X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

leżące na stercie na podłodze w rogu. Przypomniał sobie, że właśnie wstał z łóżka, i spojrzał
po sobie, żeby sprawdzić, czy jakoś wygląda: był w samych slipach i podkoszulku.
Zawstydzony, rzucił się, by włożyć dżinsy i sweter.
- Nie krępuj się, kolego... - zaśmiała się Fatma kpiąco, zauważywszy jego pośpiech.
Ale chwilę pózniej spoważniała i powiedziała:
- Dziękuję.
Mat�as mruknął coś, zakłopotany. Zabrał ręczniki, mydło i kurtkę z rozchybotanych,
wiklinowych krzeseł i podsunął jedno z nich Fatmie, żeby sobie usiadła. Pokręciła jednak
głową.
- Nie, dzięki. Już lecę.
- Skąd wiedziałaś, gdzie mieszkam?
- Luzbella mi powiedziała.
- A skąd, u diabła, ona to wie?
- Nie wiem. Powiedziała mi, że mieszkasz na końcu tego osiedla, ale nie wiedziała
dokładnie gdzie. Znalazłam cię, bo zobaczyłam taksówkę zaparkowaną przy drzwiach.
Mat�as znów coś mruknął, bo zabrakło mu słów.
- A mój Ngaf�?
- Ach, tak. Tutaj.
Mężczyzna sięgnął po pudełko, które leżało na parapecie. Położył je tam wiele godzin
wcześniej, żeby nie mogły go dosięgnąć psy. Uważnie podniósł podziurawione wieczko i z
ulgą stwierdził, że jaszczurka nadal w nim siedzi, skulona w kłębek w rogu.
- Proszę.
Fatma włożyła rękę do pudełka i gad natychmiast na nią wskoczył. Mat�as podziwiał,
jak malutka jaszczurka nerwowo wiruje na dłoni dziewczyny, tak samo, jak robią jego psy,
okazując mu swoje podekscytowanie i czułość.
- Można by pomyśleć, że cię poznaje...
- Pewnie, że mnie poznaje. To przecież Bigga.
Fatma pogłaskała grzbiecik jaszczurki z oszałamiającą czułością. Teraz zwierzątko już
zupełnie się uspokoiło, poddając się delikatnej pieszczocie. Lśniło w świetle żarówki jak
polakierowane. Najczystszą zielenią, płonącym błękitem.
- Zanim poszedłem spać, dałem mu muchę do zjedzenia. Wyglądał na zadowolonego.
Była całkiem tłusta ta mucha - wybełkotał Mat�as.
Fatma spojrzała na niego. Jej oczy zalśniły.
- Dziękuję. Wiedziałam, że jesteś dobrym facetem. I on też to wie.
- Ech. Cóż, cieszę się... - powiedział taksówkarz, speszony. - Teraz skojarzyłem, że
nie dałem mu nic do picia. A trzeba było?
- Nie martw się, wszystko w porządku.
Dziewczyna ostrożnie włożyła zwierzątko do kieszeni na piersi. Nadal miała na sobie
ciepłą kurtkę, tę samą co wczoraj wieczorem.
- Muszę iść. Nie powinnam tu przychodzić.
Mat�as zmarszczył czoło.
- Ten Draco to straszny nieszczęśnik.
- Nie martw się, wszystko w porządku - powtórzyła dziewczyna.
- Jak chcesz, zawiozę cię do Cachita.
- Nie. Lepiej nie. Przyjechałam taksówką, teraz też jakąś złapię. Dzięki za wszystko.
Mat�as otworzył drzwi. Słońce już zaszło i świat przybrał teraz niebieskawy kolor,
cienisty i blady. Gdy tylko Fatma przekroczyła próg, nagle podskoczyła. Natychmiast
podniosła dłoń do kieszonki na piersi, a potem ją opuściła.
- Co się dzieje? - zapytał Mat�as, widząc wyraz jej twarzy.
Kobieta wskazała coś skinieniem głowy:
- To jeden z jego przydupasów.
W głębi, zaraz przy pobazgranym murze, stał jeep z przyciemnionymi szybami, a przy
nim, oparty o samochód, obserwował ich jakiś osiłek, z ramionami skrzyżowanymi na piersi.
Był to Mańkut Manolo, jeden z zabijaków Draca. Ten dość brutalny dwudziestolatek nie był
wcale takim złym człowiekiem, ale trzeba przyznać, że miał już kogoś na sumieniu: pewnego
gościa, którego zatłukł na śmierć kijem. Jednak nie wszyscy złoczyńcy są takimi
złoczyńcami, jakimi się wydają, a morderca mordercy nierówny. Manolo miał matkę na wsi,
dobrą matkę, i czasem się wzruszał. Za jakiś czas Manolo zostanie sierotą i zamieni się w
zupełnie apatycznego milczka. Teraz był mimo wszystko zdolny do odczuwania współczucia,
przede wszystkim wtedy, gdy chodziło o tak piękną kobietę jak Fatma, dlatego że piękno
zazwyczaj ułatwia okazywanie uczuć. Więc Manolo jej współczuł i już nieraz mu się zdarzało
przemilczeć jej drobne wykroczenia. I robił to, nie prosząc o nic w zamian, w czystym
porywie szalonej szczodrości. Ale to już była za gruba sprawa, powiedział sobie Manolo, i nie
ma bata, musi o tym powiedzieć Dracowi. A jemu to się nie spodoba.
Mat�as przyjrzał się ochroniarzowi spode łba.
- Pogadam z nim - mruknął.
- Nie, nie, nie - syknęła prędko Fatma. - Naprawdę, tylko pogorszysz sprawę. Nie
martw się.
Dziewczyna ruszyła pewnym krokiem przed siebie, kierując się w stronę dryblasa,
który obszedł samochód i otworzył jej drzwiczki. Fatma wsiadła bez słowa i zniknęła za
przyciemnionymi szybami. Zanim to zrobiła, Manolo dowcipnie zasalutował Matiasowi.
Taksówkarz odprowadził samochód wzrokiem, a potem dłuższą chwilę stał jeszcze w
drzwiach. Noc prędko zapadała, zaciemniając powietrze i zacierając kontury przedmiotów.
Jedyną widoczną rzeczą były bazgroły na murze. Mat�as na górze, najwyżej, obok rysunku
sprężyny. A potem, niżej, Est�vez dymisja. Ale chwilę pózniej, kiedy w oddali zapalono
latarnię i naprawdę zaczęła się burząca spokój noc, taksówkarz wiedział, że ściana powie mu
co innego. Wiedział, że mur krzyknie do niego: To twoja misja.
Mat�as powstrzymał dreszcz. Hej, dziś jest pierwszy dzień Bożego Narodzenia,
przypomniał sobie nagle, ale nie poczuł żadnego entuzjazmu. Wszedł do domu i zamknął
drzwi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • granada.xlx.pl
  •