś
sposób odrobić! Z Tedem porozmawiam jeszcze przy okazji.
Wpadliśmy. . . powiedział ze smutkiem Ted, kiedy Atros wyszedł.
Najgorzej zaś, że i ty przeze mnie musisz ponosić konsekwencje.
Wiesz przecież, że nie zależy mi na udziale w wyprawach badawczych
powiedziała z przekąsem. Według ciebie nic mnie nie obchodzi odkrywanie
tajemnic obcych planet. . .
Wcale już tak nie myślę! zapewnił skwapliwie.
Ach, jakże się niezmiernie z tego cieszę! wyrecytowała cierpko i od-
wróciwszy się na pięcie, wyszła krokiem dostojnym i z wysoko zadartym nosem.
W drzwiach odwróciła się jeszcze i pokazała mu język.
Ted z ciężkim westchnieniem zagłębił się w lekturze, którą mu w niewiado-
mym celu polecił przeczytać Har Adler. Była to jakaś praca na temat socjologii
społeczeństw ziemskich i Ted nie potrafił sobie wyjaśnić, po co ma to właśnie
teraz pakować do głowy, zamiast brać z innymi udział w badaniach.
Następnego dnia, gdy siedział znów nad czytnikiem, zły na siebie i wszyst-
ko dokoła, w kieszeni kombinezonu zadzwięczał sygnał przyzewowy. Wołał go
dowódca.
Lon, Mais i Sella ruszyli wczoraj do Starej Bazy. Grupa ojca bada brzeg
oceanu kalkulował Ted, wlokąc się korytarzem. Grupa Geona dziś wyru-
sza na drugą półkulę. . . O ile dobrze pamiętam, według planu pracy pozosta-
je jeszcze tylko stanowisko kontroli i opracowania danych oraz obserwatorium
astrofizyczne. Jedno i drugie na miejscu, w bazie, i okropnie nudne .
Nie miał wątpliwości, że wraz z nową porcją pouczeń i uwag na temat ko-
nieczności przestrzegania wymogów dyscypliny kosmonautycznej otrzyma teraz
najpodlejszą jego zdaniem pracę w bazie. Zdziwił się obecnością u dowódcy
czterech jeszcze osób: Hara, Maxa, Ewy i Wery. Po co aż tyle osób ma asystować
przy niechlubnym akcie karania? Usiadł na brzegu fotela. Dowódca nawet głowy
nie uniósł sponad rozłożonych na stole arkuszy fotogramów, jakby zupełnie nie
zauważył wkroczenia delikwenta.
Ted badał ukradkiem twarze siedzących, nie patrzyli jednak w jego kierunku.
Drzwi otworzyły się i wszedł Adam. Wtedy dopiero dowódca podniósł głowę
i ogarnąwszy wzrokiem zebranych, powiedział:
Możemy zaczynać, załoga w komplecie. Na wczorajszym posiedzeniu do-
wództwo ustaliło taki właśnie skład ekipy, która pod nazwą grupy Flora wyruszy
jutro na pierwszą planetę układu.
Tej możliwości Ted nie brał nawet pod uwagę. Zaskoczony kompletnie zrobił
taką minę, że obserwujący go spod oka Har skrzywił się w uśmiechu rozbawienia.
Grupą dowodzi Har Adler, a w czasie lotu w obie strony Max Bodin,
58
jako pilot Suma . Start nastąpi za dwadzieścia godzin. Szczegółowe zadania zo-
staną omówione przez Hara w czasie lotu. Ograniczę się więc do kilku uwag. Naj-
pierw do Teda. Nie będę roztrząsał po raz drugi wiadomej sprawy. Nie chciałbym
jednak, abyś pomyślał, że twój udział w interesującej cię, o ile wiem, wyprawie
na Florę stanowi jakieś wyróżnienie czy wyraz uznania. Zaliczenie zarówno Teda,
jak i Ewy do składu ekipy nastąpiło na umotywowany wniosek Hara, który przy-
jął na siebie odpowiedzialność za całą załogę. Pozostali uczestnicy zostali zakwa-
lifikowani także po rozpatrzeniu szeregu kandydatur. W skład załogi wchodzi bio-
log, lekarz, pilot-inżynier oraz historyk-socjolog. Wynika stąd, że nastawiamy się
głównie na badanie stanu biologicznego planety. Trudno nam rozproszyć wysiłki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]