[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nym stoliku przy łóżku leżała jej fotografia, wyjęta
z ramki i przedarta na pół.
Zrozumiała, że jeśli ich historia ma mieć jakiś
ciąg dalszy, to ona sama będzie musiała zrobić
pierwszy krok, i że dla dobra ich obydwojga lepiej
będzie, jeśli nie uczyni go za wcześnie. Istniało
wprawdzie niebezpieczeństwo, że jakaś inna chętna
kobieta zajmie miejsce przy boku Marca szybciej
niż Chloe, ale musiała zaryzykować. On pragnął
mieć partnerkę w pełnym tego słowa znaczeniu.
Dopóki nie mogła mu zaoferować zupełnego zaan-
gażowania, nie miała czego szukać.
,,Nic mnie to nie obchodzi  powiedział jej
poprzedniego wieczoru  ale tylko dlatego, że nie
pozwalam sobie, żeby mnie obchodziło  .
Nadzieja nie była wielka, ale istniała, i Chloe
uczepiła się jej ze wszystkich sił.
Do ślubu w końcu nie doszło  napisała mu
Jacqueline na początku pazdziernika.  Tak jak
mieliśmy nadzieję, Chloe oprzytomniała w ostatniej
chwili i chyba nikt nie był szczególnie zdziwiony,
a już najmniej Ben. Nadal się przyjaznią i pracują
razem i chociaż na początku było dużo zamieszania,
teraz już wszystko się uspokoiło. W zeszłym tygodniu
Chloe przeprowadziła się do własnego mieszkania
po zachodniej stronie miasta. Na Boże Narodzenie
wybiera się do Meksyku. Nigdy o tobie nie wspomi-
na, a ja nie pytam, ale obydwie z Charlotte mamy
WAOSKI CZAR 137
nadzieję, że wkrótce wszystko sobie wyjaśnicie. Mo-
że następnym razem, gdy tu przyjedziesz, uda się
znalezć jakiś sposób...
Nic z tego, pomyślał. Mianował Donnę Melino
przedstawicielem swojej firmy na całą Amerykę
Północną, a sam zamierzał się skoncentrować na
innych obszarach działalności oraz na swoim nieist-
niejącym życiu prywatnym. Dość już wycierpiał za
sprawą Chloe i nie zamierzał wracać po więcej.
Czas już był najwyższy zdjąć z siebie emocjonalny
bagaż, jaki niósł od lat, i zacząć wszystko od począt-
ku z kobietą, której zranione oczy nie przypomina-
łyby mu nieustannie o tym, co stracił.
Podczas urlopu w Meksyku rozglądał się za
kandydatką na żonę, ale okazało się to nie takie
proste. Kobiety lgnęły do niego, ale żadna nie była
w stanie na dłużej zatrzymać jego uwagi. Albo były
za bardzo podobne do Chloe, albo za mało do niej
podobne.
W rezultacie Marco powitał kolejny Nowy Rok
w towarzystwie sióstr i ich rodzin. Przestał się
rozglądać za kobietami i skupił się na tym, co
nieodmiennie dostarczało mu satysfakcji: na zara-
bianiu pieniędzy. Poczynił szereg śmiałych inwes-
tycji, które omal nie przyprawiły jego maklera gieł-
dowego o atak serca i które ku jego wielkiemu
zdziwieniu przyniosły mu znaczny zysk.
Kupił sobie nowe ferrari i klasyczny model bu-
gatti.
138 ANNE McALLISTER
 A dlaczego lamborghini już ci się nie podoba?
 obruszała się jego siostra Delia.  Można jezdzić
tylko jednym samochodem na raz. Po co ci aż trzy?
 Bo mogę sobie pozwolić na trzy  odrzekł
z irytacją.
Kupił rezydencję nad jeziorem Garda, tak wiel-
ką, że wszystkie jego cztery siostry z rodzinami
mogły tam przyjeżdżać jednocześnie.
 Kupiłeś nam już przecież domek w Alpach
 przypomniała mu Abree.  Po co jeszcze ten dom,
skoro i tak większość czasu spędzamy w Weronie?
 A czy musi być jakiś powód?  prychnął.  Nie
wystarczy, że lubię wydawać pieniądze na rodzinę?
Wszystko wyglądało bardzo pięknie w teorii, ale
musiał przyznać przed sobą, że żadna z tych rzeczy
nie sprawia mu ani odrobiny przyjemności. Kiedyś
marzył o tym, by mieć więcej pieniędzy, niż byłby
w stanie wydać. Teraz, gdy je miał, przekonał się, że
wżyciu ważne jest zupełnie co innego.
