[ Pobierz całość w formacie PDF ]
półmetku wielkiego projektu dla rynku amerykańskiego. Za to noc poślubna była
jak najwspanialszy miesiąc miodowy. Było to więcej, niż mógł sobie wymarzyć.
Wieczorem skierował kroki do kuchni, skąd dochodziły jakieś hałasy, trzaski i
głośne przekleństwa. Zatrzymał się na progu. Słoiki, puszki, garnki, patelnie i
wszelkie kuchenne utensylia walały się po całym pomieszczeniu. Pośrodku tego
wszystkiego znajdowała się Cally, zgrzana, spocona i zmęczona. Reprymenda sama
cisnęła się na usta, ale jej wyzywająca mina w zarodku zdusiła tę chęć.
- Pracuję nad nowymi przepisami. Pracuję - podkreśliła. - I nie waż się mó-
wić, że nie mogę!
- Zupa?
- Mam dość zup.
Obejrzał nalepkę słoika z przyprawami.
- Co w takim razie?
- Sos.
Objął ją ramionami, z zadowoleniem stwierdzając, że wsparła się o niego.
- Dlaczego masz taką srogą minę, skoro właśnie to chcesz robić? O co tak na-
prawdę chodzi?
S
R
- Muszę coś robić! Nie mogę tylko siedzieć, zamartwiając się, czy to właśnie
dziś stracę dziecko. Muszę jakoś zabić czas... Blake, tak strasznie się boję!
Puścił ją i chwycił kuchenny stołek.
- Używaj tego. Będziesz mogła na siedząco obierać, siekać czy co tam chcesz.
Plecy cię nie rozbolą, a nogi się nie zmęczą.
- Och... - Uśmiechnęła się, trochę zażenowana, że sama o tym nie pomyślała.
- Skoro mówimy o pracy... mam pewien pomysł. Myślę, że powinniśmy
przemeblować ten pokoik obok mojej sypialni. Będzie z niego wspaniały pokój
dziecinny. Nawet mam już coś... czekaj.
Wypadł z kuchni i po paru minutach wrócił obładowany paczkami. Zaczął
wyrzucać zawartość na blat kuchenny, z trudem znajdując miejsce obok pozostało-
ści po eksperymentach kulinarnych Cally, która szeroko otwartymi oczami patrzyła
na piętrzący się stos zabawek i najrozmaitszych drobiazgów.
- Kiedy kupiłeś to wszystko?
- W czasie pobytu w Nowym Jorku.
Wybrał się na zakupy podczas wolnego popołudnia. Początkowe uczucie za-
żenowania szybko rozpłynęło się w gorączce zakupów.
Podniosła ruchomy model układu słonecznego z pilotem do wprawiania w
ruch planet. Na widok etykiety Dla dzieci w wieku 7 lat i starszych" zachichotała.
- To dla naszego dzidziusia, kochanie?
Roześmiali się oboje. Blake pochylił się nad
Cally, myśląc z czułością, że jest mu bliższa niż kiedykolwiek.
- Wybierzesz kolory, a ja pomaluję pokój.
- Dlaczego nie wynajmiesz fachowca?
- Chcę to zrobić sam. Lubię pracować rękami. - Pogładził ją po policzku.
- Jesteś w tym dobry. Ale... ja nie powinnam teraz wdychać oparów farb.
- Podczas malowania będziemy spać w domku przy basenie.
My. Poczuła delikatną, łagodną falę zalewającego ją ciepła. A więc będą spali
S
R
razem. Razem będą przygotowywać wszystko. Nie powinna czuć się tak absurdal-
nie szczęśliwa, to tylko krótki okres miesiąca miodowego. Nie powinna wzbudzać
w sobie nadziei, narażać swego serca. Seks im wychodzi. Zmiech też... no, kiedy
się nie sprzeczają. Ale to jeszcze nie jest miłość. Nie z jego strony.
ROZDZIAA JEDENASTY
Telefon urywał się. Cally podniosła głowę i zachmurzyła się na widok tarczy
zegara. Wreszcie niechętnie wyciągnęła ramię i podniosła słuchawkę.
