[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Austrii i Niemczech Zachodnich. A potem nagrałem kilka notatek i parę listów, których nie
zdążyłem podyktować przed wyjazdem. Czy masz tu jakąś maszynę do pisania?
- Przykro mi. Miałam, ale w zimie zużyłam taśmę i do tej pory nie udało mi się jej
wymienić.
Frank rozejrzał się wokoło. Z wyrazu jego twarzy nic nie dało się odczytać. Był tu już
dwukrotnie, ale za każdym razem mieszkał w drugim domu. Willy przygryzła dolną wargę,
widząc, że spogląda na buty, które porzuciła pod stolikiem do kawy, na naczynia po lunchu
pospiesznie wstawione do zlewu i gazety z ubiegłego tygodnia, które nie pamiętała już,
czemu zachowała.
- Przygotuję ci coś chłodnego do picia, a potem przyniesiemy twoją walizkę -
zaproponowała skwapliwie. - Ulokowałam cię w pokoju na dole. O tej porze roku to
najchłodniejsze miejsce w całym domu. - Zabrzmiało to niemal jak próba usprawiedliwienia i
Willy spojrzała na niego, chcąc dostrzec reakcję. Chyba nie przypuszczał, że będzie spał z nią
razem?
Frank, wyglądający nienagannie w jasnoszarych spodniach, niebieskiej koszuli i
krawacie w żółte prążki, którego węzeł właśnie rozluzniał, spojrzał przez wysokie okno
wychodzące na drugi dom. Miękkie czarne włosy miał idealnie ułożone, a blady podbródek
nie nosił śladu zarostu nawet o tak póznej porze.
W jego niebieskich oczach odmalowało się lekkie zdziwienie, kiedy odwrócił się do
niej i spytał:
- Czy spodziewasz się jeszcze kogoś? Wygląda na to, że zmierza tu jakaś delegacja.
ROZDZIAA 5
Byli otoczeni. Honda zatrzymała się z hałasem przed domem, drzwi samochodu
otworzyły się i surferzy wyskoczyli na zewnątrz. Denny krzyknął, że ma dla Willy
propozycję, i po chwili na dole trzasnęły drzwi. Trzy pary bosych nóg załomotały po
schodach i jednocześnie przed domem pojawił się Bain.
- Willy? Masz wolną minutę? Spot zjawił się u mnie z zakrwawioną łapą. Obejrzałem
ją, nie wygląda najgorzej, ale nie jestem pewien, czy dobrze ją opatrzyłem. Może lepiej, żebyś
ty na nią spojrzała?
- Hej, Willy, pamiętasz dom z betonowych bloków po tej stronie kempingu?
Słyszałem, że mają zamiar go rozebrać i potrzebują miejsca na zwałowanie gruzu. Chcesz go?
- Buddy uśmiechnął się i grzecznie skinął głową Frankowi, który wodził wzrokiem od
jednego do drugiego członka bandy, jakby chciał zapytać: co jeszcze? Willy uświadomiła
sobie, że to, iż Frank jest tak elegancko ubrany, stawia go o dziwo w gorszej sytuacji.
- Wejdz do środka, Bain - Willy przytrzymała drzwi, a potem odwróciła się do trzech
chłopców. - Buddy, kiedy będzie ta rozbiórka? Dadzą mi trochę czasu, żebym mogła zrobić
kilka kursów samochodem? Nie chcę uszkodzić sprzęgła jeepa. Bardzo je przegrzałam, gdy w
zeszłym tygodniu próbowałam wykarczować te korzenie na brzegu.
Frank westchnął cierpiętniczo i z anielską łagodnością spróbował się dowiedzieć, czy
to ona straciła rozum, czy to on zaczyna go tracić.
- Willy, po co ci u licha budynek do rozbiórki? A jeśli chodzi o tego psa, to
uprzedzałem cię, że będziesz miała z nim same kłopoty, nieprawdaż?
