[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wrotami obory rozległy się jakieś podejrzane dzwięki.
Najwyrazniej Ginnywyszłana podwórko. Amożetobył Snake.
- Słyszysz? - zapytał Nick.
Ann z trudemwracała doprzytomności. Już miała goza-
pytać, comianowicie, kiedysama usłyszała, jak ktoś gwiżdże
na podwórku.
-Snake!-jęknęła przerażona.
Zerwała się na równe nogi. Wmgnieniu oka z powrotem
była ubrana choć tymrazemniezbyt starannie. Uśmiechnęła
się na widok nagiego Nicka, wyciągającego swoje slipyspod
biurka.
-Co cię tak rozśmieszyło? -zapytał, pospiesznie wciąga-
jąc na siebie odnalezioną bieliznę.
- My. To wszystko - rozejrzała się po pomieszczeniu. -
Zachowujemysię jak nastolatki, które poraz pierwszywży-
ciu spróbowałyseksu.
- Wołałabyś tłumaczyć Snake'owi, jaktosię stało, żemnie
uwiodłaś?-uśmiechnął się do niej Nick.
- Wolałabymkupić porządnyzamek- skrzywiła się Ann.
Nick omałonie oszalał z radości. Pomyślał sobie, że to,
co przed chwilą zrobili, musiało sprawić Ann przyjemność,
boinaczej przecież nie snułaby żadnych tegotypu planówna
przyszłość. Chciał jej powiedzieć, żesamzaraz założyzamek,
kiedydrzwi się otworzyłyi stanął wnich Snake.
- Nick... - Snake popatrzył na ubranego wsame tylko
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
114
spodnieNicka, a potemna Ann, która właśniekończyła wy-
bierać zdzbła trawyze swetra.
- Dzień dobry, Snake- powitała goradośnieAnn. - Ato-
bie dziękuję za zrozumieniepowagi sytuacji - zwróciła się do
Nicka i dusząc się ze śmiechu, wybiegła ze stajni.
Ann była bardzo zawstydzona, a jednocześnie rozpierała
ją radość. Nick kochał się z nią z własnej woli i widać było,
że sprawia mu to przyjemność! Awięc jednak lubił z nią to
robić. Ann nie rozumiała tylko, dlaczegowobec tego robił to
tak rzadko.
Czyżby jemu, tak samo jak mnie, trudno było zrobić ten
pierwszykrok? pomyślała. Bo przecież to ja poszłamza nim
do stajni. A przedtem także ja wymyśliłam mieszkanie
wchatce, gdzie było jedno wąskie łóżko. Czyżby rzeczywi-
ście tylkoo tochodziło? Może Nickowi brak odwagi?
Eppie zarżała radośnie, kiedy Ann przechodziła koło jej
zagrody. Zatrzymała się, żebypoklepać klaczkę poszyi.
- Chcesz się przejechać? - zapytała Ann.
Szybkoosiodłała Eppie. Wolała niespotkać się z Nickiem
i Snakiem, choć z każdymz nich z innegopowodu.
Pogoda była piękna i jakoś tak się stało, że Ann zapuściła
się znacznie dalej, niż zamierzała. Już miała zawracać, kiedy
zauważyła stojącyna drodze samochód. Uniosła się wstrze-
mionach i przysłoniła dłonią oczy. Ztej odległości niewiele
było widać, więc podjechała bliżej. Była to ta sama biała
furgonetka, którą podróżowali turyści z Kalifornii. Znajoma
para stała na skraju drogi i czemuś się przyglądała.
Usłyszawszystukot kopyt Eppie, mężczyzna odwrócił się.
Dopiero teraz Ann zauważyła, że pochylał się nad cielakiem.
Ann rozejrzała się, szukając jegomatki, alewpobliżu żadnej
krowy nie było. Włosy zjeżyły się jej na głowie, kiedy przy-
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
115
pomniała sobieostrzeżenia Sherrie. Czyżbyci ludzierzeczy-
wiście kradli bydło?pomyślała, patrzącz powątpiewaniemna
tęgą kobietę. Nie, toniemożliwe.
Przestała się bać. Siedziała przecież na koniu i nawet gdy-
by ci ludzie mieli wobec niej złe zamiary, to i tak jej nie
dogonią. Wystarczyłobyskręcić na łąkę, poktórej zdezelowa-
na furgonetka nie ujechałabynawet kilometra.
- Czycoś się stało? - zapytała Ann.
- Dzień dobry - powiedziała kobieta. - Znalezliśmy to
biedactwona samym środku drogi i baliśmysię, żebygoktoś
nie przejechał.
- To bardzo miło z waszej strony- uśmiechnęła się Ann.
Nie chciała dodawać, że po tej drodze mało ktojezdzi i cie-
lęciu najprawdopodobniej nie stałaby się żadna krzywda. -
Ciekawe, jak mu się udałowydostać.
- Pewnie w ogrodzeniu jest jakaś dziura - pospieszyła
z wyjaśnieniemtęga kobieta. - Naprawdę nie powinno się
zostawiać takich maluchówbez opieki.
- Rzeczywiście - mruknęła bez przekonania Ann.
- Nocóż. - Mężczyzna odsunął się od cielaka, wycierając
przy tymzabrudzone ręce o spodnie. - Skoro się pani poja-
wiła, tonic tu ponas.
- Tak, poradzę sobie - powiedziała Ann. Chciała, żebyci
ludzie jak najprędzej stąd odjechali.
- Do zobaczenia - powiedziała kobieta, po czymrazem
z mężemwsiadła dofurgonetki.
Ann zaczekała, aż samochódzniknieza horyzontem, i do-
piero wtedy zsiadła z konia. Ani przez chwilę nie wierzyła
wbajeczkę oznalezieniu cielęcia na drodze. Zresztą, jak na
jej gust, ci ludzie trochę za szybko się oddalili. Jakbychcieli
przed czymś uciec.
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
116
Ann obejrzała ogrodzenie. Jakieś pięć metrówod miejsca,
wktórymznajdował się cielak, zauważyła dziurę. Aponie-
waż niemiała żadnych narzędzi, żebyjązałatać, postanowiła
przetaszczyć zwierzaka na pastwiskoi odprowadzić godale-
ko od płotu, żeby przypadkiem znów samnie wyszedł na
drogę. Nie było to wcale łatwe, ale wkońcu udało się Ann
przepchnąć cielaka przez dziurę.
Dopiero teraz dokładnie obejrzała uszkodzony drut. Nie
miała wątpliwości, że został przecięty. Ktoś musiał to zrobić
niedawno, bo metal błyszczał w słońcu. Ann z namysłem
spojrzała wtę stronę, wktórej zniknęła furgonetka. Czyżby
torzeczywiście oni? zastanawiała się. Ale przecież nie mieli
wrękach żadnych ostrych narzędzi. Amożetojakieś dziecia-
ki przecięły drut dla zabawy? Pewnie ci ludzie rzeczywiście
znalezli cielaka na drodze i chcieli nampomóc. Wkażdym
razie muszę otympowiedzieć Nickowi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]