[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Do zobaczenia niebawem, synu przemówiły uni-
sono
ROZDZIAA 7
Serce Evy waliło jeszcze głośniej, niż brzmiał jej
krzyk. Jak szalone uderzało o żebra i rytmicznie dudniło
w uszach.
Czego chcesz? Kluczyków, portfela? Bierz! Rzu-
ciła kluczyki, które wylądowały na sąsiednim fotelu. Nie
mam wiele pieniędzy. Wez, nikomu nie powiem poję-
kiwała drżącym głosem, walcząc ze łzami.
Nie chcę twoich pieniędzy ani samochodu odparł
zaskakująco spokojnym, przyjaznym tonem intruz. Chcę
spędzić z tobą trochę czasu, Evo. Wiesz, porozmawiać.
Nieco lepiej cię poznać. Przesuwał ręką po drzwiach po
stronie kierowcy. Wzdrygnęła się, słysząc pstryknięcie
blokady. Podobno na tej imprezie są jacyś chłopcy, któ-
rzy ci się podobają. Rozumiem jednak, dlaczego nie chcesz
zainwestować w żadnego z nich wiele czasu. To typowe
dla mężczyzn z twojego pokolenia, że pozwalają ci chodzić
samej po nocy.
S-skąd znasz moje imię? zapytała, z trudem
chwytając oddech.
Przysunął się bliżej, szurając spodniami o fotel.
Zwietnie znam twoją rodzinę. Od podszewki, można
by rzec. Wnętrze samochodu zdawało się maleć
z każdym słowem. Rozumiesz, udany związek nie musi
prowadzić do małżeństwa. Miałem wiele bardzo udanych
związków. Jeśli cię to ciekawi, mogę ci udzielić kilku rad.
Głos brzmiał znajomo, ale była zbyt oszołomiona, by
go przypisać konkretnej osobie. Spojrzała w lusterko
wsteczne. Intruz gwałtownie przesunął się ku niej. Zamarła
i zamknęła oczy.
Więc nie chcesz rad? Cóż, może pózniej, gdy już
poczujesz się nieco swobodniej. Lekko przeczesał pal-
cami końcówki jej zmierzwionych włosów. Nowy kolor?
Załkała i pokręciła głową.
Błagam, nie. Zrobię, co zechcesz.
Już dobrze. Szorstkim palcem otarł łzy spływające
jej po policzku. Podobają mi się. Wyglądają bardzo na-
turalnie.
Proszę, nie rób mi krzywdy. Proszę.
Evo, dlaczego myślisz, że chcę cię teraz skrzywdzić?
Przecież jestem miły. Pytam, jak ci minął wieczór, prawię
komplementy. Nawet udzieliłem ci rady. A to znacznie
więcej, niż w dzisiejszych czasach robią ojcowie. Zresztą
twój ojciec się ulotnił, więc pomyślałem, że docenisz moje
wysiłki.
W głowie miała chaos. Wiedziała, że na uwolnienie się
nie pozostało jej wiele czasu. Powoli, nie poruszając resztą
ciała, przesuwała palce w stronę panelu na drzwiach.
Wymacała wystający przycisk zwalniający blokadę drzwi
i wcisnęła go bez wahania. Wszystkie blokady puściły,
a Eva nacisnęła klamkę i naparła na drzwi. Wypadła na
bok, uderzając kolanem o beton, pozbierała się
i kuśtykając, zaczęła uciekać.
Ulicę otaczały słabo oświetlone biurowce zamknięte
na długi weekend. Ruch samochodowy i pieszy całkiem
zamarł i wydawało się, że od tętniącego życiem miejsca,
które dopiero co opuściła, dzielą ją kilometry. Rzadko
rozmieszczone latarnie rzucały maleńkie kręgi światła na
fragmenty chodnika. Centrum Tulsy nigdy nie wyglądało
tak mrocznie i pusto.
Ratunku! zawołała Eva, lecz ukochane miasto
najwyrazniej się od niej odwróciło.
Za plecami skrzypnęły drzwi auta i buty stuknęły
o asfalt.
Dokąd to? Czy nie byliśmy blisko znalezienia
wspólnej płaszczyzny? Może nie jestem taki młody
i zwinny jak ty, ale chyba niczego mi nie brakuje. Nie masz
przed czym uciekać! wołał za nią.
Buty na sztywnych podeszwach nie pozwalały szybko
biec, a ponieważ mimo to próbowała, potknęła się
i przewróciła na asfalt, nim dotarła do krawężnika. Dwa
paski się oderwały i wisząc na niewielkiej sprzączce,
owinęły się wokół kostki. Próbowała je zedrzeć, lecz tylko
mocniej zacisnęła. Błagam, błagam! szeptała, nim
zrezygnowała z uwolnienia się od ciężkich pantofli.
Szła na czworakach, czując pod paznokciami żwir.
Kamienie głęboko i boleśnie wbijały jej się w kolana,
z których jedno poraniła, już wyskakując z auta. Paski
wrzynały się w skórę z każdym ruchem stóp, a skrzypienie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]