[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nimi nie pojedzie?
Zapierała dech w piersi, przyznał, gdy obserwował ją pożądliwie, bezpieczny w zaciszu
swego pokoju. Odziana w aksamitny płaszcz złocistożółtego światła, była wizją
zarumienionych policzków i błyszczących oczu. Jej blond włosy opadały na ramiona,
odbijając światło słońca z powrotem w niebo. Deszcz przestał padać prawdopodobnie
tylko dla niej, rozmyślał a ona stała w kałuży światła słonecznego, które padało nad
dachem ze wschodu, oznaczając, że było krótko przed południem. Spał jak zabity, ale zawsze
tak było po poddaniu się gniewowi berserkera.
Wyglądając przez wąskie skrzydło okna, tarł szybę, aż pozwalała na nie zakłócone
patrzenie. Gdy Hatchard gromadził ich bagaże, włożyła ramię pod ramię Kaley i mówiła z
ożywieniem. Gdy kilka chwil pózniej na ulicy poniżej pojawił się Quinn, z galanterią
zaoferował ramię obu damą i odprowadził je do zajazdu, Grimm westchnął przerazliwie.
Zawsze uprzejmy, zawsze złocisty Quinn.
Grimm wymamrotał ciche przekleństwo i poszedł nakarmić Occama, zanim będzie
martwić się o własne śniadanie.
*****
Jillian weszła na główne schody do jej pokoju, rozejrzała się by upewnić się, że była sama,
a potem okrążyła je cicho, i zeszła po tylnych schodach, wygładzając fałdy swego płaszcza.
Przygryzając wargę, wyszła na mały dziedziniec za zajazdem. Był tam jak oczekiwała,
karmiąc Occama garścią zboża i mrucząc cicho. Jillian zatrzymała się, ciesząc się jego
widokiem. Był wysoki i wspaniały, a jego ciemne włosy falowały na wietrze. Jego pled był
zarzucony zbyt nisko by było to przyzwoite, trzymając się na jego wąskich biodrach ze
zmysłową zuchwałością. Mogła zobaczyć kawałek jego pleców, gdzie jego koszula była
wepchnięta wyraznie w pośpiechu. Jej palce świerzbiły by pogładzić tę gładką skórę
oliwkowej barwy. Gdy nachylił się by wziąć szczotkę, mięśnie jego nóg zafalowały i mimo
jej obietnicy, że nie wyda żadnego dzwięku, wydała westchnienie niesfałszowanej tęsknoty.
Oczywiście usłyszał ją. Natychmiast przybrała maskę obojętności i Zarzuciła pytaniami,
które miały zażegnać potencjalny komentarz. Dlaczego nigdy nie pętasz Occama?
Zapytała radośnie.
Grimm pozwolił sobie na szybkie spojrzenie przez ramie, a potem zaczął szczotkować
gładki bok konia. Został kiedyś złapany przez pożar stajni.
Nie wygląda jakby w nim ucierpiał. Jillian przemierzyła dziedziniec, przyglądając
się ogierowi. Został ranny? Koń był wspaniały, o kilka dłoni wyższy niż większość i
połyskujący, ciemnoszary bez żadnych plam.
Grimm przestał szczotkować. Nigdy nie przestajesz pytać, czyż nie. I co tu w ogóle
robisz? Nie mogłabyś po prostu być dobrą dziewczyną i poczekać w Caithness? Nie,
zapomniałem, Jillian nienawidzi być zostawianą z tyłu. Powiedział drwiąco.
Więc, kto go uratował? Jillian była zdeterminowana nie chwycić przynęty.
Grimm zwrócił swą uwagę z powrotem na konia. Ja. Potem była przerwa,
wypełniona tylko szuraniem szczotki na ciele konia. Gdy znów przemówił, wypuścił cichy
strumień słów. Czy kiedykolwiek słyszałaś krzyk konia, Jillian? To jeden z najbardziej
mrożących krew w żyłach dzwięków, jakie kiedykolwiek słyszałem. Przecina cię równie
okrutnie jak dzwięk niewinnego dziecka, krzyczącego z bólu. Myślę, że to zawsze niewinność
dręczyła mnie najbardziej.
Jillian zastanawiała się, kiedy słyszał te krzyki i desperacko chciała zapytać, ale wahała się
otwierając jego rany. Powstrzymała język, mając nadzieję, że będzie kontynuował, jeśli ona
pozostanie cicho.
Nie zrobił tego. Cicho cofając się od ogiera, wykonał ostry gest, któremu towarzyszył
klikający dzwięk języka na zębach. Jillian obserwowała z zachwytem jak ogier opadł na
kolana i padł ciężko na bok z cichym rżeniem. Grimm ukląkł przy koniu i gestem przywołał
ją bliżej.
Przysunęła się na kolanach obok Grimma. Och, biedny, piękny Occam. Wyszeptała.
Całe podbrzusze konia było pokryte strasznymi bliznami. Lekko przesunęła palcami po
grubej skórze, a jej brwi zmarszczyły się współczująco.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]