[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wysłaliśmy. Zakwalifikowali nas.
Mieliśmy grać o jedenastej w nocy, przewlokło się do pierwszej. Siedziałem na jakiejś pace
z moją jolaną między nogami, tłum wył i gwizdał, orkiestry wpadały na scenę i uciekały. Latali
obok hipole w podartych łachach, regałowcy z dredami na głowach i gębami wysmarowanymi
samoopalaczem, puny z irokezami na sztorc. Było mi zimno, marzyłem tylko o drodze na stację, o
elektrycznym pociągu do Poznania, o przesiadce na pośpieszny Wrocław - Olsztyn i o tym, że już
jutro w południe mógłbym chodzić sobie po Giżycku, leżeć na plaży albo popijać kawę przed
domkiem starych nad zatoką Tracz. Bałem się, widziałem nas zupełnie gołych w blaskach
reflektorów i słyszałem już ten potężny, wielotysięczny ryk, którego doświadczyła w Jarocinie
niejedna kapela, wymachiwanie pięściami i skandowanie jak armatnie salwy:
 Wy - pier - da - lać!!! Wy - pier - da - lać!!! Wy - pier - da - lać!!! Nawet czułem zawczasu wstyd,
przewidywałem miny znajomych w Bydgoszczy, drwiące spojrzenia całego
Giżycka, gdzie pewnie długo bym się nie mógł pokazać. Obok przerażony Kotłowy oglądał
sobie ręce i powtarzał głupawo:  Napuchłem, napuchłem... , a Bakon, majstrujący przy gitarze
basowej, mruczał tylko:  A jak nie zastroi? A jak, kurwa, nie zastroi? Także Bródek, perkusista,
zrzędził łamiącym się głosem:  To, z czym my wyjdziemy, to zwyczajne gówno przy każdej grupie
tutaj! - aż trzeba mu było zamknąć mordę.
I stał się największy cud w moim życiu. Z tego strachu, desperacji, poczucia poniżenia
poszliśmy jak burza piaskowa, jak cyklon, jak Legia Cudzoziemska na Beduinów. Po dziesięciu
akordach rozległ się straszliwy wybuch wrzasku, w którym najpierw usłyszałem zdziwienie bez
granic, potem spazm bezkrytycznego zachwytu i wreszcie to, o co najbardziej chodzi - zwierzęce
uwielbienie fanów dla idoli. Nie zwracałem wcale uwagi na tańczące, rozfalowane masy ludzi
przede mną, uciekałem tylko wzrokiem od wielkich świateł dających po oczach i wiedziałem, że nie
wolno mi przerwać, przystopować choć parę sekund. W szaleńczym tempie, na jednym oddechu
prześpiewaliśmy z pięć piosenek bez żadnej pauzy, pamiętam, że na pewno Cyryla, Kamę, Loczki.
Kiedy schodziliśmy, nastąpił zbiorowy orgazm - nie chcieli nas wypuścić.  Tak jeszcze nie było!
Bisować, kurna, bisować, bo nam tu wszystko rozpieprzą! - krzyczał Rustecki, który prowadził
całość. Na bis graliśmy Hej, dziewczyno, hej Niebiesko- Czarnych i Carrie- Anne The Hollies.
Niebiesko- Czarnych śpiewali chórem, chociaż nie było ich na świecie, kiedy powstał ten numer. To
pokolenie widać miało już rocka zaszczepionego w genach. Następną kapelę obrzucili butami i
torebkami z mlekiem, uspokoili się dopiero, gdy zajechały całe kawalkady milicyjnych suk i o mało
co nie doszło do pałowania i przerwania festiwalu. Oglądaliśmy pózniej telewizyjny materiał z
występu, nigdy zresztą niewyemitowany. Rzeczywiście było niezle - mocne, ale oszczędne gitarowe
brzmienie, bez fuzzów i przystawek, chórki - wysoko bijące głosy; nikt j u ż i nikt j e s z c z e tak
nie śpiewał. Na scenie cztery skupione przy sobie sylwetki bez pretensjonalnych gestów, z
wyjątkiem Kotłowego, który z boku łapał szneki, klękał, wstawał i miotał się za swoją klawiaturą
jak w cyrku.
