[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Twój ojciec nie wpuścił nas do domu - wyjaśnił policjant. - Poza tym twierdzi, że kłamiesz, i nigdy
nie byłaś maltretowana. Powiedział, że nic z tego wszystkiego nie rozumie.
- W tej sytuacji, Tino, widzę tylko takie rozwiązanie - oznajmił jeden z mężczyzn. - Musisz pojechać
tam z nami. Wejdziemy razem do twojego domu i zabierzemy paszport. Nie bój się. Nikt nawet cię nie
dotknie.
Bardzo się bałam, ale policjanci sprawiali wrażenie, że dobrze wiedzą, co robią. Pomyślałam, że na
pewno mają duże doświadczenie, i wsiadłam z nimi do samochodu. Kiedy zatrzymaliśmy się przed
willą, Godwin stanął w progu.
- Co znowu? - zamamrotał.
- Tym razem przyjechaliśmy w towarzystwie pańskiej córki, która chciałaby zabrać swój paszport -
oznajmił jeden z mundurowych.
- To jakieś żarty?
- Bynajmniej. Oskarża pana o znęcanie się nad nią i gwałt - odparł stanowczo policjant.
Bez słowa, nie patrząc nawet na swojego przybranego ojca, weszłam do środka i ruszyłam schodami
prowadzącymi do piwnicy. Towarzyszył mi jeden z mężczyzn. Zabrałam swoje dokumenty i
zaczęliśmy wspinać się na górę. W połowie drogi usłyszałam krzyki.
- To moja córka! Nie macie prawa! Jest niepełnoletnia! Sparaliżowana strachem nie mogłam wspiąć
się na
kolejny stopień.
- No, dalej. Nie masz się czego obawiać - dodawał mi otuchy. - Cokolwiek się wydarzy, jesteśmy tu po
to, żeby cię chronić.
Kiedy znalezliśmy się przy Godwinie, ten kipiał złością. Zaimponowała mi spokojna postawa
policjanta
kontrastująca z agresywnym zachowaniem mojego przybranego ojca.
 Jeśli twierdzi pan, że nie mamy racji, panie Okpara, zapraszam z nami na komisariat, gdzie złoży
pan stosowne wyjaśnienia.
W końcu ktoś miał odwagę sprzeciwić się temu potworowi! Policjant nie tylko nie spuścił wzroku,
lecz nawet nie cofnął się, kiedy Godwin z grozną miną zrobił dwa kroki w naszą stronę. Jednak musiał
ustąpić i odsunął się na bok, robiąc przejście. Miałam nadzieję, że już nigdy nie wrócę do tego domu.
Kiedy dotarliśmy na komisariat, zostałam poprowadzona do niewielkiego pokoju na piętrze. Jeden z
mężczyzn, którzy przyjechali do domu doktora, został ze mną. Wyglądał na bardzo zmęczonego.
 Szukamy dla ciebie jakiegoś schronienia  odezwał się. Nie chciałam zdradzić się przed nim, że
nie mam
pojęcia, o jakim schronieniu mówi. Wyobrażałam sobie jakieś tajemnicze miejsce, w którym
przebywają ludzie z podobnymi problemami. Do tej pory byłam przekonana, że jestem sama na
świecie i nie ma drugiej takiej Tiny, która cierpi podobne katusze. Uświadomiłam sobie jednak, że jest
inaczej. Dlatego wszystko tak długo trwało! Nie mogli znalezć dla mnie miejsca!
 Dzisiaj jest mój ostatni dzień w pracy przed wakacjami  mówił policjant.  Już dawno powinno
mnie tu nie być. To miała być moja ostatnia interwencja.
Spojrzał na mnie i się uśmiechnął.
 Głowa do góry!  dodał po chwili.  Nie wyjdę stąd, dopóki nie upewnię się, że jesteś
bezpieczna.
Szeroko otworzyłam oczy. Na zawsze chciałam zapamiętać tę twarz! Twarz dobrego człowieka,
którego nie spotkałam od lat.
Siedziałam skulona na krześle z twarzą ukrytą w dłoniach. Na próżno próbowałam się uspokoić,
pozbierać myśli. Minęły cztery lata, odkąd trafiłam do domu Okparów. Cztery lata. Tysiąc czterysta
sześćdziesiąt dni. Każdy z nich był okupiony morderczą pracą, wyzwiskami, biciem, cierpieniem. I
wreszcie wszystko miało się skończyć. Już niedługo. To było zbyt piękne, żebym mogła w to
uwierzyć. Tak wiele razy mnie okłamywano, wykorzystywano, że czekałam z lękiem na zakończenie
tego koszmaru.
Siedziałam na komisariacie w niewielkim pokoju, a obok mnie policjant w cywilnym ubraniu.
Zdawało mi się, że jest szefem, jakimś wysoko postawionym komisarzem, może komendantem.
Wskazywał na to jego wiek, a także sposób, w jaki zwracali się do niego inni policjanci. Przestałam
płakać. Czekałam. Jeśli los znowu ze mnie zakpi, to będzie mój koniec. Potem już tylko śmierć.
 Znasz tych ludzi?
Głos policjanta wyrwał mnie z zamyślenia. Stał twarzą do dużego okna.
 Podejdz. Nic ci się nie stanie.
Zbliżyłam się niepewnym krokiem. Zerknęłam przez szybę i od razu się cofnęłam. Linda z babunią!
Obie tam były! Przyszły po mnie. A więc nie myliłam się! Nie ma dla mnie żadnego ratunku. Moje
życie było przegrane i nic więcej nie mogłam zrobić. Spodziewałam się, co będzie dalej. Policjant
odprowadzi mnie na dół, po czym tak jak poprzednim razem rozegra się farsa.  Och, Tino, ale się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • granada.xlx.pl
  •