[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szpary wokół wejścia, Jason zasznurował je za
sobą i podobnie jak pozostali, zrzucił ciężkie
futrzane okrycie. Z jednej ze skrytek
wygrzebał żelazny garnek i napełnił go wodą ze
skórzanego bukłaka. Ten i pozostałe były od
wewnątrz powleczone plastikiem, co nie tylko
zapewniało ich szczelność, ale również
poprawiało smak wody. Postawił garnek na
piecyku. Meta z chłopcem siedzieli w
milczeniu, uważnie obserwując każdy jego ruch.
- To jest "char" - powiedział, odłamując
czarny, pokruszony kawałek od większego bloku
jakiejś tajemniczej substancji. - Uzyskuje się
go z pewnego gatunku krzewów. Ich liście są
moczone, a następnie prasowane w cegiełki.
Smak jest do wytrzymania i lepiej, żebyśmy się
do niego przyzwyczaili.
Wrzucił okruchy do wody, która natychmiast
przybrała odrażający odcień purpury.
- Nie wygląda to najlepiej - powiedział Grif,
podejrzliwie patrząc ma płyn. - Chyba nie mam
na to ochoty.
- Lepiej jednak spróbuj. Jeśli chcemy uniknąć
rozpoznania, musimy żyć tak, jak koczownicy.
Przypomniałem sobie o jeszcze jednej ważnej
sprawie. - Mówiąc to, Jason podwinął rękaw i
zaczął odpinać kaburę. Pozostała dwójka
przyglądała mu się ze zdziwieniem.
- Co się stało? Co ty wyprawiasz? -
wykrztusiła Meta, kiedy odpiął pistolet i
schował do metalowego kufra. Pyrrusanie noszą
broń dzień i noc. Nie wyobrażają sobie życia
bez niej.
- Odpinam pistolet - wyjaśnił cierpliwie. -
Gdybym go użył lub gdyby go zobaczył jakiś
tubylec, zostalibyśmy zdemaskowani. Proszę,
żebyście zrobili to samo.
Planeta Zmierci III
- 71 -
Jeszcze zanim przebrzmiały te słowa, rozległ
się ostry świst - to pistolety wysunęły się
spod futrzanych okryć i wpadły w ręce
właścicieli. Jason spokojnie patrzył w
nieruchome lufy.
O to właśnie chodzi. Tylko trochę się
zdenerwujecie i zaraz sięgacie po broń. Nie
chodzi o to, że wam nie ufam, po prostu macie
zbyt nieopanowane odruchy. Pistolety ukryjemy
tak, żeby zawsze były pod ręką, ale żeby się
nie zdradzić. Z tubylcami będziemy musieli
sobie poradzić ich własną bronią. Spójrzcie
tutaj...
Meta i Grif wsunęli pistolety z powrotem do
pochew. Tymczasem Jason rozwinął skórzaną
płachtę, z której wyleciała spora kolekcja
noży, mieczy, pałek i maczug.
- Niezłe, co? - zapytał cicho, a dwójka
przytaknęła z entuzjazmem. Pyrrusanie i broń
to jak cukierki i dzieci.
- Mając to wszystko, jesteśmy równie dobrze
uzbrojeni jak reszta, a prawdę mówiąc -
lepiej, bo każdy Pyrrusanin wystarczy za
trzech barbarzyńców. Wydaje mi się, że mamy
większe szansę. Z wyjątkiem jednego lub dwóch
przedmiotów, są to wszystko kopie miejscowych
wyrobów, tyle że z lepszej stali. No, oddajcie
teraz broń.
Tym razem pistolet pojawił się tylko w ręku
Grifa, ale i on po chwili namysłu go* schował.
Upłynęło piętnaście minut kłótni przeplatanej
słodkimi pochlebstwami, nim Meta z wielką
niechęcią dała się przekonać o konieczności
rozstania z bronią. Kolejną godzinę zajęło
rozbrajanie chłopca. W końcu Jason nalał pełne
kubki char swoim nieszczęśliwym partnerom,
którzy na pocieszenie ściskali w dłoniach
miecze.
Planeta Zmierci III
- 72 -
- Wiem, że to paskudztwo - powiedział na widok
skrzywionych twarzy pijących. - Nie musicie
tego lubić, ale chociaż nauczycie się nie
wyglądać tak, jakby próbowano
was otruć.
Pomijając tęskne spojrzenia, które od czasu do
czasu oboje rzucali na puste miejsca po
kaburach, Pyrrusanie niemal pogodzili się z
utratą broni. Jason rozwinął futrzane śpiwory
i wyłączył piecyk.
- Pora spać - zarządził. - Musimy wstać o
świcie, by dotrzeć do miejsca, gdzie znajduje
się grupa koczowników zdążających w kierunku
głównego obozu Temuchina. Chcę się do nich
przyłączyć, nabrać nieco wprawy w ich
zbójeckim rzemiośle i bez zbytniego rozgłosu
dostać się do obozu.
Jason był na nogach jeszcze przed świtem.
Zanim zbudził pozostałych, schował do skrzyni
wszystkie "cywilizowane" przedmioty. Zostawił
tylko trzy samo podgrzewające się porcje
jedzenia.
Zaczęli się pakować. Szło im to dość opornie i
Jason błogosławił niebiosa, że jego porywczy
towarzysze są rozbrojeni. Zdjęli skórzane
pokrycie camach i metalowe paliki, stanowiące
szkielet namiotu, upadły na ziemię.
Przywiązano je do ramy travois w ten sposób,
aby utworzyły platformę, na której miała
spocząć reszta bagażu. Słońce stało już
[ Pobierz całość w formacie PDF ]