[ Pobierz całość w formacie PDF ]
argumentami posługuje się prezes. Podpatrzył, tak mu się przynajmniej zdawało, że kryguje się,
pragnąc imponować. Mówił donośnie, rozkoszując się własnym głosem.
Fiolet, jak biskup ocenił krawat. Kraty, jak Szkot.
Co miałbym robić? spytał.
On przetarł swoje magiczne okulary kraciastą chusteczką. Przyjrzał się z za
przydymionych szkieł uśmiechniętymi oczami krótkowidza. Prześwietlanie delikwenta
wzrokiem, jest rutynowym zachowaniem zarówno śledczych, jak i dygnitarzy.
Nauczyć kolegów dziennikarzy, czym jest naprawdę Konsorcjum. Ostudzić w innych
niewczesną gotowość do szkodliwego krytycyzmu.
Biadoleniem nie da się wychowywać Jan wyszedłem przytomnie mu naprzeciw.
Prezes spojrzał z uznaniem.
Trafiło się, więc mu dyrektorstwo, jak ślepej kurze ziarno. Cóż, czasem ludzkie ścieżki
skrzyżują się niespodziewanie. Jego się skrzyżowały z prezesem. W nowej pracy, nikt od niego,
poza fanfaronadą, literalnie niczego nie wymagał. Wszystko biegło po staremu.
Zmienił logo konsorcjum dodając patriotyczny wtręt w postaci biało czerwonego tła
pod napisem. I o to zapewne chodziło. Wszyscy mu się usłużnie kłaniali i zabiegali o przyjazń,
jakbym tu rzeczywiście coś znaczył. Jednak zaszkodzić już mógł.
Jestem wolny żona wyjechała do Katowic. Działamy? spytał któregoś dnia prezes.
Jan był na to pytanie przygotowany.
Mam chatę przyjaciela oświadczył. - Rodzina też w Kazimierzu.
Izabelin. Aadny, kremowy domek jego przyjaciela z lat studenckich. Ukryty w drzewach i
krzewach ozdobnych. Letnie, gorące sobotnie popołudnie. Tu często spędzał niedzielę z żoną.
Najpierw spacer przez sosnowe lasy, potem pyszna kawa po węgiersku w wydaniu Ewy, żony
przyjaciela. Odkąd Ewa umarła na zabójczą astmę, jego żona Ala, nie chciała tu przyjeżdżać.
Jedziemy! Pogadam z Heniem. Ty oczywiście prezes wykonał rękami ruch obrazujący
nieprzeciętne bufory chcesz jego sekretarkę?
Więc już wiedział coś nie coś o nim! Szybki! On też wiedziałem, kogo ostatnio
sprowadził ze Zląska. Pasjansów też z nią nie układał.
Henio był generalnym administratorem Konsorcjum.
Prujemy! Dla mnie przywiezie hostessę. Daj adres.
Hostessę?
Zwietną dupencję.
Po raz pierwszy byli w takich okolicznościach razem.
Ptaszki kwiliły. W promieniach zachodzącego słońca nurzały się wierzchołki strzelistych
sosen. Wieczór zapowiadał się ciepły, nastrojowy. Pod osłoną mroku rozsiedliśmy się na tarasie
domku przylegającym prawie do ściany lasu. Pociągali z prezesem whisky z lodem i bynajmniej
nie rozmawiali o firmie, jak to się sądzi powszechnie.
Wszystko w tej chwili było podniecające i jakby w zasięgu ręki. Człowiek łaknął
mocnych wrażeń, jak narkotyków. Często, i jakże łatwo, poruszał się w gąszczu wcale nie
ulotnych propozycji i głębokich, zagadkowych westchnień wabiących kobiet. Wiedzieli, że żyją.
Wcale się nie czuli się lepcy i wcale nie uważali, że brną w gówno.
Nie boisz się Henia? spytał życiowo Jan. - Czy musi o nas wiedzieć, kogo
ciupciamy? Wyrzuciłeś dyrektora za to, że pieprzył swoją zastępczynię.
Prezes przyjrzał mu się uważnie.
Ty go jeszcze pamiętasz? Wierzysz, że go za to spuściłem? Był doradcą SLD. Gdybym
wyrzucił wszystkich pieprzących się z sekretarkami, i w ogóle z tymi, co się po gmachu
Konsorcjum poruszają z dziurą w kroczu, mielibyśmy pustki. Wiadomości, kto, z kim, mają
jedynie wartość koniunkturalną. Portek nam za to nie spuszczą. Betka. Henio nie piśnie.
Zwietne miejsce pochwalił. Czy nie wynająłby twój przyjaciel tego domku dla Konsorcjum?
Blisko, poręcznie
Spytam.
Za gęstym parkanem z żywopłotu błysnęły reflektory samochodu.
Jesteśmy powiedział administrator. Samochód prowadził sam.
Ostrożny skonstatował Jan w duchu z uznaniem.
Zostawiam was drogie panie w dobrych rękach. Pa! Spieszę się.
Henio, w roli alfonsa, sprawiał wrażenia przyjaciela oddającego drobną przysługę.
Hej! powiedziała do Jana Celina, sekretarka Henia. Nie kryła znajomości. Wyciągnęła
rękę i dygała, jak pensjonarka, a jej ogromne piersi podniecająco sprężynowały. Kiedyś
powiedziała mu, że ma chłopa.
Więc, czemu ze mną? spytał rozbierając się.
Bo jesteś przystojny. Szef wie o nas i dzięki tobie przestała mnie ta pokraka
napastować.
Ilona, hostessa, poruszała się, jak przepłoszone dziewczę od %7łmichowskiej. Ile kryło się
pod tym rzeczywistego onieśmielenia, a ile osobliwego infantylizmu? Była wielce smakowitym
kęskiem dla amatorów drobnokostnej zwierzyny. Jak dobrze znała prezesa, trudno było wyczuć.
Prezes uchwycił lakierowane na fiolet, drapieżne jak u jastrzębia końce jej palców i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]