[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się spodziewać, że będzie to tak wyglądało. Pewnie
będziesz musiała znosić teraz moje humory - dodała
łagodniej. - Potrzebuję nieco czasu, żeby wejść w rolę
córki mimo woli.
Zadzwonił telefon. Janice jak błyskawica rzuciła się
do słuchawki. W chwilę potem jej piegowata twarz
rozpromieniła się w uśmiechu.
- Zwietnie! - rzuciła do telefonu. - Nareszcie ja
kaś dobra wiadomość. Jasne. Jeszcze dziś to odbiorę!
Maurice znalazł serwis do herbaty, który, jak twierdzi,
na pewno spodoba się pani Ashburn - powiedziała,
zakrywając dłonią mikrofon.
- Bogu niech będą dzięki! - Nora wzniosła oczy do
nieba. - Ale chyba sama wybiorę się do Maurice'a.
Mam z nim jeszcze inne sprawy do omówienia - doda
ła. - Zresztą, myślę, że dobrze znam gust pani Ash
burn, od razu więc sprawdzę ten serwis.
- Maurice - Janice podniosła słuchawkę do ust
- szefowa sama przyjdzie obejrzeć ten serwis.
- Maurice, jesteś prawdziwym cudotwórcą. Nie
wiem doprawdy, co bym zrobiła bez ciebie! - po
wiedziała Nora, wchodząc na zaplecze antykwaria
tu.
Serwis stał już wystawiony na stoi
- Tak, jak chciała. Manufaktura w Limoges, po
czątek XIX wieku. - Maurice skłonił się z nie ukrywa
nym zadowoleniem.
Nora pochyliła się i przez dłuższą chwilę oglądała
porcelanę.
- Tak, to jest prawie to, co chciała. Tylko - Nora
pochyliła się nad stołem, studiując zastawę - te kolory
powinny być pastelowe. Widziałam już kiedyś dokład
nie taki serwis, o jaki jej chodzi. Jeżeli zaoferuję jej ten,
obawiam się, że będzie zawiedziona.
- Ba, gdybym tylko wiedział, gdzie takiego szukać,
wydobyłbym go dla ciebie nawet spod ziemi. - Antyk-
wariusz rozłożył ręce. - Może gdzieś we Francji dało
by się znalezć podobny egzemplarz. Tu, w Nowym
Jorku, trafił mi się po raz pierwszy.
- Widziałam taki serwis dawno temu w Nowym
Orleanie - westchnęła Nora. - Tak, bardzo dawno
temu. Nie wiem zresztą, czyjego właścicielka chciałaby
się go pozbyć.
- No wiesz, do Nowego Orleanu dolatują samoloty
- uśmiechnął się Maurice. - A jeśli chodzi o właś
cicielkę, wiem z doświadczenia, że wszystko na ogół
jest kwestią ceny. Pani Ashburn jest akurat nieprzy
zwoicie bogata.
- Może to i jest jakiś pomysł. - Nora przygryzła
wargi. - Właściwie mam ochotę wyrwać się z Nowego
Jorku na dzień lub dwa.
Nora wysiadła z autobusu na St. Charles Avenue
i skręciła w ulicę prowadzącą do rzeki. Lila Rhodes
wprawdzie zamierzała sprzedać coś zupełnie innego:
stary zegar. Jednak kiedy Nora powiedziała, jak
bardzo zależy jej na francuskim serwisie do herbaty,
który kiedyś u niej widziała, zgodziła się odstąpić go
bez specjalnego nalegania. Lila była dawną przyjaciół
ką jej matki. Z długiej rozmowy telefonicznej, jaką
z nią przeprowadziła, Nora wywnioskowała, że Lila
nie jest w najlepszej sytuacji finansowej.
Szła teraz do niej, napawając się widokiem tak
jej drogich, znajomych miejsc. Ten spacer nowoor-
leańskimi ulicami był Norze potrzebny. Jak powie
trza pragnęła wytchnienia, czuła, że musi oderwać
się choć na moment od biura w Nowym Jorku.
Ale nie nawał pracy i obowiązków okazał się naj
gorszy. Prawdziwą przyczyną stresu był ojciec. Do
brze to wiedziała, choć usiłowała wmówić sobie,
że jest po prostu strasznie zmęczona.
Ojciec nie sprawiał jej jakiegoś szczególnego kłopo
tu. Pierwszego dnia po przyjezdzie tryskał energią
i wszędzie go było pełno, ale potem przycichł i uspokoił
się. Lot przez Atlantyk i związane z tym znużenie
zrobiły swoje. Ostatnie dwa dni przesiedział właściwie
samotnie w swoim pokoju. Nora nie miała jednak
wątpliwości, że ta sytuacja nie potrwa długo. No cóż,
musi być na to przygotowana.
Szła wolno, nie spiesząc się. Miasto dzieciństwa
przywracało jej nadwątlone siły, tak jakby sam dotyk
ulicznych kamieni był lekarstwem. Wdychała dobrze
znane zapachy - woń póznych, jesiennych kwiatów
w przydomowych ogródkach, aromaty sączące się
z mijanych po drodze restauracji. Z lubością spog
lądała w niebo zasnute chmurami, z których w każdej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]