[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zmiany... czy to możliwe, aby istniała ta znacznie starsza, hulająca po całym
świecie rzecz, o której wszyscy zapomnieli?
Nie wiedzieć z jakiego powodu pytanie to wzbudziło w nim złe samopo-
czucie. Niejasno przeczuwał, że istnieje inna strona życia oprócz zadowolenia
i szczęścia. Każda istota odczuwa zadowolenie i szczęście, czy jednak war-
tości te tworzą całość, czy też, być może, są one tylko jedną stroną medalu?
Argustal warknął. Dość raz zacząć takie bełkotliwe rozmyślania i można
skończyć jako człowiek z rogami na ramionach.
Strzepnąwszy piasek wydostał się z kąpieli. Poruszając się o wiele żwawiej,
niż to czynił od niepamiętnych czasów, zsunął się z domu na ziemię, nie
33
zawracając sobie głowy ubraniem. Wiedział, gdzie może znalezć Pamitar.
Powinna być poza miastem, strzegąc niby-układanki przed obszarpanymi,
gniewnymi nędzarzami Talembilu.
*
Wiał zimny wiatr, niosący od czasu do czasu płatki mokrego śniegu, które
sprawiały, że Argustal zaczął mrugać i zastanawiać się, czy jest sens iść
dalej. Maszerując poprzez zielone i szeleszczące centrum Gornilo i klucząc
pomiędzy wyjcami, którzy klęczeli bezładnie dookoła i zanosili prostackie
modlitwy, Argustal. podniósł wzrok ku słońcu. Jego tarcza, widoczna tylko
fragmentarycznie spoza drzew i chmur, cała w plamach i krostach, chwilami
bywała przesłonięta całkowicie, po czym rozbłyskiwała na nowo. Słońce
iskrzyło jak gorejące ślepe oko, a wiatr, który wiał jak gdyby wprost od
niego, parzył skórę i mroził krew.
Argustal dotarł w końcu do swego własnego skrawka ziemi, leżącego z dala
od zielonego miasta wśród ruchliwej pustyni; tu też napotkał swoją żonę,
Pamitar, która dla reszty świata zwała się Miram. Siedziała w kucki, obrócona
tyłem do wiatru, a niesione wichrem ostre ziarna piasku cięły jej kosmate
kostki. O parę kroków dalej jeden z nędzarzy panoszył się wśród kamieni
Argustala.
Pamitar podniosła się powoli i zsunęła szal z głowy.
- Taprhar! - zawołała.
Otoczył ją ramionami, kryjąc twarz na jej barku. Zwiergotali i pogdakiwali
do siebie, tak tym pochłonięci, że nie zauważyli, kiedy wiatr ucichł i pustynia
zastygła w spokoju, a światło słoneczne odzyskało swój blask.
Zwolniła uścisk, gdy wyczuła w nim napięcie. Na skryty znak odskoczył
od niej, przelatując niemal nad jej ramieniem, i 'rzucił się z furią naprzód,
zwalając na piach przyczajonego nędzarza.
Stwór rozpłaszczył się, dwuboczny i bezkształtny: z ramion wyrastały mu
dodatkowe ręce, głowę miał wilczą, tylne nogi krzywe jak u goryla; odziany
w setki gałganów, mimo to nie był odpychający. Odturtał się ze śmiechem
i zakrzyczał wysokim, gdaczącym głosem:
- Trzech mężczyzn leżało pod krzakiem bzu i żaden nie usłyszał, jak
pierwszy powiedział: "Zanim nadejdzie plon, uderzy grom", a drugi śpi
nocą z przygłupami, powiedz mi, chłopie, jak się nazywa trzeci?
- Wynocha stąd, ty opętany dziadu!
Odbiegając, dziadyga wykrzyczał przez śmiech swę odpowiedz plącząc
słowa, gdy w ucieczce gramolił się na oślep przez wydmy:
-Ależ to Tapmar, bo to on mówi donikąd!
Argustal i Pamitar obrócili się znów ku sabie. Pomimo osfrego słońca
badawczo wpatrywali się n.wzajem w swe twarze, oboje bowiem zapomnieli,
kiedy ostatni raz byli razem, tak długi był tó czas i tak słaba ich pamięć.
Wspomnienia jednak pozostały i powróciły, gdy`je odszukał. Płaskość jej
nosa, łagodna linia nozdrzy, krągłość jej oczu i ich brunatność, zarys jej
warg - wszystko to, ponieważ ukochane, pozostało w pamięci przyjmując
tym samym walor wyższy od piękna.
Mówili do siebie cicho, cały czas patrząc, i z wolna zaczęło w nim narastać
coś jakby odprysk tego, co przeczuwał po ciemnej stronie tarczy, gdyż
fizjonomia jego ukochanej nie była już taka, jak niegdyś. Wokół jej oczu,
a szczególnie pod nimi, zaległy cienie, a cienkie bruzdy spływały z kącików
jej ust; i czyżby zarys jej sylwetki równiei był bardziej przygięty ku
dołowi nizli uprzednio?
Gdy wewnętrzny niepokój stał się już zbyt wielki, poczuł się zmuszony
opowiedzieć Pamitar o tych sprawach, brak mu jednak było stosownych słów,
aby je wyrazić, a ona wydawała się go nie rozumieć, dopóki wreszcie nie
pojęła, sama o tym nie wiedząc, gdyż zaczęła przejawiać podniecenie, Argu-
stal więc wkrótce dał spokój pytaniom i zajął się niby-układanką, by
34
ukryć swe zakłopotanie.
Układanka zajmowała dobrą milę piaszczystego terenu, wznosząc się nad
nim na parę stóp. Choć z każdej ze swoich długich wypraw Argustal przy- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • granada.xlx.pl
  •