[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Nie chodzi o to, że nie jest tam mile widziany. Właścicielka mieszka...
Gdzieś z głębi lasu usłyszałam szaleńcze ujadanie. Chwilę pózniej dołączył do niego
przerazliwy krzyk. I kolejny.
Rozdział 4
Z dudniącym sercem zerwałam się z krzesła. Zgromadzeni wokół domu goście
wyglądali niczym rozmazany obraz na ogromnym poliekranie. Ci, którzy stali najbliżej
zespołu, spacerowali, gawędzili i jedli, niepomni na rozgrywającą się w lesie tragedię. Ci
po stronie zrujnowanej stodoły zamarli w bezruchu i z otwartymi ustami spoglądali w
kierunku, z którego dobiegał wrzask.
Lawirując pomiędzy krzesłami, stołami i ludzmi, pognałam w stronę lasu, słysząc, jak
Katy i pozostali niemalże depczą mi po piętach.
Boyd nigdy nie skrzywdził żadnego dziecka, co najwyżej mógł na nie warczeć. Ale było
gorąco, a on był podekscytowany. Czy to możliwe, że któreś z dzieci sprowokowało go lub
rozdrażniło? Czy Boyd rzucił się na któreś z nich?
Słodki Jezu.
Oczyma wyobrazni zobaczyłam ciała ofiar rozszarpanych przez zwierzęta. Widziałam
ziejące pustką kratery rozerwanego mięsa i zwisające z głów płaty oderwanej skóry.
Ogarnął mnie strach.
Mijając stodołę, zobaczyłam przejście między drzewami i zbiegłam z opadającej w dół
piaszczystej ścieżki. Gałęzie i liście szarpały mi włosy, drapiąc skórę na rękach i nogach.
Wrzaski stały się jeszcze bardziej przerazliwe i donośne. Nie ustawały nawet na chwilę,
łącząc się w makabryczne crescendo lęku i paniki.
Biegłam dalej.
Nagle krzyki ustały, jednak cisza, która po nich nastąpiła, była jeszcze bardziej
przerażająca.
Słyszałam jedynie ujadanie Boyda, wciąż tak samo oszalałe i bezlitosne.
Poczułam spływające po twarzy krople zimnego potu.
Chwilę pózniej zauważyłam trójkę dzieci zbitych w gromadkę za ogromnym
żywopłotem. Przez szparę w liściach dojrzałam tulące się do siebie dwie dziewczynki.
Trzecie z dzieci, chłopiec, trzymało rękę na ramieniu dziewczynki w koszulce Bibie Girl.
On i jego młodsza towarzyszka patrzyli na Boyda, a ich niewinne twarze zniekształcała
fascynacja zmieszana z obrzydzeniem. Starsza dziewczynka w koszulce Bibie Girl miała
zamknięte oczy, do których przyciskała dodatkowo zaciśnięte piąstki. Od czasu do czasu
jej drobna pierś unosiła się spazmatycznym łkaniem.
Na drugim końcu żywopłotu zauważyłam Boyda. Pies to rzucał się do przodu, to
odskakiwał, za każdym razem kłapiąc zębami, jak gdyby chciał pochwycić coś, co leżało na
ziemi. Co kilka sekund zwracał pysk ku górze, wydając z siebie serię piskliwych szczęknięć.
Sierść miał zjeżoną, przez co przypominał wielkiego rudobrązowego wilka.
 Nic wam się nie stało?  wydyszałam, przeciskając się przez szparę w żywopłocie.
Odpowiedziały mi trzy pełne powagi kiwnięcia głową.
Tuż za moimi plecami pojawili się Katy, Palmer i jeden z McCraniech.
 Komuś coś się stało?  jęknęła Katy.
Dzieci potrząsnęły głowami, a dziewczynka w koszulce Bibie Girl wydała z siebie
stłumiony szloch.
Chwilę pózniej podbiegła do McCranieego i niemal wpadając na niego, oplotła go
ramionami. Mężczyzna uspakajająco pogłaskał zygzak między jej kucykami.
 Już dobrze, Sarah. Nic ci nie jest. Po tych słowach podniósł głowę.
 Moja córka jest trochę nerwowa  wyjaśnił. Dopiero teraz spojrzałam na Boyda i
niemal od razu wiedziałam, co się stało.
 Boyd!
Na dzwięk swego imienia pies błyskawicznie się odwrócił. Kiedy zobaczył Katy i mnie,
skoczył ku nam, wilgotnym nosem szturchnął moją dłoń i, ujadając, wrócił do żywopłotu.
 Przestań!  krzyknęłam, schylając się, by złagodzić atakującą mój bok bolesną kolkę.
Kiedy Boyd nie jest przekonany co do słuszności wydawanych mu poleceń, podnosi
zarośnięte długą sierścią brwi, jak gdyby chciał zapytać  Czyś ty oszalała? .
Dokładnie to robił w tej chwili.
 Boyd, siad!
Pies zignorował polecenie, odwrócił się i zaczął szczekać.
Sarah McCranie z jeszcze większą siłą przylgnęła do ojca. Pozostałe dzieci patrzyły na
mnie z niemą fascynacją.
Chwilę pózniej powtórzyłam polecenie.
Tym razem Boyd odwrócił głowę i uniósł brwi, jak gdyby chciał powiedzieć  Jaja sobie
robisz? .
 Boyd!  Opierając lewą rękę na udzie, wymierzyłam palec wskazujący prawej ręki
prosto w jego pysk.
Pies przechylił głowę, parsknął i usiadł.
 Co mu jest?  Katy dyszała tak samo jak ja.
 Głupek pewnie myśli, że odkrył zaginioną kolonię z Roanoke* [zaginiona kolonia z
Roanoke  angielska kolonia założona na wyspie Roanoke u wybrzeży Północnej Karoliny
w 1585. Wszyscy jej mieszkańcy zniknęli w tajemniczych okolicznościach w 5 lat po
założeniu. Ich los nie jest znany do dziś (przyp. red. )].
Boyd siedział teraz tyłem do żywopłotu; uszy położył po sobie i wydał z siebie głęboki,
gardłowy pomruk.
 Co?
Ignorując pytanie, zaczęłam przedzierać się przez korzenie i gęste podszycie. Kiedy
tylko się zbliżyłam, Boyd zerwał się z ziemi i spojrzał na mnie wyczekująco.
 Siad.
Tym razem posłuchał komendy i usiadł. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • granada.xlx.pl
  •