[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ja? Skądże znowu?
Inspektor wstał zza biurka.
Gdy spotka się pan z ową damą, proszę natychmiast dać mi znać o tym.
Oczywiście. Zrobię to. I proszę nie wierzyć, że ja lecę na czyjeś pieniądze. Po prostu
lubię nocny lokal. Lubię się napić i zabawić.
Proszę się nie obrażać. Policja musi niekiedy zadawać nieprzyjemne pytania.
Rozumiem, ale w tym wypadku pan się pomylił. Czy mogę odejść?
Tak.
W chwilę pózniej Merlin opuścił lokal.
W drodze powrotnej zsumował zdobycze: dwóch cudzoziemców, Leclot, Angielka i
emigrant Woschynsky.
Nie jest tak zle pomyślał.
VII
A więc sprawa zaczyna się powoli krystalizować powiedział stary, wysłuchawszy
relacji inspektora Merlin. Woschynsky, dolary, piękna śpiewaczka, automat i trzy trupy.
Teraz tylko wszystko ładnie połączyć ze sobą i afera zakończona.
Merlin uśmiechnął się kwaśno.
Moim zdaniem to dopiero początek.
Pewnie, że początek zagrzmiał pułkownik Renaud ale piękny początek. Macie,
chłopcy, pole do popisu.
Inspektor spojrzał na Carpeau, który siedział obok w milczeniu.
Co pan na to?
Carpeau uderzył dłonią w poręcz fotela.
Jestem pana zdania. To trudna historia.
Zbrodniarz popełnia błędy, pamiętajcie o tym rzekł jowialnie stary nie ma
zbrodni idealnych. Chyba nie trzeba wam o tym przypominać. Macie moje błogosławieństwo
i do roboty.
Odezwały się jednocześnie dwa dzwonki telefoniczne i pułkownik podjął ożywioną
dyskusję z dwojgiem rozmówców naraz.
Na korytarzu Merlin położył rękę na ramieniu Carpeau.
Pojedzie pan do Blocka. Fotografię Browna pan ma, potrzeba nam wielu wiadomości
o nim. W ogóle zdaję na pana wszystko, co dotyczy Amerykanina.
Sądzi pan dalej, że miał on powiązania z Candym i Pierrim?
Oczywiście. Wiemy już przecież, że byli przed kilku laty obywatelami
amerykańskimi.
Zatem do wieczora. Sądzę, że o ósmej będziemy mogli wymienić sobie nowe
szczegóły.
Wiążę duże nadzieje z przesłuchaniem Woschynsky'ego.
Powodzenia Carpeau podniósł rękę do góry na znak pożegnania.
A z Blocka niech pan wyciągnie nawet szpik z kości. To chytry facet i mówi tylko to,
co mu wygodne. Nie lubi psuć reputacji kasyna.
Znam te jego kruczki.
Do wieczora.
Rozeszli się i Merlin podążył do swego gabinetu. Wyjął notatki, przez kilka minut
studiował notes kiwając się nad biurkiem. Potem nalał wody z karafki do szklanki i wypił
jednym haustem.
W tej chwili odezwało się pukanie i przed inspektorem zjawił się sierżant Gobin.
Panie inspektorze, dwóch cudzoziemców pragnie rozmawiać z panem.
Nie mam teraz czasu.
Nie rozumiem, co mówią, ale z tego, co pokazują, domyśliłem się, że chodzi im o tego
zamordowanego w "Cacadou" sierżant wykonał ruch naśladujący wbicie noża w plecy.
Dać ich?
Pewnie, że dać. Merlin zdecydował się błyskawicznie i zasiadł urzędowo za
biurkiem. No, na co czekasz?
Gobin wykonał przepisowy zwrot i wyszedł. Nie upłynęły dwie minuty, gdy wprowadził
do pokoju dwóch mężczyzn, bardzo podobnie do siebie ubranych w ciemne garnitury.
Jednego z nich bystre oko inspektora od razu rozpoznało. Był to przystojny brunet, którego
widział w "Cacadou" w towarzystwie kobiety w czerwonej sukni. Drugi był wyższy i
szczuplejszy. Blond czupryna opadała mu szeroką grzywą na czoło. Wielkie niebieskie oczy
patrzyły z zainteresowaniem na inspektora.
Czy pan mówi po angielsku? spytał brunet.
Tak, mówię.
To świetnie. Będziemy mogli się porozumieć odpowiedział brunet, a blondyn
wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Proszę usiąść Merlin gestem zaprosił gości do zajęcia miejsc naprzeciw biurka.
Czym mogę panom służyć?
Usiedli prawie jednocześnie i prawie jednocześnie spojrzeli na sierżanta trzymającego się
z tyłu za nimi.
Merlin ruchem głowy rozkazał Gobinowi opuścić gabinet. Sierżant jak niepyszny wyniósł
się z pokoju.
Nieznajomi uśmiechnęli się w podzięce.
Słucham panów.
W nocnym lokalu "Cacadou" został zamordowany uderzeniem noża w plecy nasz
przyjaciel Joe Brown.
Zgadza się.
Obydwaj z przyjacielem brunet pokazał na blondyna, który znowu uśmiechnął się
jak niewinne dziecko byliśmy tego wieczora w tym lokalu.
To też się zgadza skinął głową inspektor.
Blondyn spojrzał na swego towarzysza i parsknął śmiechem zasłaniając sobie usta dłonią.
Przyszliśmy tutaj, aby wyłożyć pewne karty na stół ciągnął dalej brunet.
Bardzo się cieszę; bo ucieczka panów z lokalu wydawała nam się co najmniej
podejrzana.
Nie lubimy mieć do czynienia z policją zachichotał blondyn szczerząc zęby.
Inspektor obserwował ich bacznie. Zachowywali się jak pewni siebie turyści
amerykańscy, którzy wiedzą, że mają w portfelu najsilniejsze argumenty, zdolne do
pokonania wszelkich trudności. Brunet wydawał się bardziej rozgarnięty, a niewielkie oczy,
osadzone głęboko pod łukami brwiowymi, mówiły wyraznie, że właściciel ich jest
człowiekiem stanowczym i silnym. Blondyn natomiast przypominał wyrośniętego dzieciaka,
a jego reakcje świadczyły, że wszystko, co się dzieje naokół, jest dla niego nieustannym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]