[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jej szacunku i postanowił z niej skorzystać.
Teraz musiał zatrzymać ich małżeństwo na takim etapie,
żeby można było je rozwiązać, gdyby tego zechciała, kiedy
pozna prawdę. To naturalnie oznaczało, że nie powinien lec
z nią w łożu, ale i tak nie zamierzał tego robić, dopóki nie
dotrą do domu i nie zapewni jej wygód należnych dziewiczej
pannie młodej.
Mały Andy pociągnął go za rękaw, chcąc zwrócić na sie
bie uwagÄ™.
- ..Nie mów jej teraz" - poradził. - Zaczekaj, aż doje
dziemy do Baincroft. Zobaczy wówczas, jak bardzo twoi lu
dzie cię podziwiają. Przekona się. że w niczym im to nie
przeszkadza", - Strzelił palcami i skrzywił się dla podkreśle
nia, że głuchota Roba nie ma żadnego znaczenia. - Ona też
nic będzie miała nic przeciwko temu. tylko trzeba dać jej
szansÄ™"
A więc Mały Andy doszedł do takiego samego wniosku.
Rob czul się wyjątkowo nędznie. Doskwierała mu świado
mość, że oszukuje własną żonę. Czy temu podoła? Niełatwo
będzie mu utrzymać rzecz całą w sekrecie, podróżując z nią
w takiej bliskości.
- Musisz mi pomóc" - powiedział Andy'emu. - ,.Bądz
cały czas przy niej. Odpowiadaj na jej pytania albo mi je
przekazuj Potrafisz to zrobić?"
- Tak - odparł tamten na cały głos, entuzjastycznie kiwa
jąc głową. - Tak jak robiłem wcześniej.
Mały Andy nie był tak zręczny jak Thomas i paru innych,
których on i jego matka nauczyli języka znaków, ale w tym
momencie Rob nic mógł sobie pozwolić na krytykę. Z pew
nością wspólnym wysiłkiem zdołają oszukać Mairi przez te
parÄ™ dni, zanim dotrÄ… do Baincroft.
Jakby tego było mało. Rob przypomniał sobie sugestię jej
ojca. Skoro chciał, by Mairi pozostała jego żona. gdy dowie
się prawdy, powinien się do niej zalecać.
Rob i Andy razem oporządzili konie i wrócili do obozo
wiska. Tymczasem Mairi naszykowata mężowi jedzenie, bo
południowy posiłek go ominął.
- Aadnie wygląda - zauważył z uśmiechem, gdy już
usiadł przed nią po turecku i zabrał się do jedzenia.
Podała mu trójkącik sera. Biorąc go od niej. przytrzymał
jej dłoń i ucałował kostki palców, patrząc jej przy tym
w oczy, żeby dać jej do zrozumienia, że rnu się podoba jako
kobieta.
Miała taki czarujący uśmiech. Odwzajemnił się tym sa
mym, choć przez cały czas czuł się jak najbardziej godny po
żałowania rycerz w całym chrześcijańskim świecie. Nie dało
się tego uniknąć. Wydawało się, że to jedyny sposób, by ją
zdobyć.
Ale to byto dobre - zapewnił ją. zgarnąwszy okruszki
z dłoni, i szybko podniósł się z miejsca.
Poruszyła wargami, formułując całkowicie niezrozumiałe
pyianic. Wiedział, że czeka na odpowiedz, bo uniosła brwi
i przekrzywiła głowę.
Zerknął na Andy'cgo. który siedział tuż za nią i ujrzał, jak
tamten przesadnie porusza wargami: ..Czy wkrótce rusza
my'?" Głupiec dodał też całkiem niepotrzebny ruch palcami.
Rob odchrząknął i udał, że się zastanawia, chcąc dać sobie
czas na ułożenie odpowiedzi. Następnie starannie złożył
słnwa.
- Tak. Przygotuj siÄ™.
Chyba ta odpowiedz ją zadowoliła, bo zaczęła zbierać po
zostałości po posiłku i składać derki. Andy już zdążył roz
montować prowizoryczne namioty i przez jakiś czas wszyscy
troje zajmowali siÄ™ przygotowaniami do drogi.
Tak jak poprzedniego dnia Rob wysunął się na czoło,
a zdobyczne konie szły tuż za nim. toteż Mairi nie mogła je
chać na tyle blisko niego, by podjąć próbę rozmowy.
Od czasu do czasu zerkał przez ramię i uśmiechał się do
niej pokrzepiająco. Wyglądało na to. że Andy dobrze się nią
zajmuje, bo często był świadkiem ożywionej wymiany zdań
tych dwojga.
