[ Pobierz całość w formacie PDF ]

trzyma� za twarz lokalnych polityków i biznesmenów. Zaczniemy, kie-
dy przyjdzie czas.
135
Mousul spr�ył si� wewn�trznie, słysz�c ten rozkazuj�cy ton. Na-
dal jednak uSmiechał si� i kiwał głow�. Na razie rz�dzi Shu Mai. Niech
sobie Sni swój sen o wielkoSci. Po secesji Ansionu i wybraniu Mousu-
la na gubernatora sektora ich pozycje ulegn� odwróceniu. Wtedy to Shu
Mai ze swoj� gildi� przyjdzie po proSbie. Spokojnie spojrzał w oczy
ni�szej towarzyszce.
 Jedi komplikuj� spraw�. Cokolwiek mySli Uliss i inni, nic nie
wyjdzie z oficjalnego głosowania, dopóki nie załatwimy Jedi. Pozosta-
j� w stałym kontakcie z naszym agentem i dosłownie wczoraj zapew-
niono mnie, �e goScie b�d� zneutralizowani.
 Lepiej, �eby tak było.  Shu Mai usadowiła si� wygodniej w fo-
telu.  Gdyby jeszcze udało si� przekona� rycerzy Jedi do naszego spo-
sobu mySlenia& UproSciłoby to bardzo cał� spraw�.
 To si� nie uda.  Mousul palcem zamieszał drinka, uwalniaj�c kil-
ka narkotyków z opóxnionym działaniem.  Jedi nie da si� przekona�.
Przewodnicz�ca Gildii Kupieckiej wzruszyła ramionami.
 Mo�e nie wszyscy s� takimi twardzielami, jak s�dzisz.
Mousul zamrugał zdziwiony.
 Co chcesz przez to powiedzie�?
 Czas poka�e. Tymczasem wydarzenia na Ansionie b�d� si� roz-
wija� we własnym tempie. My zaS musimy czeka� i przekona� innych,
by czekali wraz z nami.  Poci�gn�ła długi łyk własnego napoju, wolne-
go od narkotyku.
Mousul mrukn�ł coS i zamilkł. Biznesmeni, tacy jak ten nerwus Tam
Uliss, po prostu tego nie rozumiej�. Co prawda �ycie jest krótkie,
a okno, przez które mo�na dokona� wielkich rzeczy, szybko si� zamy-
ka, ale niczego nie mo�na przyspiesza�. Zbyt nagły ruch byłby ryzy-
kowny dla całej operacji. JeSli tylko Uliss i reszta zechc� okaza� cier-
pliwoS�, przyszłoS� zostanie im podana na tacy.
Gł�boko pod spiskuj�c� par�, grzej�c� si� w błogim sło�cu Corus-
cant, tysi�ce nieszcz�snych istot harowało w kompleksie dwustupi�-
trowych budynków, których dach tworzyło jezioro znane jako Savvam.
Gdyby nie misja, podró�nicy z pewnoSci� sp�dziliby w spokojnym
obozowisku kolejn� dob�. Niestety, jak zwykle, czas gonił, a obowi�-
zek wzywał.
Droga zalecana przez Yiwów doprowadziła ich do ła�cucha wysokich
wzgórz, który ci�gn�ł si� nieprzerwanie przez cały północny horyzont.
Kyakhta i Bulgan nie znali ich nazwy, ale kilka wzniesie� było doS� wyso-
136
kich, aby je nazwa� górami. Aagodne stoki, z rzadka tylko poprzecinane
klifami, cho� pełne wyrytych przez wod� �lebów i szczelin, nie stano-
wiły najmniejszej przeszkody dla cudownie zwinnych, długonogich su-
ubatarów. Aby jednak oszcz�dza� czas i siły wierzchowców, podró�ni-
cy postanowili jecha� jedn� z kr�tych szczelin, które przecinały ła�-
cuch. �adna z nich nie miała szczególnie stromych zboczy, przypominały
raczej dolin� ni� jar. Luminara stwierdziła, �e to stare góry, dawno z�ar-
te przez erozj�.
Jad�c obok Kyakhty, zauwa�yła, �e przewodnik jest niezwykle spi�ty:
 Widzisz coS, co ci� niepokoi, Kyakhto?
 Nie, pani Luminaro. Ale Alwari nie lubi� tego rodzaju terenu.
Wolimy płaskie powierzchnie, trawiaste równiny, otwarte przestrzenie.
Urodzeni na rozległych stepach, xle si� czujemy w zamkni�tych miej-
scach.  Wskazał łagodne, pokryte traw� zbocze po lewej.  Mój umysł
podpowiada mi, �e nie ma tu wielu miejsc, gdzie mo�na by si� ukry�,
oczy mówi�, �e nie wida� �adnych zagro�e�, ale serce moje jest pełne
l�ków, wpajanych od dzieci�stwa, kiedy moja grzywa była tylko niedoj-
rzałym puchem rosn�cym mi na grzbiecie. Stare przyzwyczajenia nie-
łatwo umieraj�.
Luminara przyjrzała si� uwa�nie zboczu.
