[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie odwróci oczu, będzie na zawsze stracony dla świata.
Zmobilizował całą swą siłę woli. Pot wystąpił mu na czoło, a mięśnie naprę\yły się jak
wę\e pod zbrązowiała od słońca skórą. Dyszał cię\ko.
Gorgona roześmiała się cichym, melodyjnym śmiechem, przepojonym zimną, okrutną
drwiną. Conan poczerwieniał z wściekłości.
Gwałtownym wysiłkiem woli oderwał wzrok od czarnej zrenicy i wbił go w płyty
posadzki. Słaby i oszołomiony, chwiał się na nogach. Zbierając wszystkie siły, aby utrzymać
równowagę, zerknął na swoje stopy. Dzięki ci, Cromie! wcią\ były to stopy z krwi i kości,
a nie z zimnego, popielatoszarego kamienia. Długa chwila, kiedy stał urzeczony spojrzeniem
bogini, trwała w rzeczywistości tylko przez mgnienie oka, zbyt krótko, \eby zimna fala
sięgnęła jego stóp.
Gorgona znów się zaśmiała. Stojący ze spuszczoną głową Conan poczuł jej moc. Mięśnie
karku naprę\yły mu się jak postronki w rozpaczliwym wysiłku, jakiego wymagało utrzymanie
pochylonej głowy.
Wcią\ spoglądał w dół. Przed nim, na marmurowej posadzce le\ała cienka, złota maska z
osadzonym w niej olbrzymim szafirem uosabiającym trzecie oko. Nagle patrzący na nią
Conan zrozumiał, co powinien zrobić.
Tym razem podniósł nie tylko wzrok, ale i miecz. Ostrze ze świstem przecięło zastałe
powietrze i spadło na drwiąco uśmiechniętą twarz bogini rozcinając trzecie oko na dwoje.
Gorgona nie poruszyła się. Dwojgiem pozostałych, niebywale pięknych oczu patrzyła
spokojnie na posępnego wojownika. Nagle na jej bladej twarzy zaszła okropna zmiana.
Z przeciętej zrenicy chlusnął ciemny płyn i spłynął po nieziemsko pięknym obliczu,
niczym czarne łzy.
W jednej chwili bogini zaczęła się starzeć. Wraz z czarnym płynem wyciekającym z
rozciętego oka uchodziły z niej ukradzione siły \ycia. Skóra pociemniała i pokryła się
tysiącem zmarszczek. Pod brodą utworzyły się obwisłe fałdy. Płonące oczy stały się matowe i
ślepe. Wspaniałe piersi obwisły i skurczyły się. Smukłe ręce zmieniły się w kościste szpony.
Przez chwilę na tronie chwiała się skarlała, pomarszczona postać niewiarygodnie starej
kobiety, po czym przegniłe ciało zmieniło się w suche jak pergamin strzępy i spleśniałe kości.
Te skórzaste resztki osypały się z grzechotem na posadzkę i na oczach Conana zmieniły się w
bezbarwny, szary proch.
Przez salę przeleciało jękliwe westchnienie. Wokół pociemniało, jakby jakieś niewidzialne
skrzydła zasłoniły na moment sączące się z zewnątrz światło. Pózniej wszystko minęło i
rozwiał się niewidoczny opar zagro\enia, od wieków unoszący się w świątyni. Teraz była to
tylko zakurzona, zaniedbana sala, wolna od nieziemskiego koszmaru.
Posągi pogrą\yły się w wieczystym, kamiennym śnie. Kiedy Gorgona umknęła w inny
wymiar, jej zaklęcia przestały działać, tak\e i te, które utrzymywały okropną namiastkę \ycia
w skamieniałych ofiarach. Conan odwrócił się i odszedł, zostawiając za sobą pusty tron, garść
prochu na posadzce i spękaną, bezgłową statuę tego, który kiedyś był urodziwym,
uśmiechniętym Zamoraninem.
Zostań z nami, Conanie! prosiła Zillah cichym, łagodnym głosem. Teraz, gdy
uwolniłeś nas od demona, oczekują cię najwy\sze zaszczyty.
Conan uśmiechnął się słabo, wyczuwając w jej głosie coś więcej ni\ tylko obywatelską
troskę o pozyskanie cennego ochotnika do dzieła odbudowy miasta. Zarumieniła się ze
zmieszania pod jego śmiałym, płomiennym spojrzeniem.
Enosh przyłączył swój głos do nalegań córki. Zwycięstwo nad demonem odmłodziło go i
dodało mu sił. Wyprostował przygarbione plecy i jego chód stał się sprę\ysty, a w głosie
pojawiła się nowa, władcza nuta. Zaproponował Cymeryjczykowi bogactwa, zaszczyty i
władzę, je\eli zdecyduje się pozostać w odrodzonym mieście. Napomknął nawet, \e nie
miałby nic przeciwko temu, by Conan został jego zięciem.
Jednak barbarzyńca odmówił, dobrze wiedząc, \e nie nadaje się do takiego spokojnego,
monotonnego \ycia, jakie mu proponowano. Gładkie słówka niełatwo padały z warg
człowieka, który większość \ycia spędził na polu bitwy, w winiarni lub domu uciech, jednak z
największym taktem, na jaki było go stać, odrzucił wszystkie oferty.
Nie, przyjaciele rzekł. Nie dla Conana z Cymerii osiadłe \ycie. Wkrótce
zacząłbym się nudzić, a na tę chorobę znam tylko trzy lekarstwa: upić się, wszcząć zwadę lub
porwać dziewkę. Doprawdy, dobry byłby ze mnie obywatel miasta, które potrzebuje spokoju i
odbudowy!
Strona 14
Howard Robert E - Conan obie\yświat
Gdzie\ zatem się udasz, Conanie, teraz, kiedy zniknęły magiczne bariery? spytał
Enosh.
Conan wzruszył ramionami, przeciągnął dłonią po swej czarnej grzywie i roześmiał się.
Na Croma, mój panie, sam nie wiem! Na szczęście słudzy bogini zaopiekowali się
koniem Vardanesa, poili go i karmili. W Akhlat, jak wiem, nie ma koni, tylko osły a taki
wielki gbur jak ja wyglądałby głupio jadąc na zaspanym osiołku i ciągnąc nogi po ziemi!
Myślę, \e zwrócę się na południowy wschód. Gdzieś tam le\y miasto Zamboula, w którym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]