- Calypso, kochanie! Musisz przyjść do mnie dzisiaj ze swoim mężem!
- Mama?
Cally usiadła na łóżku. W żołądku poczuła ściskanie.
- Słyszałam, że wyszłaś za mąż. Miło, że mnie zaprosiłaś.
- Myślałam, że jesteś za granicą. Już wróciłaś? - Mdlące uczucie w żołądku
pogłębiło się.
- Skarbie, mamy dwudziesty pierwszy wiek! Są telefony komórkowe i samo-
loty. Gdybyś chciała widzieć mnie na swoim ślubie, przyjechałabym. - Cally mil-
czała, wyobrażając sobie, jak matka zaciąga się papierosem. - Mam nadzieję, że
podpisałaś porządną intercyzę.
- Blake ma swój majątek, nie potrzebuje mojego.
- Zawsze byłaś naiwna, Cally! - Alicia prychnęła pogardliwie. - Mężczyzni
nigdy nie mają dosyć. Jego majątek to świeża sprawa, prawda? Prawdopodobnie
przyciągnęło go do ciebie twoje nazwisko.
- Nic nie wiesz... - Policzyła w myślach do dziesięciu.
Tak trudno uwierzyć, że Blake się w niej zakochał? Serce zakłuło. To prawda,
Blake poślubił ją tylko dlatego, że poczęli dziecko.
- W każdym razie wróciłam i koniecznie chcę spotkać się z tobą i twoją zdo-
byczą! - Alicia szczebiotała do słuchawki z udawaną szczerością. - Widzimy się
S
R
dziś o siódmej, dobrze?
Cally pożałowała, że odebrała ten cholerny telefon. Skąd, u licha, jej matka
wiedziała o ślubie?
To szaleństwo, że się pobrali, właściwie nic o sobie nie wiedząc. Dla Cally
nie miało to znaczenia. Można pokochać drugą osobę, nie znając jej zbyt dobrze. I
właśnie tak się stało. Kochała Blake'a, zakochała się w jego niezłomnym charakte-
rze, poczuciu bezpieczeństwa, które jej dawał, ponętnym ciele, uprzejmości, a tak-
że... no tak, nawet w tym, jak nią rządził.
Kiedy byli razem, czuła, że jest gotowa na wszystko, że wspólnie mogą osią-
gnąć tak wiele. Była pewna, że jeśli znów znajdą się w łóżku, całkowicie straci dla
Blake'a głowę. Przyznawała uczciwie sama przed sobą, że nie ma innej możliwości.
Przeznaczone jej było pokochać tego mężczyznę. Nie można go było nie pokochać.
Zbierając się na odwagę, sięgnęła po słuchawkę i wykręciła numer, który po-
dał jej Blake. Rozmowa z nim powinna ją uspokoić. Z pewnością też musi to
czuć...
Odebrał natychmiast.
- Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz?
W głosie męża, mimo pozornie szorstkiego tonu, wyczuła nutę zatroskania.
Zacisnęła usta. Oczywiście zaniepokoił się, że coś stało się dziecku. Jestem idiotką.
Ożenił się ze mną wyłącznie z powodu ciąży.
- Nic mi nie jest.
- Na pewno? Masz zmieniony głos.
- Dzwoniła moja matka. Dowiedziała się o naszym ślubie i zaprasza nas do
siebie dziś wieczorem.
- Zwietnie... A ty nie masz nic przeciwko temu?
- Nigdy nie byłyśmy blisko, ale ona nie lubi, gdy się ją spycha na margines.
- Wie, że jesteś w ciąży?
- Nie i nie chcę, żeby wiedziała. Jeszcze nie teraz.
S
R
- W porządku. Spotkamy się w domu, a wieczorem damy świetne przedsta-
wienie.
Rozłączył się. Dłuższą chwilę nie wypuszczała słuchawki z ręki.
Przedstawienie...
A więc nic więcej nas nie łączy? - ponuro pytała się w duchu.
Spróbowała skupić się na czekającym ich spotkaniu. Pewna była, że nie uda
[ Pobierz całość w formacie PDF ]