 JeSli to ci� pokrzepi, ja tak�e nie widz� tam zagro�enia  pocie-
szyła przewodnika.
Tego zagro�enia nie mo�na było zobaczy�. Najwy�ej wyczu�.
Spływaj�cy wzdłu� faluj�cych wzgórz, wszechobecny wiatr Ansio-
nu, wpadaj�c w w�skie szczeliny i kaniony, stał si� jeszcze mocniejszy.
Nie był to jeszcze huragan, ale podró�ni musieli zakry� sobie nosy i usta
ochronn� warstw� tkaniny.
Nagle Bulgan wyprostował si� w siodle, przynajmniej na tyle, na
ile pozwalał mu zgarbiony grzbiet. Obi-Wan uznał, �e coS go zaniepo-
koiło, ale nie zd��ył go o to zapyta�.
 Chawix!  krzykn�ł Bulgan. Rci�gn�ł wodze suubatara i gor�cz-
kowo rozejrzał si� wokół siebie. Na ostrzegawczy okrzyk przyjaciela
Kyakhta błyskawicznie obrócił wierzchowca i rzucił si� w kierunku
najbli�szego z nawisów.
 Szybko do mnie, razem ze zwierz�tami!
Luminara, cho� sama nie widziała �adnego zagro�enia, pospieszyła
w Slad za Kyakht�. Zaledwie miała czas skłoni� zwierz� do przykl�k-
ni�cia, aby zsi�S�, kiedy przewodnik wyrósł przed ni� jak spod ziemi.
 Prosz� tu zosta�, pani Luminaro.  Obejrzał si� przez rami�
i skrzywił, kiedy coS przemkn�ło niedaleko nich.  Tu chyba jesteSmy
137
bezpieczni, ale jeSli wyjdzie pani dalej, mo�e pani złapa� powiew wia-
tru.
 A co w tym złego?  OpuSciła tkanin� z twarzy i spojrzała w kie-
runku, z którego przybyli. Widziała tylko w�ski przesmyk, który właS-
nie mijali, i zbocza wzgórza po drugiej stronie.
 Mo�e pani złapa� powiew wiatru nios�cy chawix.
Obi-Wan podszedł do nich i, podobnie jak jego towarzyszka, zacz�ł
uwa�nie studiowa� pozornie bezpieczny przesmyk.
 Co to za zwierz�, ten chawix?
 To nie zwierz�  wyjaSnił przewodnik.  To roSlina.
Kyakhta odwrócił si� nagle i przykucn�ł. Na czworakach zbli�ył si�
do kraw�dzi szczeliny i pierwszych kamyków rozgrzanego sło�cem
przesmyku, poło�ył si� na brzuchu i dał im znak, aby si� zbli�yli.
Le��c płasko na ziemi, zauwa�yli, jak mijaj� ich w podskokach dzie-
si�tki wielkich kł�bów niemo�liwie popl�tanych, w�złowatych gał�zi.
Były wida� lekkie, bo wiatr, nieustannie wiej�cy przez przesmyk, uno-
sił je i rzucał o ziemi�, a one odbijały si�, podskakiwały wysoko w po-
wietrze, przelatywały znaczn� odległoS�, �eby znów opaS�, odbi� si�
i poszybowa� w gór�.
 Nie jest dobrze, kiedy chawix ci� uderzy.  Bulgan przeSlizn�ł
si� obok le��cych Jedi, a dwójka padawanów tu� za nim.
 Pewnie, �e to mo�e by� nieprzyjemne  zastanawiała si� głoSno
Barrissa. Była zainteresowana, ale niezbyt zadowolona. Pełzanie po
twardej, brudnej skale nie nale�ało do jej ulubionych zaj��.  Ale nie
rozumiem, dlaczego zaraz wpada� w panik�.
 Mo�e nasi przyjaciele obawiaj� si�, �e któryS z tych kł�bków
mógłby uderzy� suubatara w pysk.  Anakin, osłaniaj�c oczy przed ku-
rzem i jasnym Swiatłem, obserwował kule gi�tkich roSlin, w podsko-
kach mijaj�ce ich kamienne schronienie.  Wygl�da to tak, jakby mo-
gło mie� kolce&
Kiedy obserwowali p�dz�ce kule, z nory po drugiej stronie kotliny
wychyn�ł membibi i ruszył pod wiatr, kieruj�c si� ku innej norze. Mały
czworono�ny owado�erca miał bezwłos�, plamist� skór�, długi, podob-
ny do pejcza ogon i nisko osadzon� spiczast� mordk�, która wisiała naj-
wy�ej par� centymetrów nad ziemi�.
Wiruj�cy chawix, nap�dzany wiatrem i bez celu ta�cz�cy po dnie
kotliny wyl�dował nagle na grzbiecie kicaj�cego membibi. Luminara
mySlała, �e roSlina odskoczy od zwierz�tka, tak jak przedtem odbiła si�
od kamiennej powierzchni. Ale nie spodziewała si� tego, co po chwili zo-
baczyła.
138 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • granada.xlx.pl
  •