[ Pobierz całość w formacie PDF ]

miał powody, żeby się tak czuć. Miarka przebrała się wczoraj,
przy tym niedorzecznym śniadaniu w łóżku. Był jeszcze
zaspany, ale wpadł w złość, kiedy dotarło do niego, że rzeczą,
której najbardziej pragnie - nawet bardziej niż udusić swych
synów - jest wyrzucenie ich za drzwi i zaciągnięcie Shay do
łóżka. Zbity z tropu siłą dręczącego go pożądania - i
podejrzeniem, że ona jest zupełnie naga pod tą cienką
koszuliną - wyskoczył z łóżka jak rozwścieczony tygrys,
wyprosił Shay z domu i powiedział chłopcom, co o tym
wszystkim myśli. Potem, mając nadzieję, że to ich oduczy
ciągłego biegania do niej, zapakował ich do samochodu i
pojechali do Seattle, gdzie spędzili cały dzień nad morzem.
Jezdzili tramwajem, karmili mewy, patrzyli, jak promy
przybijają i wypływają z przystani, odwiedzili słynne
Akwarium i oglądali pokaz ogni sztucznych.
Dzieci miały się bawić, a jednocześnie czegoś nauczyć.
Powinien to być pamiętny dzień. Ale tak się nie stało. Alex
był przez cały czas spięty, a chłopcy niezadowoleni. Co drugie
słowo w ich ustach brzmiało:  Shay",  Shay by się to
podobało",  Kiedyś Shay opowiadała mi o...",  Gdyby Shay
tutaj była...",  Shay mówi..."
Najgorsze było to, że jemu również jej brakowało. I to
wcale nie dlatego, że nie mógł sobie z czymś poradzić ani też,
że tak się od niej uzależnił. Po prostu również wiedział, że
podobałaby się jej taka wycieczka. Zmiałaby się z popisów
fok, cieszyła przy karmieniu mew. Jej wielkie oczy stałyby się
jeszcze większe na widok fajerwerków i iskrzyłby się w nich
powstrzymywany śmiech, kiedy strzykwa napluła na
Brady'ego.
Gdy Shay się śmiała, wtedy dzień wydawał się jaśniejszy,
a cały świat odrobinę lepszy.
- Naprawdę nie rozumiem, dlaczego nie możemy wyjść
na dwór. - Brady wciąż obstawał przy swoim.
- Bo ja tak powiedziałem - odparł Alex stanowczo.
- Teraz będę pracował, a wy po prostu musicie się do tego
dostosować.
Włączył wideo i poszedł do swojego gabinetu, pamiętając
- nauczony doświadczeniem - żeby zostawić drzwi otwarte.
Usiadł przy komputerze i pogrążył się w pracy. Po mniej
więcej godzinie włączył drukarkę, kiedy nagle zadzwonił
dzwonek u drzwi. Odczekał chwilę, żeby sprawdzić, czy
drukowanie przebiega bez problemów, i poszedł otworzyć.
- Cześć.
Przed drzwiami stała Shay. Na jej czarnych włosach
połyskiwały krople deszczu, twarz miała lekko zaróżowioną.
Była ubrana w adidasy, króciutkie spodenki i bluzę od dresu.
Czy ta kobieta nie ma żadnych normalnych ubrań?
- Cześć.
- Przeszkodziłam w czymś? - Uśmiechała się niepewnie,
- Nie, skądże. W czym mogę ci pomóc?
- Masz chwilę czasu? Chciałabym z tobą porozmawiać.
- Jasne, wejdz.
- Dzięki.
Z głębi domu dobiegł jakiś hałas. Alex zmarszczył brwi.
- Przepraszam cię. Wrócę za moment. Tylko coś
sprawdzę, dobrze? Chłopcy oglądają tele... - zaczął, otwierając
drzwi do kuchni.
- Godzina już minęła! - odezwał się Nick na widok ojca.
