[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Do szkoły uczęszczała dzięki stypendium. Mimo to
wciąż dbała, by ojcu nie wyłączono wody czy elektry-
czności. Szkoła, do której chodziła, należała do elitar-
nych. Miała bardzo wielu uczniów z najlepszych i naj-
bogatszych rodzin. Niektórzy byli mili, ale większość
okazywała lekceważenie kolegom-stypendystom, któ-
rzy z trudem wiązali koniec z końcem.
Dopiero po ślubie pieniądze przestały być dla niej pro-
blemem. Ale nigdy nie potrafiła zapomnieć goryczy po-
niżenia szkolnych lat. Mówiła sobie, że jest ponad to. %7łe
są sprawy ważniejsze niż nowa sukienka, niż pieniądze.
I były. Zmierć Mike'a jaskrawo pokazała, jak mało
one znaczyły wobec straty ukochanej osoby.
Ale nawet wtedy, kiedy Mike jeszcze żył, kiedy nie
musiała troszczyć się o pieniądze, nigdy nie była roz-
rzutna. Trudno zmienić wieloletnie nawyki.
I za to była wdzięczna losowi, kiedy po śmierci Mi-
ke'a wyszła na jaw ich tragiczna sytuacja finansowa.
- Catherine?
Gwałtownie wróciła do rzeczywistości. Na ścieżce
stał Gray i przyglądał się jej ze zdziwieniem.
- Och, cześć, przepraszam - rzuciła. - Zamyśliłam
się.
- A gdzie twoja pociecha? - Rozglądał się dookoła.
S
R
Z uśmiechem popukała palcem w zegarek.
- Jest pół do dziewiątej. Zwykle już o ósmej Michael
wędruje do łóżka. A ja postanowiłam spryskać te róże.
Strasznie dużo w rym roku szkodników.
- Są piękne - powiedział. - Zauważyłem, że hodu-
jesz dużo róż. Wymagają bardzo wiele pracy, prawda?
- Tak. - Odstawiła spryskiwacz i podniosła sekator.
Podeszła do sąsiedniej rabatki. - Ale mnie to nie prze-
szkadza. Ogrodnictwo jest dla mnie formą terapii.
A przecież wystarczy na to zaledwie kilka godzin
w tygodniu.
- Sądziłem, że zatrudniasz kogoś do doglądania ogro-
du - powiedział, nieco zdziwiony. - Robisz wszystko
sama?
- Prawie wszystko. - Spuściła wzrok na trzymany
kwiat. Dobrze, że nie mógł dostrzec jej twarzy. - To
wcale nie wymaga wiele pracy. Ale sama nie koszę
trawników.
- Jesteś zdumiewającą kobietą. - Potrząsnął głową.
- Wiesz o tym?
- Nie, nie jestem.
- Zdaniem Patsy, jesteś zarazem superbohaterką
i June Cleaver* w jednej osobie.
Catherine roześmiała się głośno.
* June Cleaver - bohaterka popularnego w latach pięćdziesiątych
dwudziestego wieku serialu telewizyjnego. Uosobienie  kury domowej"
S
R
- Cóż za okropna wizja - powiedziała. Kucnęła, by
schować narzędzia do koszyka.
- Patsy jest zdecydowana znów wprowadzić cię do
towarzystwa - powiedział. Zaoferował jej dłoó do po-
mocy przy wstawaniu. Nie skorzystała. Nie była jeszcze
gotowa na dotknięcie Graya. - Jej zdaniem, jesteś sta-
nowczo zbyt poważna.
Nieoczekiwanie rozzłościła się. Dużo bardziej, niż to
było warte i konieczne. Z trudem starała się panować
nad sobą.
- Jeśli jestem poważna, to dlatego, że mam rodzinę,
o którą muszę dbać, i dom, który muszę prowadzić -
rzuciła. - Patsy zdaje się nie rozumieć, że ktoś w tej
rodzinie musi być odpowiedzialny.
Zapadła niezręczna cisza. Catherine poczuła wyrzuty
sumienia. Patsy kochała ją. Polegała na niej. To nie była
jej wina, że nigdy nie musiała myśleć o pieniądzach. Po-
winna być szczęśliwa, że jej teściowa żyła tak
szczęśliwie.
I nie jej przecież winą była sytuacja, w której się
znalazły.
- Przepraszam - powiedziała cicho.
- Za co? - Nawet w wieczornej szarówce czuła na-
pięcie w jego spojrzeniu.
- Dobrze wiesz, za co - powiedziała znużonym to-
nem. Tak właśnie się poczuła. Znużona. Nieustannymi
próbami przechytrzenia Patsy. - Obawiam się, że nie
byłam ostatnio zbyt gościnna. To dlatego, że... - Trochę
poniewczasie spostrzegła, że omal nie uczyniła wyzna-
nia nieznajomemu.
S
R
- Dlatego że...?
Westchnęła.
- Nic takiego.
Milczał. Odwróciła się i spojrzała w głąb ogrodu.
- Dlatego że...? - powtórzył. W tym momencie
dwie wielkie dłonie spoczęły na jej ramionach.
Catherine niemal padła na ścieżkę. Nie usłyszała, jak
Gray podszedł. Odruchowo spróbowała odsunąć się, lecz
nie pozwolił na to. Aagodnie masował jej napięte mięśnie.
Po raz pierwszy odkąd tańczyli, dotykał jej.
- Stój spokojnie - powiedział. - Twoje ramiona są
twarde, jakby były z betonu.
- Nie. To nerwy - wydusiła przez zaciśnięte zęby.
Stała nieruchomo, sztywna pod jego dotykiem. W mro-
ku nocy słyszała tylko jego oddech.
- Dlaczego jesteś taka spięta? - spytał, muskając
palcami jej kark.
- Przez ciebie.
Zastygł w bezruchu.
Słowa wymknęły się z jej ust, zanim zdążyła pomy-
śleć. I natychmiast ich pożałowała. Przecież był tylko
gościem w jej domu.
- To znaczy... - zaczęła.
- Ciii... - Jego ręce wciąż spoczywały na jej ramio-
nach. Obrócił ją twarzą ku sobie. Położył jej palec na
ustach. Drugą ręką chwycił za kark. Palcami delikatnie
głaskał skórę tuż za jej uchem. - Wiem, co to znaczy.
Ja też jestem przez ciebie strasznie spięty.
S
R
Chwyciła go za nadgarstki. %7łeby je odepchnąć? Sa-
ma nie wiedziała.
- Catherine. - Jego głos wibrował głębokimi tona-
mi. - Muszę cię pocałować.
Dziwna rzecz. Doskonałe wiedziała, co miał na my-
śli. Kiedy schylił się ku niej, podała mu usta. Zacisnęła
dłonie na jego przegubach, jakby od tego zależało jej
życie. Miał mocne, muskularne ręce. I pachniał urzeka-
jąco wodą kolońską i mężczyzną.
W chwili, kiedy ich wargi się zetknęły, zrozumiała,
że okłamywała samą siebie. Gray był kimś o wiele wię-
cej, niż tylko lokatorem w domku gościnnym. Był nie-
bezpieczeństwem. Był pożądaniem. Był wszystkim, co
kiedyś miała, a co zostało jej zabrane tak brutalnie dwa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • granada.xlx.pl
  •