[ Pobierz całość w formacie PDF ]
skinął głową.
- To wspaniale.
W tym momencie pojawił się Sam, który do tej pory poszukiwał
psa należącego do właściciela pralni. Pies nazywał się Cosmo i był
wielką miłością chłopca. Sam mógł na niego tylko patrzeć, ale Annie
pozwalała mu też czasami bawić się ze zwierzęciem. Zwłaszcza że
Cosmo był łagodny i sam łasił się do chłopca.
- Spokojnie, kochanie - powiedziała, chwytając Sama. - Nie za
szybko.
Ku jej przerażeniu, Gavin wziął syna z jej rąk i posadził go sobie na
ramieniu. Zaczął też podskakiwać, jakby był prawdziwym kucykiem.
- No i co, Sam? Jedziemy do parku?
Chłopiec nie wyglądał na zadowolonego. Chciał przecież spotkać
się z przyjacielem.
- Nie, chcie na dół! Do Cośma!
Gavin postawił Sama na podłodze. Zastanawiał się przez chwilę, a
51
SR
następnie na jego ustach pojawił się uśmiech.
- Wiesz co, może spytamy, czy Cosmo może iść z nami do parku?
Oczywiście... - Gavin zerknął w stronę Annie.
- Oczywiście, jeżeli mama pozwoli.
Ich oczy znowu się spotkały. Zauważyła jednak, że Ga-vin chce
tym razem naprawdę wiedzieć, co ona o tym myśli. Postanowiła
nagrodzić go za to, że się stara. Poza tym widać było, że Sam aż pali
się do tego pomysłu.
Skinęła głową.
- Zgadzam się, tylko musisz spytać jeszcze pana Benedetto.
- No to chodzmy - powiedział Gavin, biorąc syna za rękę.
Poszli szukać właściciela psa. Annie została sama. Stała w pralni,
nie bardzo wiedząc, co dalej. Nie chodziło jej oczywiście o to, gdzie
iść i co robić. Myślała o Samie i Gavinie.
Czuła się zaskoczona zachowaniem męża. Nie przypuszczała, że
okaże tyle zainteresowania synem, którego przecież zobaczył po raz
pierwszy zaledwie tydzień temu. A jeśli jej rachuby zawiodą? Jeżeli
okaże się, że Gavina nie znudzi nowa zabawka?
Zdziwiło ją również to, że Gavin przyznał się do błędu. Mężczyzna,
którego poślubiła, nigdy by nie zrobił czegoś takiego. A przede
wszystkim w ogóle by jej nie słuchał, przekonany o wyższości
własnych racji.
Gavin się zmienił. Musi się z tym pogodzić. Tylko czy to lepiej, czy
gorzej? I z jakiego punktu widzenia? Na pewno lepiej, wziąwszy pod
uwagę to, że będą musieli mieszkać razem przez jakiś czas. Ale z
kolei, gdyby się nie zmienił, na pewno wytrzymałby z nimi znacznie
krócej. Albo w ogóle się nie wprowadzał.
Zamyśliła się tak głęboko, że nawet nie spostrzegła, kiedy
panowie znowu się przy niej zjawili. Towarzyszył im rozbrykany
wielorasowiec" na smyczy i w kagańcu.
- Idziemy, idziemy! - krzyknął rozpromieniony Sam, który
podbiegł do niej i zaczął ją ciągnąć za rękaw.
Gavin z psem zostali przy drzwiach. Cosmo wyglądał na
zadowolonego. Zaakceptował Gavina i teraz tańczył wokół niego,
52
SR
domagając się pieszczot.
Annie spojrzała z niechęcią na Cosma. Głupie zwierzę, pomyślała.
Bezwiednie poszła za Samem ciągnącym ją do drzwi. Wyszli z
pralni. Mieli do dyspozycji ponad dwie godziny i piękną pogodę.
Park zajmował przestrzeń między jedynym w Mountainview
kinem a biblioteką publiczną. Był mały, ale zadbany i ogrodzony
żelaznym płotem. Trawniki wprost lśniły świeżą zielenią, a na
grządkach przy ławeczkach pojawiły się już wiosenne kwiaty.
Przeszli do rogu, w którym znajdował się plac zabaw. Sam lubił
zwłaszcza tutejszą drewnianą huśtawkę i zamek, na który można się
było wspinać.
Gdy tylko się tam znalezli, Sam pobiegł w stronę zamku, a
spuszczony ze smyczy Cosmo pomknął za nim. Gavin spojrzał
najpierw na Annie, a potem na pozostałą dwójkę.
- Pobiegnę za Samem - powiedział. - Trzeba na niego uważać.
Annie wiedziała, że to tylko wymówka. Sam przychodził tu często
i nic się nie powinno mu stać. Pod warunkiem, że ktoś duży a głupi
nie zechce go wsadzić na wysoką wieżę zamku.
Annie obserwowała przez chwilę całą trójkę, a następnie
przysiadła na pobliskiej ławce. Była zmęczona. W nocy nie spała ze
zrozumiałych powodów, a miała za sobą cały tydzień ciężkiej pracy.
Trochę pomogło to, że dzień był wyjątkowo piękny. Na niebie
prawie nie było chmur, a ptaki, które masowo zlatywały się do
parku, gwarzyły o czymś przez cały czas. W dali widniały Góry
Skaliste w całym swoim majestacie i pięknie. Nie zawsze można je
było podziwiać. W pochmurne dni chowały się za zasłoną mgły.
Nareszcie zdołała się odprężyć. Zamknęła oczy, czując, jak spokój
wypełnia jej ciało.
I właśnie wtedy przysiadł się do niej Gavin.
Nawet nie musiała otwierać oczu, żeby stwierdzić, że to on. Po
prostu wiedziała. I znów była gotowa do walki: spięta, ostrożna,
nastawiona na obronę syna.
- Myślałam, że chcesz pilnować Sama - powiedziała, otwierając
oczy.
53
SR
Gavin rozprostował nogi i usiadł wygodnie.
- Powinniśmy omówić parę spraw - stwierdził. Siedział zbyt
blisko. Jego udo opierało się o jej kolano.
Co więcej, czuła zapach wody kolońskiej, przyprawiający ją o coś
w rodzaju oszołomienia. Pewnie dlatego, że mieszał się jeszcze ze
świeżym wiosennym powietrzem.
- Na przykład: jakich? - rzuciła leniwie, starając się zamaskować
to, jak się czuje.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]