- No właśnie - dodał Brady. Otworzył zamrażarkę i podał
Mikeyowi pojemnik z lodami. Potem sięgnął do lodówki i
wyjął mleko oraz butelkę napoju gazowanego. Zostawiając
oczywiście oba urządzenia otwarte, wlał zawartość butelek do
miksera z miną nawiedzonego naukowca. - Mamy ochotę na
koktail mleczny, ale nie martw się, zrobimy sobie go sami.
- Poczekaj sekundę...
- I jeszcze na prażoną kukurydzę - zawołał z drugiej
strony kuchni Nick, pakując torebkę do kuchenki
mikrofalowej.
- Słuchajcie! Przyszła Shay! - krzyknął Mikey radośnie,
zobaczywszy ją, wyglądającą zza ramienia ojca.
- Cześć! - ucieszył się Nick. - Wiesz co? Mam wysypkę.
Pokazać ci?
- Okropna - ostrzegł ją Brady. - Chcesz obejrzeć film?
- Nie bardzo mogę. Przyszłam porozmawiać z waszym
tatą.
Nagle Nick włączył kuchenkę mikrofalową, Brady w tej
samej chwili przycisnął klawisz miksera i jednocześnie
zaczęła pracować lodówka. Rozległ się rozdzierający uszy
hałas. Zgasło światło, a wszystkie urządzenia elektryczne
przestały działać.
- Na dodatek wysiadły bezpieczniki, jakby tego
wszystkiego było jeszcze za mało - stwierdził Alex ze złością.
- No tak, tu też jest ciemno - odezwała się Shay, kiedy
oboje schodzili do piwnicy.
- A czego się spodziewałaś? Przecież mówiłem ci, że
wysiadły bezpieczniki. Po to właśnie wzięliśmy latarkę -
powiedział Alex zgryzliwie. Wiedział, że zachowuje się
opryskliwie, ale nie potrafił się pohamować.
- Ja tylko stwierdziłam fakt - powiedziała łagodnie.
- Nie musisz tak się złościć. Zresztą wcale nie chciałam tu
schodzić. Mogłam zostać z chłopcami...
- Jasne, żeby pomóc im posprzątać. Nic z tego. Niech się
nauczą, że trzeba ponosić konsekwencje swoich wybryków.
- To prawda, ale oni są jeszcze mali. Każdemu może się
zdarzyć, że zapomni nałożyć pokrywkę na mikser. Mnie się to
również kiedyś zdarzyło. Chyba byłeś dla nich trochę zbyt
surowy.
- Nie, nie sądzę.
- Alex? - odezwała się po chwili. - Ty złościsz się wciąż
na mnie o to, że wtedy w sklepie pożyczyłam ci pieniądze?
- Wcale się nie złoszczę.
- Może gniewasz się, że wspomniałam o twojej bieliznie?
Ja nie miałam niczego zdrożnego na myśli, to tylko tak
zabrzmiało...
- Nie ma o czym mówić.
- W takim razie masz chyba pretensje, że wtrąciłam się,
kiedy chodziło o rybki Mikeya?
- Nie bądz śmieszna.
- No dobrze, w takim razie o co ci właściwie chodzi?
Zacisnął szczęki ze złości. Chodziło o to, iż była za blisko i że
wokół panowały ciemności. W takich warunkach mężczyznie
mogą przyjść do głowy niebezpieczne myśli. Zacznie
wyobrażać sobie, co chciałby robić z kobietą stojącą tuż obok.
Albo co ona mogłaby z nim robić, gdyby miała ochotę na...
- No więc?
- Wiesz co? - uciął jej indagacje. - Chciałaś ze mną
pogadać, więc dlaczego nie zaczynasz rozmowy?
Shay potrząsnęła głową w zdumieniu. Jak ktoś tak
przystojny i atrakcyjny może być jednocześnie w takim
stopniu opryskliwy.
- Wiesz, chciałam porozmawiać z tobą już wczoraj, ale
nie było cię w domu.
- Zabrałem chłopców do Seattle. Spędziliśmy dzień nad
wodą.
- Och. - Wiedziała, że to śmieszne, ale nie potrafiła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • granada.xlx.pl
  •