[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Rodzaj kółka i sterczącej z niego strzały.
- Strzała... kółko - mruknąłem. Nagle błysk intuicji przeszył mi czaszkę. - Widziałem gdzieś ten symbol - tak,
oczywiście! Niech ktoś łaskawie przejdzie nad ścianą i sprawdzi, czy po drugiej stronie jest kółko z krzyżykiem.
Madonetka ze zdziwieniem uniosła śliczne brwi, pokonała zgrabnie murek, pochyliła się i spojrzała. Brwi
uniosły się jeszcze wyżej.
- Skąd wiedziałeś? Po tej stronie na wszystkich cegłach odciśnięte jest kółko z krzyżykiem.
- Biologia - powiedziałem. - Pamiętam ze szkoły.
- Tak, oczywiście - stwierdziła wracając do nas. - Symbole mężczyzny i kobiety.
Floyd szedł dalej obok ściany, raptem stanął i zawołał:
- Zwięte słowa. Tutaj na cegle widać odciśnięty napis VIROJ. Przechylił się na drugą stronę muru. - A tam...
VIRINOJ.
W miarę naszego marszu mur stopniowo sięgał coraz wyżej. Pojawiły się nowe napisy - najpierw MEN, a potem
MTUWA, HERREN, SIGNORI.
- Wystarczy - powiedziałem i zatrzymałem się. - Torby zrzuć. Teraz zrobimy sobie przerwę i przyjrzymy się
temu, co tu mamy. Komunikat wydaje się bezsporny. Spójrzcie na ścieżkę, którą idziemy. Czy po drugiej stronie
ciągnie się podobna ścieżka?
Ceglany mur sięgał nam teraz do pasa. Floyd oparł się o niego ręką, przeskoczył na drugą stronę, schylił się i
popatrzył.
- Możliwe, ale nie widać zbyt wyraznie. Kto wie, czy nie było jej tu kiedyś, ale tak bardzo zarosła trawą, że
trudno cokolwiek stwierdzić. Mogę już wrócić?
- Tak, bo najwyższy czas na decyzję. - Wskazałem na rosnący stopniowo mur. - Fundamentaloidzi mówili, że
poszli do miasta w celach handlowych. W takim razie musieli iść tędy, pewnie tą samą drogą, którą teraz
idziemy.
Madonetka skinęła głową na znak potwierdzenia -
i braku aprobaty.
- To byli sami mężczyzni, pamiętam bardzo wyraznie. Zaiste, nieczyści! Kobietom wstęp wzbroniony. A jeśli
już pokonywały tę trasę, musiały iść po drugiej stronie muru. Czego od nas oczekujesz, Jim?
- Czego oczekujemy od s i e b i e? Jak powiedziałem -najwyższy czas na decyzję. Czy trzymamy się razem, lek-
ceważąc wyrazne instrukcje? To jest pierwsze pytanie, na które musimy odpowiedzieć.
- Możemy napytać sobie biedy - odparła. - Budowa muru kosztowała dużo pracy. Jeśli więc zignorujemy komu-
nikat, na pewno wydarzy się coś nieprzyjemnego. Tak to już jest na tym świecie. Wybór należy do mnie. Przejdę
przez mur i będę szła po tamtej stronie...
- Nie - wtrąciłem. - Mur nieustannie rośnie, pozostaniemy rozłączeni, stracimy kontakt. Nic z tego.
- No trudno, ja tu nie zostanę - ani się nie wycofam. W takim razie musimy mieć kontakt, jak mówisz. Kłapnij
łaskawie radioszczęką i połącz się z kapitanem. Każ mu ściągnąć na dół kilka modułów łączności. Jeśli mamy
wykonać to zadanie prawidłowo, musimy wiedzieć, co się dzieje po obu stronach muru. Tylko ja mogę
stwierdzić, co
się dzieje -po tej.
Chwyciła torbę, wskoczyła tyłeczkiem na mur, przerzuciła nogi i uśmiechnęła się do nas z drugiej strony. Nie
byłem tym zachwycony.
- Nieważne, czy ci się to podoba, czy nie - powiedziała odczytując moje wątpliwości z wyrazu twarzy. - Tylko w
ten sposób możemy wykonać robotę. Załatw radia. Nie zapominaj, że Tremearne będzie trzymał stały nasłuch i
może przysłać komandosów w razie kłopotów kogoś z nas. Wywołaj go.
- Dobrze. Nim jednak złożymy zamówienie, zapewnijmy sobie radia właściwego typu. Mur z cegieł będzie
blokować tor radiowy. A poza tym kto wie, jaką ma dalej grubość? Może pochłaniać całe spektrum
częstotliwości i to będzie koniec. Znacie radio, którego sygnał potrafi sforsować kamień?
Głośno myślałem, po trosze dla żartu. Toteż zbaraniałem lekko, kiedy ktoś za mną odpowiedział:
- Tak.
Odwróciłem się i zobaczyłem Stinga. Polerował paznokcie o koszulę, a pózniej podziwiał swój wizerunek na ich
błyszczących powierzchniach.
- Tyś to powiedział? - warknąłem. Skinął głową z powagą. - Dlaczego? - spytałem.
-Dlaczego to dobre pytanie. Odpowiem ci tak: choć masz teraz przed sobą starzejącego się muzyka amatora,
który dał się ściągnąć z zielonej trawki, aby ryzykować życie dla dobra publicznego, musisz pamiętać, że mam
za sobą dziesiątki lat pracy na rzecz tego samego dobra publicznego. Przy markowych środkach łączności.
Pomagałem przy opracowaniu małego i ślicznego aparaciku, zwanego SMO.
- SMOK? - powtórzyłem bezmyślnie.
- Blisko, Jim, mój dobry przyjacielu. SMO to skrót Satelitarnego Mikrokomunikatora Osobistego. Kłapnij proszę
szczękami i zamów ze dwie sztuki. A może cztery -dzięki temu wszyscy będziemy w stałej łączności ze sobą. I
przypomnij kapitanowi, aby wysłał na orbitę
Stalowy Szczur śpiewa bluesa
satelitę komunikacyjnego. Geostacjonarnego, wiszącego nad Rajem.
- SMO są nie tylko ściśle tajne, ale i niesamowicie drogie - oznajmił Tremearne, kiedy się z nim połączyłem.
- Tak samo jak nasz mały oddział specjalny. Może pan je załatwić?
- Oczywiście. Już lecą.
Pół godziny pózniej sfrunęła z nieba mała paczka uczepiona do nośnika grawitacyjnego. Gdy tylko wyjąłem
zawartość, poderwała się ze świstem do góry i zniknęła. Z trzaskiem zerwałem pokrywkę i wytrząsnąłem garść
sztucznych paznokci. Wlepiłem w nie wzrok - i nagle przypomniałem sobie, jak Stingo polerował swoje praw-
dziwe paznokcie opowiadając mi o SMO.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]