[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Komputer sygnalizował krótkim dzwiękiem kolejne etapy zanurzenia.
 Zanurzenie trzydzieści metrów  zameldował oficer obsługujący ster głę-
bokościowy.
 Utrzymać zanurzenie.
 Jest, utrzymać zanurzenie.
Gdy łódz podwodna ustabilizowała się, Gorow zarządził:
 Proszę przejąć komendę, poruczniku %7łuków.
 Rozkaz, kapitanie.
 Pozostawcie na stanowiskach tylko obsadę bieżącej wachty.
 Rozkaz, kapitanie.
Gorow opuścił pomieszczenie i przeszedł do kabiny łączności.
Timoszenko odwrócił się w kierunku drzwi, gdy tylko pojawił się w nich Go-
row.
 Kapitanie, proszę o pozwolenie na wysunięcie anteny.
 Nie zezwalam.
Mrugając z wrażenia oczami, Timoszenko przechylił głowę na bok, mówiąc:
 Kapitanie?
 Nie zezwalam  powtórzył Gorow. Zlustrował zgromadzony w pomiesz-
czeniu sprzęt telekomunikacyjny. Przechodził kiedyś krótki kurs jego podstawo-
wej obsługi. Ze względów bezpieczeństwa komputer telekomunikacyjny nie był
połączony z głównym komputerem pokładowym, chociaż jego klawiatura funk-
cjonowała w identyczny sposób jak ta, którą znał tak dobrze z centrum dowodze-
nia.  Chcę skorzystać z urządzenia kodującego i komputera komunikacyjnego.
Timoszenko nie poruszył się. Był doskonałym technikiem i na swój sposób
błyskotliwym młodym człowiekiem. Jednak jego uwaga koncentrowała się głów-
nie wokół baz danych, systemów programowania i elektronicznego sprzętu 
nie wiedział natomiast, jak postępować z ludzmi, o ile nie zachowywali się oni
w przewidywalny, podobny do działania maszyn sposób.
 Słyszałeś, co powiedziałem?  zapytał zniecierpliwiony Gorow.
 A. . . tak. Rozkaz, kapitanie  powiedział Timoszenko, zaczerwieniony ze
wstydu i zażenowania. Wskazał Gorowowi krzesło przy głównym module kom-
putera komunikacyjnego.  O co tak właściwie chodzi, kapitanie?
 O chwilę samotności  oświadczył Gorow i usiadł.
Timoszenko wciąż nie ruszał się z miejsca.
 Niech pan wróci do swoich zajęć, poruczniku.
Timoszenko był coraz bardziej zmieszany. Kiwnął głową, próbował się
uśmiechnąć, ale zamiast tego wyglądał jakby został ugodzony ostrzem noża. Od-
109
szedł w drugi koniec kabiny, gdzie jego zaciekawieni pomocnicy bezskutecznie
próbowali udawać, że nic nie słyszeli.
Urządzenie kodujące stało obok Gorowa. Było to pudełko o ściankach z pole-
rowanej stali, wielkości niedużej szafki. Na samej górze znajdowała się standar-
dowa klawiatura z czternastoma dodatkowymi klawiszami funkcyjnymi. Gorow
nacisnął przycisk włącznika. Znajdujący się w specjalnej przegródce żółty papier
został samoczynnie nawinięty na wałek drukarki.
Gorow szybko wystukał na klawiszach treść informacji, po czym przeczytał
ją, nie biorąc nawet cienkiego papieru do rąk. Następnie nacisnął czerwony kla-
wisz z napisem KODOWANIE. Laserowa drukarka zabrzęczała i po chwili, pod
oryginalną wiadomością, koder przedstawił jej zaszyfrowaną wersję. Wyglądała
jak chaotyczne zapiski: grupy przypadkowych cyfr oddzielone symbolami mate-
matycznymi.
Oddzierając zadrukowany fragment kartki, Gorow odwrócił się na swoim
krześle w stronę ekranu monitora. Spoglądając na zaszyfrowaną wersję informa-
cji, uważnie wprowadził te same serie cyfr i symboli do pamięci komputera ko-
munikacyjnego. Gdy to zakończył, nacisnął klawisz funkcyjny z napisem DEKO-
DOWANIE i drugi, podpisany DRUKOWANIE. Nie użył przycisku oznaczonego
słowem ODCZYT, ponieważ nie chciał, aby treść informacji ukazała się na dużym
ekranie znajdującym się ponad głowami pozostałych techników. Zapisaną kartkę
delikatnego, żółtego papieru umieścił w urządzeniu do niszczenia dokumentów,
po czym odchylił się wygodniej w krześle.
