[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ramiona i zasypiała zmęczona miłosnymi uniesieniami. Jak miała zachować resztki zdrowia psychicznego,
jeśli codziennie przez kolejne dwa tygodnie gorących wakacji narażona będzie na jego towarzystwo? Luiz
obudził się, dopiero gdy samolot zaczął podchodzić do lądowania.
- W ogóle nie spałaś? - Zdziwił się, kiedy zauważył, że Holly nawet nie rozłożyła swojego fotela.
- Nie jestem zmęczona.
- Zazdroszczę ci wytrzymałości. Ja zapadam w sen, gdy tylko samolot wzniesie się w powietrze.
Holly nie mogła oderwać oczu od jego potarganych włosów i cienia zarostu na policzkach. Luiz
przeciągnął się leniwie.
- Opowiedz mi o domu na wyspie - zażądała szybko, żeby odwrócić swoją uwagę od naprężających
się mięśni jego torsu.
- To stary, wielki dom.
L R
T
- Stary?
- Mamy go od lat, uciekaliśmy tam często, jeszcze za czasów, kiedy mieszkaliśmy w Nowym Jorku
- wyjaśnił enigmatycznie.
- Aha - mruknęła ponuro Holly, zastanawiając się, ilu jeszcze rzeczy nie wie i nigdy się nie dowie o
Luizie Casellim, ojcu swojego dziecka.
Luiz natychmiast rozpoznał po jej minie, że pod pozorami opanowania ukrywa strach. Zawsze
czytał w niej jak w otwartej księdze, bo niczego przed nim nie zatajała. Za szczerość i uczciwość
odwdzięczył jej się kłamstwem. Silne, nieprzyjemne poczcie winy zaskoczyło go tak, że odpowiedział
ostrzej, niż zamierzał:
- Nie panikuj, dom jest wystarczająco duży, żebyś nie musiała mnie wcale oglądać. Poza tym będę
pracował, więc większość czasu i tak spędzisz sama w domu z kilkunastoma pokojami, kilkoma
łazienkami, basenem, ogrodem i niewielką prywatną plażą. Na pewno odpoczniesz.
Holly skinęła lekko głową i odwróciła się w stronę okna. Na szczęście Luiz nie czytał w jej
myślach, choć tak mu się wydawało. Gdybyż wiedział, jak bardzo musi ze sobą walczyć, żeby nie ulec
pokusie i nie traktować ich wyjazdu jako romantycznych wakacji we dwoje... Tęskniła za dotykiem jego
dłoni, pocałunkami, intymnymi gestami, dzięki którym przez kilkanaście miesięcy żyła w stanie euforii.
Trudno jej było zapomnieć o miłych chwilach i nie próbować do nich wrócić. Walka z własnymi
uczuciami wyczerpywała ją. Powoli stawała się kłębkiem nerwów.
Samolot wylądował szczęśliwie, a Holly, uzbrojona w wiedzę z kilku przewodników, szybkim
krokiem ruszyła do wyjścia. Oślepiający blask słońca i upojny aromat rozgrzanego powietrza oszołomiły ją
natychmiast. Nawet najlepszy przewodnik nie mógł jej przygotować na taką zmianę klimatu. Pasażerowie
tłumnie ruszyli ku postojowi taksówek, ale Luiz cierpliwie czekał aż jego towarzyszka ochłonie.
- Spokojnie, nie musimy się spieszyć. Znajomy taksówkarz czeka na nas niedaleko stąd.
Holly otrząsnęła się i przyspieszyła kroku.
- Oczywiście - bąknęła.
Ledwie podniosła oczy, kiedy Luiz przedstawiał ją kierowcy i natychmiast wdał się z nim w
przyjacielską pogawędkę, dzieląc się wieściami z życia wyspy. Luiz, odprężony i uśmiechnięty, rozparł się
na tylnym siedzeniu, wyciągając ramię wzdłuż oparcia za plecami Holly. Niewinny przypadkowy gest
zelektryzował ją.
- Często tu przyjeżdżasz? - zapytała, korzystając z chwili przerwy w rozmowie mężczyzn.
- Zanim cię poznałem, wpadałem tu kilka razy w roku. Potem naprawianie zepsutych płotów w
mroznym Yorkshire okazało się o wiele bardziej atrakcyjne niż gorący piasek i lazurowe morze wyspy,
więc przestałem przyjeżdżać.
Ich oczy spotkały się na jedną, pełną napięcia chwilę, zanim Holly odwróciła wzrok.
