[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie zaakceptował. A jako człowiek honoru nie mógł się od
nich uwolnić.
- Ach, Cavenaugh - szepnęła, gładząc go delikatnie po
policzku. - Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak ci ciężko.
- Jej bursztynowe oczy spoglądały na niego z pełnym współ
czucia zrozumieniem.
- Kim - westchnął. Kurtka upadła na podłogę. - Ja...
- Urwał i owładnięty nagłym pragnieniem wyciągnął ręce,
żeby wziąć Kimberly w objęcia.
Doznała wrażenia, że wchłania ją potężny żywioł. Czuła,
jak Cavenaugh tuli ją w ramionach, jak jego dłonie błądzą
niecierpliwie po jej ciele, a usta domagają się pocałunku.
W niemym zaproszeniu rozchyliła wargi. Cavenaugh objął ją
w pasie i przyciągnął jeszcze bliżej i wtedy przekonała się,
jak bardzo jej pragnie. Dzielące ich ubrania nie były w stanie
tego ukryć.
Nagle obudziło się w niej niemal zwierzęce pożądanie.
Przez ostatnie trzy dni wmawiała sobie, że nie zna tego
człowieka na tyle dobrze, żeby myśleć o jakimkolwiek
CZARODZIEJKA... 95
związku. A to, co o nim wiedziała, wystarczyło, by nabrała
pewności, że nie jest to dla niej odpowiedni mężczyzna.
A tymczasem, tego popołudnia, zrozumiała wreszcie, że
wcale tak bardzo się nie różnią. Cavenaugh był uwikłany
w splot okoliczności, jakie ona przez całe życie omijała sze
rokim łukiem, co jednak wcale nie musiało oznaczać, że nie
miał podobnych pragnień. Cavenaugh nigdy nie będzie cał
kiem wolny, ale jego wyrzeczenie zasługiwało na najwyższy
szacunek.
- No i co, potrafisz teraz czytać w moich myślach, Kim?
- zapytał stłumionym głosem, odrywając usta od jej warg.
Jego dłonie wślizgnęły się pod bawełnianą bluzkę Kimberly
i odnalazły klamerkę od stanika, a gdy już ją rozpięły, spo
częły na kształtnych piersiach. - Musisz przecież wiedzieć,
o czym myślę. Pragnę cię, Kim. Pragnę cię od chwili, kiedy
cię po raz pierwszy zobaczyłem. Jesteś mi potrzebna.
- Tak - szepnęła w odpowiedzi na wszystkie jego pyta
nia, te wypowiedziane i te przemilczane - o, tak, Cavenaugh.
- Kim, chodz do mnie, moja droga, i pozwól się kochać.
Tęskniłem za tobą. Nie wiesz nawet, co to za męka mieć cię
pod swoim dachem, ale nie móc wziąć cię do łóżka.
Nagle rozwiały się wszystkie jej wątpliwości. Kimberly
zarzuciła mu ręce na szyję i nie protestowała, kiedy zdjął jej
bluzkę. Rozpięty stanik upadł na ziemię. Na widok jej nagich
piersi Cavenaugh głośno westchnął w zachwycie.
- Są takie jędrne i dojrzałe. - Obwiódł kciukami jej
twardniejÄ…ce sutki. - Jak moje winogrona. Tak bardzo ciÄ™
pragnę, najdroższa.
Kimberly zamknęła oczy i dała się ponieść fali namiętno
ści. Jak przez mgłę dotarło do niej, że Cavenaugh kładzie ją
96 CZARODZIEJKA...
na ziemię. Rozłożył zamszową kurtkę i delikatnie ułożył na
niej Kimberly. A potem położył się obok niej i zaczął rozpi
nać suwak jej dżinsów.
- Jesteśmy tu sami - wyszeptał. - Tylko ty i ja. To cu
downe. I ty też jesteś cudowna.
Uśmiechnęła się do niego i posłała mu promienne spojrze
nie zza półprzymkniętych powiek.
- Nie myślałam, że to może się stać...
- Zdaj siÄ™ na mnie, Kim. Ja siÄ™ tobÄ… zaopiekujÄ™. ChcÄ™
tylko twojego dobra. Przysięgam. - Jednym zręcznym ru
chem zsunÄ…Å‚ jej z bioder spodnie razem z majteczkami.
W chwilę pózniej była już naga, a całe jej ciało płonęło.