Nie upłynęła nawet minuta, kiedy komunikat  ponownie w swojej zdeko-
dowanej wersji  znalazł się w jego rękach. Cały proces nie zajął mu więcej niż
pięć minut; wydruk zawierał te same czternaście linijek tekstu, które wcześniej
wprowadził do urządzenia szyfrującego, jednak teraz informacja była napisana
specyficzną czcionką drukarki komputera. Wyglądała dokładnie tak, jak jakakol-
wiek inna zdekodowana wiadomość z ministerstwa w Moskwie i właśnie o to mu
chodziło.
Usunął z pamięci komputera wszystkie dane dotyczące operacji, które przed
chwilą przeprowadził, dzięki czemu jedyną pozostałością po całym procesie była
trzymana przez niego w ręce zapisana kartka papieru. Gdy Gorow opuści kabinę,
Timoszenko nie będzie w stanie uzyskać żadnych informacji na ten temat.
Wstał i skierował się w stronę otwartych drzwi. Kiedy do nich doszedł, od-
wrócił się i powiedział:
 Jeszcze jedno, poruczniku.
Timoszenko udawał, że przegląda dziennik okrętowy. Podnosząc znad niego
wzrok, odparł:
 Tak, kapitanie?
 W informacjach, które przechwyciliśmy  chodzi mi o rozbitków z Edge-
way  wspominano coś na temat nadajnika radiowego, który znajduje się na tej
110
dryfującej górze lodowej.
Timoszenko pokiwał głową.
 Mają ze sobą oczywiście standardową krótkofalówkę, ale zdaje się, że cho-
dzi o coś innego. Jest tam również nadajnik radiowy, który dziesięć razy w ciągu
minuty emituje dwusekundowy sygnał.
 Czy udało wam się go namierzyć?
 Dwadzieścia minut temu.
 Czy sygnał jest mocny?
 O, tak.
 Określiliście położenie?
 Tak jest, kapitanie.
 Trzeba będzie ponownie je sprawdzić. Za kilka minut połączę się z wa-
mi przez interkom  zakomunikował Gorow i poszedł do centrum dowodzenia
odbyć jeszcze jedną rozmowę z Emilem %7łukowem.
Harry nie zdążył nawet dokończyć opowiadania Ricie o tym, jak zepsuł się
mechanizm świdra, gdy nagle mu przerwała:
 Zaraz, a gdzie jest Brian?
Odwrócił się w stronę reszty mężczyzn, którzy weszli za nim do jaskini. Nie
było wśród nich Briana Dougherty ego.
Harry zmarszczył brwi.
 Gdzie jest Brian? Dlaczego go tutaj nie ma?
 Musi być gdzieś w pobliżu  stwierdził Roger Breskin.  Poszukam go
na zewnątrz.
Wraz z nim wyszedł Pete Johnson.
 Pewnie udał się za jedną z brył lodu  wyraził opinię Fischer.  Założę
się, że to nic poważnego. Może zachciało mu się iść na stronę.
 Nie  zdecydowanie zaprzeczył Harry.
 Powiedziałby o tym komuś  dodała Rita.
Podczas przebywania na pokrywie lodowej, z dala od bezpiecznego schronie-
nia Bazy Edgeway, pozbawieni pneumatycznych igloo, nie mogli sobie pozwolić
na luksus utrzymywania w dyskrecji naturalnych czynności pęcherza moczowe-
go czy jelit. Gdy wychodzili na stronę, wiedzieli, że należy powiadomić innych,
którego wzgórka albo spiętrzenia kry zamierzają użyć jako osłony dla swej toale-
ty. Będąc świadomym niepewności lodowego podłoża i kaprysów pogody, Brian
poinformowałby ich, gdzie należy go szukać w przypadku, gdyby przez dłuższy
czas się nie zjawiał.
Roger i Pete wrócili po niecałych dwóch minutach, ściągając z twarzy gogle
i pokryte śniegiem maski.
111
 Nie ma go w pobliżu pojazdów  oznajmił Roger  ani w żadnym miej-
scu, gdzie moglibyśmy go dostrzec.  Jego szare oczy, nie wyrażające zazwyczaj
emocji, zdradzały teraz niepokój.
 Kto z nim jechał z powrotem?  zapytał Harry.
Spojrzeli po sobie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • granada.xlx.pl
  •