[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyznaczona do mycia srebrnej ramy zalała kwasem tkaninę, tuż ponad oczami, w których
zamieszkuję. Zgodnie z logiką, ten preparat powinien był wykończyć tilmę: tymczasem pojawiły
się tylko żółtawe plamy, które, jak sama będziesz mogła się przekonać, właśnie kończą się
wchłaniać, tak jak znikły wszystkie pózniejsze dodatki domalowane w XVI wieku te rytualne
ornamenty i symbole mające dostosować obraz do obowiązujących wówczas kanonów sztuki
sakralnej.
Moja prawdziwa szansa na wolność była dziełem terrorysty. Czternastego listopada 1921
roku, wiedziony fanatycznym zapałem, pewien młodzieniec uprzejmie podłożył u stóp ołtarza
bombę ukrytą w bukiecie z napisem: Dzięki, Juanie Diego . To ja mu dziękowałem, z całego
serca, możesz mi wierzyć. Marmur roztrzaskał się w drobny mak, krucyfiks z brązu zwinął się
wpół pod wpływem eksplozji, zdmuchnęło witraże bazyliki i wszystkie szyby w oknach ale ani
tilma, ani obraz nie doznały najmniejszej szkody. Chciało mi się płakać.
Do ostatniego chwilowego przejaśnienia doszło wtedy, gdy rektorem został mianowany Jego
Wielebność Schulemburg, który nie wierzył w cuda i chciał zdjąć obraz, ale było już za pózno:
nauka zajęła miejsce Kościoła. Ta nauka w którą tak wierzyłem wszędzie na świecie
triumfowała nad kultami i okultyzmem. I przytłaczający paradoks polegał na tym, że to właśnie
nauka, poprzez swoje kolejne odkrycia, przeprowadzała dowody na nieznane pochodzenie
obrazu.
Za każdym razem miałem nadzieję, że kolejny ekspert wstanie i powie: nie, mam racjonalne
wyjaśnienie. Ale to się nigdy nie zdarzyło. Już raczej, żeby tylko odrzucić nadprzyrodzony
charakter zjawiska, budowali tak nierealne hipotezy, że nawet najbardziej kartezjańskie umysły
przyznawały rację przesądom. Sama nie tak dawno się o tym przekonałaś na spotkaniu
z biednym Ponzo, którego sceptycyzm jest godny pochwały, lecz teorie są, niestety, dość
fantastyczne. Nie wystarczy zaatakować relikwie, by wyeliminować to, co boskie. Gdyby można
było unicestwić moje wspomnienie, rozpuszczając tilmę przy użyciu kurzego białka, to byłoby
cudownie. Ale prawdziwi naukowcy chcę przez to powiedzieć: swobodne umysły posłuszne
intuicji, metodyczni poszukiwacze po omacku wynajdują bez przerwy nowe aparatury, a one
unaoczniają kolejne enigmy, wzmacniając za każdym razem niewątpliwość cudu, który wcale
tego nie potrzebuje. Nie mam jak się przed nimi bronić. Naprawdę w końcu uwierzę, że jest to
znęcanie się nade mną.
Tak to wszystko wygląda. Dzisiaj moją ostatnią nadzieją, Nathalie, jesteś ty. Jeśli zostanę
ogłoszony świętym przez papieża, mój los zostanie ostatecznie przypieczętowany za tą szybą
i cały świat zacznie się przepychać z błaganiami do mnie. Już teraz Jan Paweł II nakazał, by
umieszczono reprodukcję tilmy pod Bazyliką św. Piotra, po lewej stronie grobu Apostoła, w tym
najświętszym dla chrześcijan miejscu. Polecił mnie przedstawić na płycie z brązu, jak pokazuję
tilmę biskupowi.
Na razie przeciwnicy kanonizacji, bardzo wpływowi w Watykanie, wymogli tyle, że nie ma
żadnego napisu wyjaśniającego, kim jestem, i nikt nie zauważa mojej kaplicy, ale to tylko
zawieszenie wyroku.
Nie słuchaj pozostałych ekspertów. Nie pozwól, by Kevin Williams osłabił twe przekonania.
Stawiaj opór. Daj wyraz swoim uprzedzeniom, blokadom, wątpliwościom. Szukaj anomalii.
Błędu. Bo jest. Przenikając do twoich myśli, przyswajając sobie informacje zebrane
w magazynie twojej pamięci, ujrzałem ten aparat, który obecnie pozwala odtworzyć scenę, gdzie
jestem uwięziony, i ustalić pozycję każdej postaci, porównując dane zarejestrowane osobno
przez każde oko Maryi Dziewicy. I zdasz sobie sprawę z tego, że jeden element nie pasuje do
reszty. Rodzina, Nathalie. Rodzina indiańska. Jest zbyt mała. Biorąc pod uwagę miejsce, jakie
zajmuje w scenerii, powinna być większa niż biskup. A poza tym widzicie ją w miejscu, gdzie
powinny być róże, które upuściłem na ziemię. Nie wiem, co się stało. Czy ten błąd
[ Pobierz całość w formacie PDF ]