L R
T
- Mówię prawdę, przecież jesteśmy przyjaciółmi, tak? - Luiz kontynuował tym samym niskim,
ciepłym głosem, który zawsze rozgrzewał ją od środka i wprowadzał w stan rozkosznego pobudzenia. -
Nie mogłem się od ciebie oderwać, dlatego budowa hotelu nie przebiegała tak sprawnie, jak powinna.
Holly musiała użyć całej siły woli, żeby nie odchylić głowy i nie oprzeć jej na jego ramieniu. W tej
chwili była prawie gotowa zaakceptować pożądanie jako substytut miłości, byle tylko jeszcze raz znalezć
się w ramionach Luiza.
- Mam nadzieję, że mnie za to nie winisz?
- Nie, Holly, mogę winić tylko siebie, za wszystko - mruknął.
Zanim zmieszana Holly znalazła odpowiednią ripostę, Luiz zręcznie zmienił temat, wskazując
mijane budynki i opowiadając o architekturze. Holly wpatrywała się z zachwytem w krajobraz
zdominowany soczystą zielenią imponujących palm, pastelowych posiadłości z cudownie kolorowymi
ogrodami. Mijani ludzie spacerowali niespiesznie, uśmiechnięci, zrelaksowani. Przez otwarte okno
samochodu wpadało ciepłe kojące powietrze pachnące słodko tropikalnymi owocami.
- Nigdy nie powiedziałeś, że tu jest tak pięknie - jęknęła zachwycona.
- Nie myśl, że nie chciałem.
- To dlaczego tego nie zrobiłeś? - spytała.
Gdyby od początku grał z nią w otwarte karty i nie zataił prawdy o sobie, wszystko mogło się
potoczyć inaczej. Tylko czy na pewno? Przecież wiedząc o jego majątku, natychmiast odgrodziłaby się od
niego murem uprzedzeń, a on, spodziewając się manipulacji motywowanej chciwością, nie pozwoliłby
sobie na spontaniczność. Czy mogli uniknąć katastrofy? Pożałowała swojego pytania.
- Nieważne - uprzedziła jego odpowiedz.
Nawet nie zauważyła, kiedy skręcili w niewielką, boczną drogę i dotarli do ogromnego domu
otoczonego najpiękniejszym ogrodem, jaki w życiu widziała.
- O rany! - jęknęła znowu.
Kiedy wysiedli, na ganku pojawiła się grupka ludzi. Luiz przedstawił Holly krótko i poprosił, żeby
zajęli się jej bagażem.
- Wiesz, zdałam sobie właśnie sprawę, że gdybym od początku wiedziała, jak jesteś bogaty, nigdy
bym się tobą nie zainteresowała.
- Wiem - mruknął. W ustach każdej innej kobiety uznałby to za perfidne kłamstwo, ale Holly
wierzył bez zastrzeżeń. Taka właśnie była. Stali bardzo blisko siebie. Uśmiechnął się ciepło, nachylił i
szepnął jej do ucha: - Nikt tu nie wie, że wzgardziłaś moim bogactwem. Wszyscy są przekonani, że nadal
jesteśmy parą. Nie wyprowadziłem ich jeszcze z błędu. Na pewno jesteś na mnie zła, prawda?
Holly, otumaniona zmysłowym zapachem jego wody kolońskiej i dotykiem ust ocierających się
delikatnie o jej ucho, nagle otrzezwiała.
- Słucham? - odskoczyła od niego jak oparzona.
L R
T
Zamiast się tłumaczyć, Luiz złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie. Holly zamknęła oczy i
poczuła, jak cała złość wyparowuje. Tak długo marzyła, by znów wtulić się w szeroką pierś Luiza, poczuć
bicie jego serca, dotknąć ciepłej, szorstkiej skóry... Jej miękkie ciało przylgnęło do twardych niczym skała
mięśni, a z ust wyrwało się westchnienie.
- Nie wiedziałem, jak im wyjaśnić, że chociaż spodziewasz się mojego dziecka, nie chcesz mieć ze
mną nic wspólnego - szepnął, całując ją w czubek głowy.
- Nieprawda. - Holly kątem oka spostrzegła przypatrującą im się z życzliwymi uśmiechami służbę,
ale nie miała siły wyplątać się z rozkosznego uścisku.
- Wszyscy myślą, że wyrwaliśmy się na wakacje, żeby w spokoju zaplanować ślub i wesele.
Holly bezradnie oparła czoło o jego pierś i jęknęła bezgłośnie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • granada.xlx.pl
  •