[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Gdzie jesteś? zawołał. Nie bój się i nie szepcz mi do ucha. Wyłaz! zbliżył się do ściany,
badając dokładnie, aż odkrył obiektyw. Widzisz mnie, tak?! wrzasnął. Ja też cię widzę!
Jednym uderzeniem zmiażdżył soczewkę, potem rozdarł tkaninę i znalazł głośniczek... Głos
zamarł z cichym piskiem. Gdy wyszedł na ulicę ludzie uciekali pod ściany, ale on nie zwracał na to
uwagi. Jego celem był inny przeciwnik każdy obiektyw i głośnik, jaki napotkał na swojej drodze
zamieniał w bezużyteczny wrak. Jego przejście znaczyły również zamarłe i zniszczone roboty.
Doskonale zdawał sobie sprawę, że zostanie złapany, ale nie bardzo na to zważał i nie starał się tego
uniknąć. Teraz następowało to, co było ukoronowaniem jego całego życia, a to, co będzie potem,
było bez znaczenia. Głośniki były uparte, nie przestawały do niego gadać ani przez chwilę, ale to
tylko ułatwiało zadanie odnajdywał je i niszczył. Po każdym takim zniszczeniu jego wyrok ulegał
podwyższeniu, co go szalenie bawiło.
Aącznie dwieście dwanaście lat, dziewiętnaście dni i... głos zamarł, gdy jakiś zespół
kontrolny spostrzegł, że to, co mówi, jest ewidentną bzdurą, lecz po chwili odezwał się znowu Carl
Tritt, twój wyrok jest wyższy niż spodziewana długość twojego życia i dlatego też...
Zawsze jest jakieś wyjaśnienie ryknął Carl. Gówno mnie ono obchodzi! Tylko gdzie ty
jesteś? Muszę cię dostać!
... i w takim przypadku konieczny jest proces. Policja jest teraz w drodze po ciebie. Jesteś
zobowiązany do spokojnego oczekiwania albo...
Cios kamieniem był celny.
Przyślijcie ich! wrzasnął Carl w stronę pogiętej blachy i wyłażących z niej drutów. Zajmę
się nimi również!
Zledzony przez wszechobecne obiektywy Centrali nie miał żadnych szans, toteż pościg nie trwał
zbyt długo. Tym niemniej samo ujęcie przestępcy nie było prostą sprawą trzech z pięciu
policjantów, którzy po niego przybyli, nie było w stanie wykonać najmniejszego ruchu, gdy w końcu
jednemu z pozostałej dwójki udało się wpakować mu zastrzyk obezwładniający.
Ten sam sędzia i ta sama sala sądowa, tylko tym razem obecnych było jeszcze dwóch strażników
ludzi, żeby pilnować niesfornego więznia, choć ten nie wyglądał na wymagającego tak czułej
opieki. Siedział spokojnie na krześle.
Uwaga! Sąd orzeka rozległ się donośny głos automatu Carl Tritt, sąd orzeka cię winnym.
Znowu?! zdziwił się Carl. Nie znudziło ci się powtarzać w kółko tego samego?
W trakcie odczytywania wyroku obowiązuje cisza ryknął sędzia i kontynuował normalnym
głosem. Zostałeś uznany popełnienia tak licznych przestępstw, że wymienianie ich jest niecelowe, a
łączny wymiar kary pozbawienia wolności byłby zbyt wysoki, aby istniała szansa, że starczy twojego
życia na jej odbycie. Dlatego zostajesz skazany na Zmierć Osobowości. Chirurgia mózgu wymaże z
twojego ciała wszystkie ślady twej osobowości tak, że będziesz całkiem martwy.
Niezupełnie tak zaoponował Carl. Raczej w ten sposób!
Zanim któryś ze strażników zdążył zareagować, celny cios krzesłem rozciągnął pierwszego z
nich na ziemi. Drugi próbował dobyć broni, ale Carl nie dał mu na to czasu noga od krzesła, bo tyle
zostało z całego mebla, trafiła strażnika pod uchem i posłała ku towarzyszowi niedoli.
Teraz sędzia! westchnął Carl z prawdziwą satysfakcją, zamieniając głowę automatu w
dymiącą ruinę.
W hallu prowadzącym do sali naprzeciw rozległ się odgłos zbliżających się kroków. Było to
jedyne wyjście z sali, toteż zakończenie działalności, która sprawiała mu tyle satysfakcji, wydawało
się Carlowi nader bliskie. Nie miał zresztą konkretnego planu chciał tylko być wolny i dokonać tak
wielu zniszczeń w znienawidzonej Kontroli, ile tylko się da. Zaskoczony nadciągającym hałasem
rozejrzał się dookoła. Jego wyszkolone oczy technika dostrzegły nagle płytkę, dość dobrze
zamaskowaną w ścianie znajdującej się za plecami sędziego robota. Jednym susem znalazł się przy
niej i po krótkim mocowaniu odblokował zamek, otwierając płytę do ciemnego korytarza.
Oczywiście jego poczynania były obserwowane przez jeden z wszędobylskich obiektywów, który
znajdował się w sali sądowej zbyt wysoko, aby Carl mógł go dosięgnąć. Ale to nie miało znaczenia
i tak maszyny będą towarzyszyły mu wszędzie. Wszedł do korytarza w tym samym momencie, w
którym dwa roboty wkroczyły do sali rozpraw.
Car! Tritt, poddaj się natychmiast! Jeśli nie, to... to... Car... Ca...
Słuchając ich zamierających głosów przez cienką blachę drzwi, Car! nagłe zrozumiał był w
jedynym miejscu, w którym był niezauważalny dla Centralnej Kontroli. Był wewnątrz jej centralnego
mechanizmu. Dla maszyny myślącej było rzeczą niemożliwą naprawianie samej siebie, a raczej
swojej pamięci. Mogłoby to mieć nader niekorzystne konsekwencje. Napraw musiały dokonywać
niezależne automaty, toteż niecelowe, a nawet niebezpieczne byłoby instalowanie urządzeń podglądu
w jej wnętrzu. A konsekwencją tego było to, że zniknął z pola widzenia maszyny, czyli przestał dla
niej istnieć. Było nader prawdopodobne, że pamięć o nim i o jego poczynaniach została już
skasowana jako zbędna. Powoli ruszył korytarzem przed siebie i nagle zrozumiał, co to znaczy.
Wolny! wykrzyknął. Naprawdę wolny! Pierwszy raz w życiu! Mogę zmusić roboty
naprawcze, żeby przynosiły mi jedzenie, meble, rzeczy, cokolwiek chcę. Mogę tu żyć jak chcę i robić
co chcę!
Otworzył następne drzwi i osłupiał. Znów znalazł się w pokoju, który był całkowicie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]