Zszedłem z rampy jako ktoś zupełnie inny. To, co się potem wyprawiało, przypominało
olbrzymią betoniarkę, do której wrzucili nas wszystkich, włączyli silnik i zwieli. Niczego nie
rozumiałem. Raban, rwetes, ciąganie w różne strony. Godzinę wcześniej siedzieliśmy sobie na pace
i nikt nawet na nas nie spojrzał, a teraz naokoło tłoczyli się jacyś przymilnie uśmiechnięci ludzie,
gratulowali, podtykali mikrofony i chcieli wypowiedzi; gadaliśmy coś bez sensu, przekrzykując się
na prawo i lewo. Pierwszy wywiad dla  Razem , drugi dla  Magazynu Muzycznego , dziennikarze
szeptali, że już nieoficjalnie wiedzą, że na pewno będzie nagroda, może nawet główna. Była
główna. Pisali o nas i mówili, także  Trybuna Ludu . Doskonale pamiętam: Nareszcie szczera
muzyka prosto z robotniczych dzielnic Bydgoszczy. Tylko dlaczego młodzi ludzie w 40-lecie Polski
Ludowej funduj ą sobie niemiecką nazwę?
Dla jaj - dopisał Kotłowy różowym flamastrem na strzępie gazety.
Z Jarocina pojechaliśmy nie do domów, ale do Warszawy, na Myśliwiecką, robić pierwszą
sesję radiową. Poznaliśmy mitycznych prezenterów Trzeciego Programu. Byliśmy jednak
kompletnie zieloni. Wokół zjawiło się nagle mnóstwo facetów, których zaczęliśmy na dobre
rozróżniać dopiero po dłuższym czasie. Ktoś organizował dla Klapperstorcha trasę koncertową,
ktoś inny zbierał ekipę techniczną, niejaki Waldek Ciechan mianował się naszym menadżerem.
Robiono nam zdjęcia, podtykano jakieś umowy do podpisu, wypłacano zaraz pieniądze, o których
dopiero po latach dowiedzieliśmy się, że mogły być o wiele większe. Dzień rozpoczynał się od
natarczywego walenia do naszych pokoi w  Domu Chłopa , dalej były rozjazdy z Ciechanem po
Warszawie i okolicach, spotkania w jakichś biurach albo ekscentrycznych mieszkaniach w centrum
czy willach gdzieś w Zalesiu, Starej Miłosnej, Klarysewie, należących, jak mówił Ciechan, do
 najważniejszych od muzyki . Znane twarze, nazwiska, tępe rozmowy. Wieczorem koncert, na nim
nieustające szaleństwo, graliśmy w  Stodole , w  Remoncie , po koncercie balanga i tak w kółko.
Pod jednym względem nie przypominałem rockera z prawdziwego zdarzenia. Nie
tolerowałem, a raczej mój organizm nie znosił ani drągów, ani alkoholu. Skóra podsunął mi tylko
raz jakąś fajkę do przypalenia. Nie odmówiłem, ale zamiast odlotu był najpierw zimny kamień w
brzuchu, pózniej przerzygana noc i ból głowy, na który nie pomagały żadne tabletki. Natomiast gdy
przesadziłem z gorzałą, pojawiała się wysypka, ataki gorączki, zaburzenia równowagi tak silne, że
koledzy musieli wzywać lekarza i na kilka dni lądowałem w łóżku. Dolegliwości te potęgowały się
z upływem lat. Dlatego najbardziej odjazdowe imprezy spędzałem najczęściej nad szklaneczką
wina czy z jednym drinkiem, czego oczywiście nie mogę powiedzieć o reszcie Klapperstorcha.
Tymczasem Cyryl, zaprezentowany w radiu przez Niedzwiedzia, nie schodził z eteru, piął [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • granada.xlx.pl
  •