Cóż to musi być za radość, móc powiedzieć cos komuś ot.
tak. bez wielkich przygotowań. On sam nie tylko musiał za
stanawiać się nad właściwymi ruchami warg i języka, lecz
także nad tym. ile powietrza wydobyć, by powstał dzwięk
głośny na tyle. by dało sie go słyszeć, ale żeby słuchacz się
nic wzdrygnÄ…Å‚.
Mimo codziennych lekcji w dzieciństwie i długich lat
praktyki zalanie to nie było dlań łatwiejsze niż z początku.
Niemniej dziękował Bogu. że potrafi to robić, i spędzał tyle
czasu, ile się dało na doskonaleniu tej umiejętności.
Rob od czasu do czasu zerkal w górę i określał, ile czasu
minęło, po słońcu, które powoli chyliło się ku zachodowi.
Zatrzymywali się z rzadka, aby konie wypoczęły- Pilnował,
żeby przerwy były krótkie Nie chciał kusić losu.
Kiedy nadarzyła stę okazja do rozmowy. Mały Andy oka
zał się niezasiapiony. Powtarzał bezgłośnie słowa Mairi za
jej plecami albo przekazywał ich treść za pomocą znaków.
W efekcie Rob nie miał zbytnich trudności w prowadzeniu
gry, która zaplanował z Andym. Aż do zapadnięcia zmroku.
Gdy tylko zsiedli z koni. pospieszył rozpalić ognisko.
Choć jego umiejętność widzenia nocą nie raz i nie dwa oka
zała się przydatna, nie obejmowała czytania z ruchów warg
czy temu podobnych sztuczek w niemal bezksiężycową noc,
Mairi przykucnęła przy nim, gdy krzesał iskry nad hubką.
Ogień nie chciał się rozpalić- Rob wyczuł, że Mairi już od
dłuższego czasu coś mówi, nie miał jednak szans zrozumieć
choćby słowa.
- Przesuń się - polecił, wskazując głowa, w lewo. - Za
słaniasz wiatr.
Posłuchała, niemniej zauważył, że nie przestawała mówić.
Czy ta kobieta nigdy nie zamilknie? Gdzie, do diabła, po-
dziewa siÄ™ Andy?
Wreszcie podpałka się zajęła i płomień buchnął wysoko.
Rob dokładał zeschłe liście do młodego ognia, aż długie
szkarłatne języki zaczęły lizać patyki, które wcześniej zebrał.
Całkiem inny ogień zapłonął mu w żyłach, kiedy na ra
mieniu poczuł lekki dotyk palców Mairi. Odwrócił się ku
niej. Wreszcie mógł wyrainie widzieć jej czarującą twarz.
Zmarszczyła brwi i patrzyła wyczekująco, niewątpliwie
zaniepokojona tym, co powie mąż. Ale nawet w połowie nie
tak zaniepokojona jak on, bo nie miał dla niej odpowiedzi.
Stojący za nią Mały Andy zamachał gorączkowo rękami
i pokazał znaki oznaczające spać'' i namiot".
Rob wstał, zapominając o ogniu. Bardzo chciał wczołgać
się z nią pod namiot. wątpił jednak, czy w ogóle by spali,
gdyby to uczynił.
- Spij tutaj. - Wskazał na gęstą, młodą trawę.
Andy znów zamachał i pokręcił głową, bliski paniki.
Wskazał na Mairi, na Roba, po czym złączył dłonie. Ten gest
oznaczał razem". Albo "małżeństwo".
Boże. zmiłuj się! Chciała, żeby do niej dołączył? Chciała,
żeby on... Nie. Z pewnością nie miała tego na mysli. A jed
nak uśmiechała się do niego i słała mu tak powłóczyste spój -
rżenia, że nic powinien mieć wątpliwości. Znów musnęła
palcami jego rękaw, w łagodnej pros'bie. Nie mogło być mo
wy o pomyłce.
Rob ruchem głowy wskazał ledwie widocznego więznia,
którego Andy przywiązał do dużej kłody, daleko od nich. Po
czym .skinÄ…Å‚ w kierunku Andy'ego, dajÄ…c jej do zrozumienia,
że nic są sami,
- Nie tej nocy - dodał jeszcze, próbując usprawiedliwić
swoją odmowę brakiem intymności.
Uniosła podbródek, ściągnęła różowe wargi i zmrużyła
oczy. Bez słowa otuliła się swoją zranioną dumą jak cennym,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]