Drżącymi palcami zaczęła mu rozpinać koszulę, a kiedy
go rozbierała, Cavenaugh gestem posiadacza położył dłoń na
jej płaskim brzuchu.
- Trzęsiesz się jak osika - zauważył rozbawiony.
- Wiem.
- Boisz siÄ™?
- Czy wyglądam, jakbym była przestraszona?
Cavenaugh nachylił głowę i dotknął ustami nabrzmiałej sutki.
- Wyglądasz pięknie.
- Cavenaugh, nie tylko ja drżę. A może to raczej ty się
mnie boisz?
- Pewnie powinienem - mruknÄ…Å‚, a jego palce zatrzyma
ły się w złączeniu jej ud. - Każdy mężczyzna o zdrowych
zmysłach bałby się czarownicy - dodał, zafascynowany spo
sobem, w jaki jej ciało instynktownie reagowało na jego
dotyk.
Kimberly zdjęła mu koszulę, a potem usiłowała zsunąć
mu dżinsy. Zniecierpliwiony usiadł, a kiedy skończył się roz-
CZARODZIEJKA... 97
bierać, Kimberly z zachwytem spojrzała na jego nagie ciało,
które tak bardzo jej pragnęło. Cavenaugh przygarnął ją do
siebie tak, że stali się niemal jednością.
Podniecenie Dariusa udzieliło się Kimberly. Nigdy czegoś
takiego nie przeżywała.
- Pragnę cię - wykrztusiła.
- Czemu mówisz to takim zdumionym tonem? - zapytał,
rozsuwajÄ…c jej uda.
- Bo jestem zdumiona. Nigdy nikogo nie pożądałam
w ten sposób - przyznała z ujmującą szczerością.
- Och, Kim. Moja słodka. Czy jesteś już gotowa?
- Tak, Cavenaugh, tak!
Zagarnął ją pod siebie i wziął w posiadanie. Ich ciała
szybko się do siebie dopasowały, jakby nie po raz pierwszy
siÄ™ kochali. Rozpaleni, podnieceni i spragnieni siebie zgodnie
dążyli do spełnienia.
Wreszcie ciało Kimberly wygięło się w łuk. W oczekiwa
niu na moment najwyższej rozkoszy wykrzyknęła głośno
jego imię, a Cavenaugh ukrył twarz na jej piersi.
- O Boże, Cavenaugh!
- Teraz, Kim! Teraz!
Zadrżała, wstrząsana spazmem, a on poszedł w ślad za
nią, doznając spełnienia z jej imieniem na ustach.
Kiedy było już po wszystkim, Kimberly popadła w rozko
szne omdlenie. Zapomniała o tym, że leży na ziemi w raczej
mało romantycznym otoczeniu. Myślała tylko o tym, że do
świadczyli przed chwilą intymności w najpełniejszym tego
słowa znaczeniu. Może to i ulotne doznanie, ale kiedy trwało,
graniczyło z cudem.
Ta krótka, cudowna chwila, podczas której Darius Cave-
98 CZARODZIEJKA...
naugh przeżywał to samo co ona, na zawsze odmieniła ich
wzajemne relacje.
Wreszcie Cavenaugh ostrożnie wycofał się i opadł na bok,
tuląc Kim do siebie. Czuła się taka szczęśliwa i bezpieczna
w jego silnych, męskich ramionach.
- Będziesz pózniej na mnie wściekła? - zapytał, zagląda
jÄ…c jej w twarz.
Pokręciła głową.
- Za to, że się ze mną kochałeś? Nie, Cavenaugh. Było mi
tak dobrze.
- Wiedziałem, że tak będzie - powiedział, a jego usta
drgnęły w uśmiechu.
- Naprawdę? - Przeciągnęła się leniwie w jego obję
ciach. - Powinieneś podzielić się ze mną tą pewnością.
- Przecież próbowałem przy kilku okazjach, ale ty nie
chciałaś słuchać.
- Ach, Cavenaugh, skąd miałam wiedzieć? - westchnęła.
Nachylił się i musnął ustami jej wargi.
- Na przyszłość będziesz musiała mi zaufać. Uwierz mi,
ja wiem, co jest dla ciebie najlepsze.
Kimberly uśmiechnęła się zalotnie.
- Nie śmiałabym obarczać cię tak poważnym obowiąz
kiem. Już i tak masz ich za dużo.
- Tak uważasz?
- Mhm. - Zanurzyła palce w jego przyprószone siwizną
[ Pobierz całość w formacie PDF ]