[ Pobierz całość w formacie PDF ]
błękitnych oczu. Powoli podszedł do brata. - Daj mi tę rękę,
trzeba się nią zająć.
Wziął Morgana pod ramię, ale szybko zrozumiał, że brat nie
zamierza się ruszyć z miejsca. Wzruszył ramionami, wyjął z
kieszeni białą chusteczkę do nosa i delikatnie owinął krwawiącą
dłoń.
- Tato - zaczęła Anne, podchodząc do ojca. - Skoro już tu
jesteś, może byś usiadł? - Jej głos łamał się lekko, pomimo
udawanej swobody.
- Nie! - zawołał gniewnie Morgan.
RS
95
- Morganie, przestań się tak zachowywać. - Anne stanęła w
obronie ojca. - To twój ojciec, nasz ojciec, niezależnie od tego,
co sobie o nim myślisz.
Stali tak naprzeciwko siebie, patrząc sobie w oczy, nieugięci,
a żaden nie zamierzał ustąpić ani o włos. W żyłach obu płynęła
przecież ta sama gorąca krew Latimerów. W końcu ciszę
przerwał płacz jednego z dzieci. Morgan odwrócił głowę w
stronę choinki. Przez chwilę zawahał się, a potem pochylił
głowę w bezradnym geście porażki. Wreszcie odwrócił się na
pięcie i wybiegł z pokoju.
Nora wpatrywała się w pozostałych członków rodziny w
absolutnym osłupieniu. Wreszcie usłyszała trzaśniecie drzwi
wejściowych. Wciąż nie mogła się poruszyć, sparaliżowana
szokiem. W końcu powoli rozejrzała się wokół. Teraz, kiedy
Morgan ich opuścił, miała wrażenie, że jest tu z samymi obcymi
osobami. Bez niego poczuła się samotna i opuszczona. Wreszcie
otrząsnęła się z bezruchu.
- Przepraszam - wymamrotała, rzucając się w stronę krzesła,
na którym zostawiła płaszcz. - Muszę go dogonić.
Nie czekając na ich reakcję, złapała płaszcz i wybiegła z
pokoju. Po drodze zarzuciła płaszcz na ramiona.
Na korytarzu przy windach nie było ani śladu po Morganie.
Nora nacisnęła guzik windy i niecierpliwie przestępowała z nogi
na nogę w oczekiwaniu na jej przyjazd. Wreszcie znalazła się na
dole.
Podbiegła do głównego wyjścia i pchnęła przeszklone drzwi.
Na dworze padał lekki śnieżek, a Nora nie wzięła ani parasolki,
ani żadnego nakrycia głowy. Przed budynkiem stał odzwierny w
uniformie. Podeszła do niego potykając się lekko z pośpiechu.
- Czy nie widział pan pana Latimera? - spytała, z trudem
łapiąc dech.
- Tak, proszę pani. - Mężczyzna wskazał ręką na zatłoczoną
samochodami ulicę. - Jest tam...
RS
96
Dopiero wtedy Nora zauważyła Morgana, który właśnie
pochylił się, aby wsiąść do taksówki stojącej przed sąsiednim
budynkiem.
- Morgan! - zawołała i rzuciła się pędem w tamtą stronę. -
Morgan! Zaczekaj na mnie!
Odwrócił się w jej stronę i zawahał przez moment. Nora
modliła się, żeby nie odjechał, nim dobiegnie do taksówki. W
końcu Morgan powoli wyprostował się i czekał na nią w
bezruchu.
- Morgan - powiedziała, ciężko dysząc. Spojrzała mu w oczy.
- Dokąd się wybierasz?
-Jadę się upić - stwierdził krótko i skrzywił się w kwaśnym
uśmiechu.
- Pozwól mi jechać z tobą.
Zimny i twardy wyraz jego twarzy jasno mówił, że odpowiedz
będzie brzmiała: nie. Nora rozpaczliwie szukała jakiegoś
argumentu, który pozwoliłby jej przekonać Morgana. W końcu
postanowiła zdać się na własny instynkt.
- Proszę cię, Morganie - wyszeptała cicho i uniosła ręce ku
jego twarzy. Położyła mu dłonie na policzkach i popatrzyła
prosto w szare, zimne oczy. - Chcę ci pomóc.
- Nie potrzebuję twojej pomocy - odparł zimno. - Nic tu po
tobie. Sam muszę sobie z tym poradzić.
Rozległ się natarczywy klakson taksówki. Kierowca wychylił
się przez okno i zażądał, żeby się wreszcie zdecydowali, co
zamierzają robić. Samochód stał w miejscu, w którym
parkowanie było zabronione i przeszkadzał w ruchu innym
pojazdom.
Morgan wciąż się wahał. Nora zrozumiała, że słusznie się
upiera przy tym, żeby z nim jechać. Gdyby naprawdę nie chciał
jej towarzystwa, dawno by już go tu nie było.
- Proszę - powtórzyła jeszcze raz. - Chcę być razem z tobą.
Ja... ja cię kocham.
RS
97
- No, dobrze - stwierdził w końcu Morgan. - Rób, jak
uważasz.
Skinął krótko głową, odsunął się o krok, żeby Nora mogła
wsiąść do taksówki, potem sam wsiadł i zamknął drzwi. Nora
poczuła olbrzymią ulgę. Gdy tylko znalezli się w środku,
taksówka ruszyła z piskiem opon.
- Dokąd? - spytał kierowca, nie odwracając się w ich stronę.
Morgan podał nazwę baru w dzielnicy miasta, która nie
cieszyła się najlepszą reputacją. Przez całą drogę milczeli. W
końcu Nora spojrzała na niego. Oparł głowę o szybę i wpatrywał
się w okno z ponurym wyrazem twarzy.
Ale przynajmniej pozwolił jej ze sobą pojechać. Nora uznała,
że to najwyrazniej będzie jej musiało dzisiaj wystarczyć.
Siedzieli przy małym stoliku w zatłoczonym barze, z dala od
tłumu. Nora zamówiła kieliszek białego wina, a Morgan
podwójną whisky. Opróżnił szklankę jednym haustem, potem
podniósł rękę, ponownie wzywając kelnerkę.
- Pilnuj, żeby moja szklanka była zawsze pełna - powiedział
kelnerce, kiedy do nich podeszła.
Nora siedziała bezradnie naprzeciwko, starając się nie
wpatrywać w niego zbyt natarczywie. Przyglądała mu się kątem
oka. Zastanawiała się, czy Morgan zamierza kiedykolwiek
znowu się do niej odezwać.
- Morganie, proszę, powiedz mi, co cię męczy - poprosiła w
końcu, zdobywając się na odwagę. - Może będę ci mogła jakoś
pomóc.
- Już ci kiedyś mówiłem, Noro, że nie chcę rozmawiać o
mojej przeszłości. - Uniósł szklankę i opróżnił ją do dna. -
Dzisiaj mogłaś się sama przekonać, dlaczego. Bardzo mi
przykro, że musiałaś przy tym być, ale co się stało, to się nie
odstanie. - Zapalił papierosa i wpatrywał się w Norę przez
mgiełkę błękitnego dymu. - Pamiętaj tylko, że wcale nie
prosiłem, żebyś tu ze mną przyszła. Sama upierałaś się, żeby mi
towarzyszyć.
RS
[ Pobierz całość w formacie PDF ]