Bain porzucił całą piątkę stojącą na środku pokoju i kulejąc przeszedł przez duży,
przewiewny pokój. Przesunął bieliznę, którą Willy miała zamiar poskładać : odłożyć na
miejsce, a potem usiadł na wytartej sofie. Najwyrazniej miał zamiar napawać się wspaniałym
przedstawieniem, aż do szczęśliwego końca. Willy mimowolnie podążyła spojrzeniem za jego
wzrokiem. Spostrzegła, że tak jak mu radziła, zdjął tenisową piłkę z haka holowniczego jeepa
i założył ją na czubek laski.
Przypomniała sobie, że w ciągu ostatnich paru dni nie posługiwał się laską. Czy
nastąpiło pogorszenie? Czy po prostu chciał w ten sposób wzbudzić współczucie?
- Dobrze - oznajmiła stanowczo, z trudem odwracając spojrzenie od zarysu jego
ciemnowłosej, dumnej głowy. - Frank, pózniej ci to wszystko wytłumaczę. Buddy, chętnie
wezmę ten gruz jeżeli uważasz, że dadzą mi czas na zabranie go. Gdyby przyczepa ciężarowa
nie ugrzęzła przy cieśninie i nie zardzewiały w niej łożyska, pewnie wystarczyłyby mi dwa
kursy. Dowiesz się, kiedy miałabym zacząć przewóz?
Frank chciał coś powiedzieć, ale powstrzymała go, podnosząc rękę do góry, - Jeszcze
nie, Frank. - Odwróciła się do Baina i zapytała: - Gdzie jest Spot? Bardzo krwawi? Jaka to
rana, szarpana, czy cięta?
- Z przykrością muszę stwierdzić, że Spot leży na mojej kanapie. Próbowałem
zatrzymać go na werandzie, ale mi się wymknął. Podłożyłem mu pod łapę koszulę i sądzę, że
krew nie przesiąknie przez nią, jeżeli się pospieszymy.
Frank dramatycznym gestem przyłożył dłoń do czoła i zamknął oczy.
- Mamo droga, czy prośba o parę minut ciszy i spokoju pierwszej nocy w tym domu
byłaby zbyt wygórowana? Willy, te befsztyki w samochodzie pewnie się już całkiem popsuły.
- Przepraszam cię, Frank - odparła spokojnie Willy.
- Obejrzenie łapy Spota zajmie mi tylko kilka minut. Może będę musiała zawiezć go
do weterynarza.
Bain wsunął dłonie pod udo, uniósł chorą nogę i położył ją na stosie biuletynów Sea
Grant . Wyglądało na to, że ma zamiar usadowić się tu na dobre i przez moment wyobraziła
sobie, jak we trójkę zasiadają do przygotowanej dla dwojga kolacji przy świecach.
- Pan jest pewnie tym Smithem z Departamentu Stanu - zauważył jowialnie Bain,
odwracając głowę, by spojrzeć nad oparciem sofy. - Nazywam się Bain Scott, Chyba zna pan
Milesa Thatchera ze służby zagranicznej?
Frank opuścił rękę. Wykrzywił usta w niedbałym uśmiechu i powiedział.
- Niezbyt dobrze, choć spotykaliśmy się od czasu do czasu w biurze zastępcy
podsekretarza stanu. Pracuję właściwie w administracji, Thatcher chyba mi wspominał, że
współpracował pan dość blisko z...
- przerwał i obejrzał się. z irytacją, kiedy Willy podeszłą, żeby przedstawić trzech
surferów.
- Przepraszam, ale zapomniałam o zasadach dobrego wychowania. Frank, ten
barczysty chłopak to Maurice, Buddy to ten, który się uśmiecha, a to jest Denny - położyła
rękę na obłażących ze skóry ramionach najstarszego z całej trójki, - Są moimi pokojówkami.
- Twoimi pokojówkami - powtórzył z zimnym opanowaniem Frank. Jego blada twarz
o regularnych rysach pokryła się rumieńcem, a czubek nosa wyraznie zbielał.
- Jeżeli szuka pan cichego i intymnego zakątka, Smith - odezwał się ponownie Bain -
to z całego serca polecam firmę pani Faulkner. O północy serwuje również niezrównane dania
bufetowe.
Z gardła Franka wydobył się dzwięk przypominający bulgotanie i Willy uznała, że
sprawy zaszły już za daleko.
- Chłopcy, dajcie mi znać, jak dowiecie się co z tym gruzem - powiedziała. - Biorę go.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]