ROZDZIAA DZIESITY
14 kwietnia następnego roku
Po raz pierwszy przyjechała do Werony jako
młoda kobieta. Urzekła ją historia tego miasta,
zakochała się w cieniach rzucanych w letnie dni
przez średniowieczne budynki, a w końcu spędziła
tu najczarniejsze godziny swojego życia i wyjecha-
ła, przysięgając sobie nigdy już nie powrócić. A jed-
nak w chwili, gdy znów postawiła stopę na staro-
dawnych uliczkach la citta degli Romeo e Giulietta,
poczuła, że wreszcie wróciła do domu.
Marco nie miał najmniejszego pojęcia, co go cze-
ka. Ona sama zresztą też nie wiedziała. Od ostat-
niego sierpnia nie utrzymywali żadnych kontaktów.
Może był już zakochany w jakiejś innej kobiecie?
Trudno byłoby jej się z tym pogodzić, ale była
zdecydowana zaryzykować, choćby po to, by udo-
wodnić sobie i jemu, że potrafi kontrolować własne
życie i gotowa jest na konfrontację ze wszystkim, co
może ono ze sobą nieść.
Od matki wiedziała, że jest w mieście. Znała jego
adres. Była jednak pewna, że zastanie go w domu
140 ANNE McALLISTER
dopiero wieczorem, po zakończeniu dnia pracy.
Odpowiadało jej to, bo wcześniej miała jeszcze coś
do załatwienia.
Kościół był skąpany w słońcu. Bezbłędnie od-
nalazła drogę do grobu synka, przykucnęła na tra-
wie i położyła na grobie bukiet wiosennych kwia-
tów. Ktoś już był tu przed nią: u podstawy prostej
marmurowej tabliczki, obok jej bukietu leżał drugi,
równie świeży.
Powiodła palcami po wyrytych w kamieniu lite-
rach, a potem przyklękła i rozpłakała się. Nie były to
jednak łzy, jakich oczekiwała; spodziewała się kon-
wulsyjnego szlochu i wrażenia, że ktoś wyrywa jej
serce z piersi, tymczasem łzy płynęły spokojnie,
oczyszczając ją ze smutku, a gdy przestały płynąć,
Chloe po raz pierwszy od lat poczuła spokój duszy.
Pozostała na cmentarzu przez godzinę, a potem
wróciła do taksówki i kazała się zawiezć do cen-
trum. Popołudnie spędziła, spacerując po znajo-
mych uliczkach i odwiedzając miejsca, które po raz
pierwszy pokazał jej Marco.
Znalazła słoneczny placyk z trattorią, gdzie jedli
pierwszy wspólny posiłek, a także piekarnię, nad
którą niegdyś mieszkała rodzina Marca. Ze skrzy-
nek w oknach zwieszały się czerwone pelargonie,
ulubione kwiaty jego matki. Targ przy Piazza delle
Erbe, gdzie kiedyś Marco ukradł dla niej dwie
mandarynki, jak zwykle pełen był ludzi. Obejrzała
jeszcze prosty szary dom przy Via Capello numer 23
 słynny dom Kapuletów z balkonem Julii.
WAOSKI CZAR 141
Zapadał już zmierzch, gdy wreszcie dotarła do
ulicy, przy której mieszkał. Była to bogata dziel-
nica. Drzwi domu Marca były lśniąco czarne, z mo-
siężnymi cyferkami pośrodku. %7łaluzje w oknach
opuszczone pod takim kątem, że ten, kto był we-
wnątrz budynku, mógł pomiędzy listewkami obser-
wować przechodniów, sam nie będąc przez nich
widziany.
Chloe poczuła, że opuszcza ją odwaga. A jeśli on
właśnie teraz wygląda na ulicę i widzi, jak Chloe
stoi bezradnie na chodniku? Czy patrzy na nią ze
złością, z rozbawieniem czy może z radością?
Istniał tylko jeden sposób, by się o tym przeko-
nać. Opanowała emocje, śmiało podeszła do drzwi
i nacisnęła dzwonek.
Nie otwierał drzwi przez dłuższą chwilę, a gdy
wreszcie ukazał się w progu, na jego twarzy nie było
widać żadnych emocji. Stał nieruchomo i patrzył na
nią, czekając, aż się odezwie.
Nie miała pojęcia, jak długo tak stali. Wiedziała,
że ona sama nie potrafi równie dobrze ukrywać
emocji. Kręciło jej się w głowie i żołądek pod-
chodził do gardła.
 Ciao!  wykrztusiła wreszcie ze sztucznym
uśmiechem.  Przypuszczam, że nie spodziewałeś
się mnie zobaczyć.
 Si  odrzekł, pochylając lekko głowę.
Chloe niepewnie przestąpiła z nogi na nogę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • granada.xlx.pl
  •